W komentarzu padło pytanie ile mamy lat, więc odpowiadamy tutaj, żeby nikt nie miał wątpliwości: Mamy po 17 lat.
A teraz bez zbędnego ględzenia, zapraszamy do czytania! :)
~*~
Uśmiechnął się łobuzersko. Pomiędzy smukłymi palcami obracał
cedrową różdżkę.
Cieszył się, że utarł jej nosa. Zasłużyła sobie na to. Była
wyjątkowo irytująca.
-James, powinniśmy jej to oddać… Wiesz o tym?
Parę chwil temu, Ivy podczas wizyty w ich dormitorium
„zostawiła” swoją różdżkę, która była teraz w posiadaniu Jamesa. Nawet nie
spojrzał na Davida, który z dość obojętnym wyrazem twarzy zerkał na jego
poczynania.
-Doskonale wiem, co trzeba zrobić. – odparł tonem, który
David znał, aż zbyt dobrze. Szatyn westchnął
z rezygnacją, rozumiejąc że nie ma sensu się wtrącać. I tak James zrobi
to po swojemu.
David skierował się w stronę wyjścia.
-Dokąd idziesz? – spytał zaciekawiony i podniósł na niego
wzrok.
-Idę do…- zawahał się zanim dokończył – właściwie to sam nie wiem.
James nie odpowiedział, domyślił się, że jego przyjaciel
potrzebuje chwili samotności. Nie uważał, żeby było w tym coś złego.
Drzwi zaskrzypiały lekko, gdy Gryfon je otworzył i wyszedł z
dormitorium.
Kiedy James został
całkowicie sam, wciąż siedząc, odchylił
głowę do tyłu i przymknął powieki. Musiał wszystko przemyśleć,
zastanowić się, co dalej.
W tym momencie odpowiadała mu cisza panująca w zamku.
Pozwalała mu się skupić.
James wiedział, że powinien oddać księgę dziewczynom. Choć
nie miał zwyczaju robić tego czego powinien, to zdawał sobie sprawę z tego, że
to co zrobili było nieuczciwe. Ivy miała rację nazywając go złodziejem, może to
dlatego tak się na nią złościł.
Ta księga niesamowicie go intrygowała, był nią wręcz zafascynowany.
To było bardzo dziwne. Nie tylko ze względu na to, że miał wstręt do wszystkich
książek, ale też dlatego, że miał takie trudności z jej oddaniem i był w stanie
posunąć się nawet do kradzieży byleby ja tylko zdobyć. Choć tak naprawdę to
David zabrał księgę, to on znacznie bardziej interesował się tą sprawą, a jego przyjaciel jakby odpuścił. Czuł, że z tą książką
jest coś nie tak. Jednak wciąż pozostała kwestia, do której z nich ona należy,
Abigail czy Ivy i komu ją zwrócić.
Jednak skoro już postanowił, że ją odda, to przynajmniej nie
zmarnuje okazji by się dobrze zabawić.
Po chwili otworzył oczy i spojrzał na księgę leżąca na
łóżku. Zmarszczył czoło.
-Lubisz być tajemnicza, co? – spytał, patrząc jak złocista
okładka błyska w promieniach zbliżającego się powoli ku zachodowi słońca.
Włożył różdżkę Ivy do kieszeni szaty i leniwym krokiem ruszył w kierunku
wyjścia z dormitorium, uprzednio chowając księgę.
***
Ivy od jakiegoś czasu siedziała, w pokoju wspólnym czekając
aż James wyjdzie z dormitorium. Nie miała zamiaru stać pod jego drzwiami.
Kiedy już zaczynała przysypiać na miękkiej sofie, dostrzegła
Jamesa schodzącego powoli po schodkach prowadzących z dormitoriów chłopców. Ivy
zerwała z miejsca i podbiegła do niego, by jej nie uciekł. Brunet zatrzymał się
i spojrzał na nią z góry. Niespiesznym ruchem sięgnął do kieszeni i wyjął z
niej różdżkę, którą Ivy od razu rozpoznała. Byłą to cedrowa różdżka, z włóknem
z serca smoka, którą sześć lat temu kupiła u Ollivandera. Wyciągnął różdżkę, w jej stronę.
Przez moment żadne z nich nie drgnęło.
Przez moment żadne z nich nie drgnęło.
-I tak po prostu mi ją oddajesz? – zapytała, nieufnie mu się
przyglądając– Żadnych sztuczek, drwin i
innych tego typu rzeczy?
-Taa... Dzisiaj nie mam ochotę na zabawy z tobą. –
powiedział nieco znudzonym tonem. Widać było, że chce to załatwić jak najszybciej.
Ivy prychnęła i wyrwała mu ją z ręki. Właśnie chciał odejść,
kiedy w drzwiach do pokoju wspólnego pojawił się Matt.
-Na śmierć zapomniałam – powiedziała Ivy – Miałam ci
powiedzieć, że jest trening… A raczej był…
-I mówisz mi to teraz?!
-Zapomniałam o tym! – próbowała się usprawiedliwić, ale było
już za późno.
W tym momencie Matt stanął przed nimi. Oboje zamilkli.
Następne dziesięć minut spędzili na wysłuchiwaniu kazań
Matta. Mocno dał im do zrozumienia, że jest niezadowolony z ich nieobecności, a
kilka osób siedzących w Pokoju Wspólnym słuchało tego z zaciekawieniem.
-Wielkie dzięki– powiedział James z wyrzutem, gdy kapitan
drużyny się oddalił. Chłopak szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia.
-Oczywiście, jak zwykle! Najłatwiej jest zwalić na kogoś!–
wykrzyknęła Ivy w kierunku jego pleców i bez zastanowienia poszła za nim. –
Gdybyś nie wylegiwał się do południa w łóżku, to zdążyłbyś na trening i nie
musiałabym ci o nim przypominać!
***
Chciał się przejść. Ostatnio
szczególnie denerwowały go drobne sprzeczki Ivy i Jamesa. Irytowało go, kiedy wciąż musiał
wysłuchiwać ich kłótni. Właściwie to nie wiedział, dlaczego taką radość sprawia
mu robienie jej na złość. Chociaż nie…. tak naprawdę wiedział – czasem
potrafiła być nad wyraz uszczypliwa, ale zawsze miał wrażenie, że zaczyna być taka
dopiero wtedy, kiedy rozmawia Jamesem. „Rozmawia”… To niewłaściwe słowo. Oni skaczą sobie do gardeł – pomyślał.
Wyszedł na błonia. Znowu plucha, zimno…. Aż przeszedł go dreszcz.
Nie znosił takiej pogody, a w tym roku bardzo wcześnie przyszło wszystkim
powitać mróz.
Chodził chwile bez celu i już zrezygnowany miał wracać do
zamku, kiedy dostrzegł Abigail stojąca nad brzegiem jeziora. Była ubrana w
kożuchowy, kremowy płaszcz, a na
dłoniach miała rękawiczki z białej wełny, z dwoma palcami. Kasztanowe loki
opadały niesfornie na gruby szalik, narzucony na ramiona. Na głowie miała
czapkę z pomponem w tym samym kolorze,
co rękawiczki. Stojąca na tle jeziora, według niego wyglądała naprawdę ślicznie. Nie
zauważyła go.
Raźnym krokiem ruszył w jej stronę. Buty zagłębiały się w
błocie, wydający przy tym charakterystyczny dźwięk, którego nie znosił, jednak
starał się nie przejmować tym za bardzo i szedł dalej. Chwilę później był na
tyle blisko, że mógł dostrzec urocze rumieńce na jej policzkach.
-Cześć – przywitał się. Puchonka odwróciła się raptownie.
Uśmiechnęła się mimowolnie na jego widok.
-O, hej – powiedziała pogodnie – właśnie karmiłam to… tą
kałamarnicę, ale chyba nie jest już
głodna – stwierdziła z lekkim wahaniem, wskazując wzrokiem na spore kawałki chleba pływające po
srebrzystej powierzchni jeziora.
-Długo tu już jesteś? – zapytał wkładając zmarznięte dłonie
do kieszeni granatowej kurtki.
-Może godzinę – odparła wzruszając ramionami.
-Aż godzinę?! – wyrwało mu się, ale zaraz dodał - Pewnie jesteś
już porządnie przemarznięta?
-Ani trochę – odparła z lekceważeniem machając ręką - A ty?
-Odrobinę – skłamał, wpatrując się w odległy brzeg
porośnięty wyschniętymi zaroślami
-Przecież widzę, że się trzęsiesz.
–Tak serio, to nie
znoszę takiej pogody.
Chuchnął w skostniałe
dłonie i potarł je o siebie, by choć trochę je odgrzać.
-Więc czemu wychodzisz na zewnątrz w taki ziąb, zmarzluchu?
Abigail spojrzała na niego. Stał do niej bokiem wpatrzony w
wodę. Zazdrościła mu tych jego długich i gęstych rzęs, które podkreślały jego
ładne szmaragdowe oczy. Jednak nie wyglądał na tak wesołego, co zwykle.
Zagryzał wargę, jakby intensywnie nad czymś myślał.
-Coś cię martwi? –zapytała, nim zdążył odpowiedzieć na
poprzednie pytanie. Podeszła odrobinę bliżej i teraz niemal stykali się ramionami.
Głos Abigail wyrwał go z zamyślenia.
-Aż tak to po mnie widać? – zapytał, odwracając się jej
stronę. Ich spojrzenia na moment się spotkały. Wpatrywali się w siebie bez
słowa. David po chwili odwrócił wzrok z uśmiechem i ponownie utkwił je w tafli
wody, na której wciąż unosiły się spore kawałki chleba i kolorowe liście.
-Jesteś jak otwarta księga… -stwierdziła ruda, a po namyśle
dodała – podręcznik… albo magazyn…
-A może krzyżówka? – zapytał, rozbawiony jej porównaniem.
Abigail zachichotała.
-Nie, nie lubię krzyżówek. Są nudne i przewidywalne. – odparła,
a David zmarszczył czoło zastanawiając
się nad tą niecodzienną metaforą. Był ciekaw co dokładnie miała na myśli.
-A ty jesteś jak…- zaczął, zastanawiając się nad
odpowiednimi słowami. Abigail wpatrywała się w niego z zaciekawieniem i
wesołością .
-No mów! Jak co? – zachęciła go niecierpliwie i lekko
szturchnęła w ramię. Chłopak droczył się z nią i specjalnie zwlekał z
odpowiedzią.
-Hmm…- mruknął, pocierając dłonią podbródek i mrużąc oczy –
No nie wiem… Muszę się zastanowić…
-Ej, robisz to specjalnie! – powiedziała z wyrzutem i
ułożyła usta „w podkówkę” . David spojrzał na nią. Nie mógł oderwać od niej
wzroku. Uśmiechnął się lekko, jakby w zamyśleniu.
-Zawiesiłeś się czy co? – W tym momencie zasypała go stertą
złocistych liści.
David nie zwlekając odpłacił jej się tym samym. Dziewczyna
pisnęła i zaczęła uciekać widząc, że Gryfon schyla się po kolejną garść liści.
Śmiejąc się i rzucając się jesiennym listowiem, ganiali się
po podmokłych błoniach dopóki David nie poślizgnął się i upadł do tył€ w błoto.
Abigail śmiejąc się z jego wywrotki, podbiegła do niego z wyciągniętą dłonią, by pomóc mu wstać. Gryfon chwycił ją i
mocno pociągnął ku sobie, w skutek czego Abigail wylądowała tuż obok niego. Dziewczyna
krzyknęła zaskoczona, a Gryfon ciągle leżąc, obrócił się w jej stronę i
przyłożył dłoń ociekającą błotem do jej policzka. Abigail głośno nabrała
powietrza w płuca z udawanym oburzeniem, lecz po chwili zreflektowała się i
wycelowała w niego garścią błota. Z twarzy skapywała mu brązowa breja. Chłopak
usiadł i krzywiąc się, wypluwał błoto, które wpadło mu do ust. Ruda
wykorzystując fakt, że David nic nie
widzi, napierając na niego całym ciałem, posłała go ponownie na plecy.
-No, nieładnie – mruknął David i błyskawicznie chwycił
Abigail za ubłocone ramiona, czego zupełnie się nie spodziewała – przegięłaś –
powiedział groźnym tonem, jednak szeroki
uśmiech na jego twarzy psuł cały efekt. Ruda próbowała się wyrwać, lecz nie
mogła powstrzymać śmiechu.
-Puść mnie! – zawołała, próbując zdjąć jego ręce ze swoich
ramion.
-Jak obiecasz, że nie rzucisz we mnie błotem - powiedział, patrząc w jej roześmiane oczy.
Abigail niezauważalnie sięgnęła po kolejną garść błota i
wycelowała w bok jego głowy, przejeżdżając dłonią aż do żuchwy.
-Teraz mogę obiecać – oznajmiła z zadowoleniem.
David pomachał lekko głową na boki, by zrzucić z siebie trochę błota i roześmiał się głośno.
-Wiesz co, może chodźmy
już do zamku – zaproponowała Abigail, przyglądając się jego umorusanej twarzy.
-Jak pani sobie życzy – powiedział, szeroko się uśmiechając i odgarniając mokre włosy z czoła.
Oboje podnieśli się z ziemi. Ich ubrania ociekały błotem.
Spojrzeli na siebie i roześmiali się ponownie. Ruszyli do zamku, nie wydawali
się specjalnie przejęci faktem, że są cali brudni.
Jedynymi dźwiękami jakie mąciły idealna ciszę był szelest
suchych liści i odgłos cmokania, gdy ich buty zagłębiały się w podmokłym
gruncie.
-Abigail? – zapytał nagle David, przerywając milczenie.
Dziewczyna spojrzała na niego szarymi jak stal oczyma.
-Hm?
-Z kim idziesz na bal? – zapytał jakby od niechcenia.
-Na razie nikogo nie mam. Ale to na pewno się zmieni –
dodała żartobliwie, a po chwili zapytała
– A czemu pytasz?
-Z ciekawości. – odparł luźno – Sporo osób już ma swoje
pary.
-A ty pewnie chciałbyś iść z tą nową? – zapytała, David
spojrzał na nią zdziwiony – Każdy by chciał – wyjaśniła unikając spojrzenia
chłopaka.
David roześmiał. Tym razem to Abigail była zdumiona.
-Z nią? Daj spokój. Nie jest… w moim typie – oznajmił po
chwili zastanowienia.
-A kto jest? – spytała, spoglądając na niego spod uniesionych brwi.
-Lepiej, żebyś nie wiedziała – odparł żartobliwym tonem.
-McGonagal?
-Wydało się – powiedział David udając zawstydzenie i oboje
parsknęli śmiechem –Tak naprawdę myślałem żeby zaprosić Sally…
-Jaką Sally?
Nie była pewna, ale wydawało jej się, że David chwile się
zawahał przed odpowiedzią.
-O’Conell
-Kojarzę ją – powiedziała rudowłosa, starając przypomnieć
sobie dokładniej o kim mowa - Wydaje się być w porządku i jest bardzo ładna.
-No – potwierdził bez szczególnego zapału David. Abigail z
lekkim zaskoczeniem przyjęła jego brak entuzjazmu.
W tym momencie od strony zamku, rozległy się krzyki. David
je rozpoznał – w końcu słyszał je codziennie. Jego dobry humor znikł nagle jak
bańka mydlana.
-Ciekawe co znowu? – zapytał zirytowanym tonem. Miał już dosyć
ich sprzeczek. – Hej James! Ivy! – zawołał do nich, na co oni umilkli na
chwilę, ale zaraz z powrotem powrócili do kłótni.
David szybkim krokiem ruszył w ich kierunku, a Abigail za
nim.
-Kiedy wreszcie się uspokoicie? Kłócicie się dosłownie o
wszystko! – wykrzyknął David, zbliżając się do nich.
-Co wam się stało? – przerwał mu James, ze zdziwieniem
patrząc na ich brudne twarze i ubrania – Kąpieli błotnej wam się zachciało?
Ivy mimowolnie uniosły
się kąciki ust na ten widok. Wyglądali zabawnie i całkiem...uroczo.
-Wywróciliśmy się – oznajmił David lekko zmieszanym tonem i
spojrzał na przyjaciela, który podniósł brwi i uśmiechnął się lekko.
-Wywróciliście się…- powtórzył powoli.
-Co się tak głupio gapisz? Tak było.
James pokiwał głową, jednak na jego twarzy panował ten sam
uśmieszek niedowierzania.
-A wy co tu robicie? Razem?– David sprytnie zmienił temat –
Znowu wykłócacie się o ilość sera w toście? Czy może o coś jeszcze głupszego?
-Nie – odezwała się Ivy – tym razem chodzi o księgę -powiedziała
wprost.
Nagle zapanowało milczenie. Abigail rozejrzała się dookoła
by upewnić się, że nikt nie podsłuchuje, jednak błonia były zupełnie puste.
Nikt nic nie powiedział, więc Ivy ponownie zabrała głos.
-Masz mi ją w tej chwili oddać – zwróciła się ostro do Jamesa,
który stał tuż obok niej.
-Nie mam jej przy sobie – odparł, zakładając ręce na piersi.
-Więc może pójdziemy do twojej sypialni i…
-Ivy, nie jesteś w moim typie – powiedział i z radością
stwierdził, że po raz kolejny wyprowadził ja z równowagi.
-Wiesz, że nie o to mi chodziło! – zawołała, zasłaniając
oczy.
Lepiej. Zawstydził ją!
-W każdym razie żądam jej zwrotu – stwierdziła starając się,
żeby jej głos zabrzmiał stanowczo, jednak
on dostrzegł lekkie rumieńce na jej policzkach.
-To ty jej nie masz? – zapytała Abigail ze szczerym
zdumieniem.
-Nie – odparła krótko – ten kretyn mi ja ukradł.
-To już nie moja wina, że nie potrafisz upilnować własnych
rzeczy – stwierdził James, patrząc prosto w jej niebieskie oczy.
-Wymówka złodzieja – mruknęła Ivy zakładając ręce na piersi.
-Ja po prostu chce, żeby sprawiedliwości stało się zadość –
stwierdził z mina niewiniątka i uniósł ramiona, na co Ivy tylko prychnęła.
David postanowił włączyć się do rozmowy, zanim dojdzie do
kolejnej bezsensownej kłótni.
-James miał na myśli jedynie to, że…. -przerwał na moment
zbierając myśli- …to, że chcieliśmy ją zwrócić wcześniej, ale…
-Ale?
-Ale nie wiedzieliśmy do kogo tak naprawdę należy, bo każda
z was mówi co innego.
-Jest moja! – powiedziały jednocześnie Ivy i Abigail i
spojrzały się na siebie niechętnie. Od razu zaczęły się przekrzykiwać, a ich
podniesione głosy zlewały się ze sobą i niosły się echem po opustoszałych
błoniach.
-Ja znalazłam tę skrytkę! Gdyby nie ja, to byście nawet o
niej nie wiedzieli! To mnie się bardziej należy! - wykrzyknęła Ruda.
-Ale to ja jej pierwsza dotknęłam! I to dzięki mnie znalazłyśmy
się wtedy w bibliotece! - zawołała gniewnie Gryfonka.
-Tylko dlatego, że cię sprowokowałam!
-Stop! Stop! STOP! – przerwał im James, wchodząc między nie
z rozłożonymi rękami – Na wszystko jest sposób.
-Nie chce żadnych twoich sposobów – warknęła Ivy, celując w
niego palcem i akcentując każde słowo.
-Ale pamiętaj o tym, że jak na razie to ja mam księgę. –
przypomniał jej z zadowoleniem.
Ivy wydała z siebie
gniewny pomruk i wzniosła zaciśnięte pięści ku niebu. Była wściekła, bo nie
mogła nic zrobić. Mogła dalej próbować zabrać mu księgę, jednak miał przewagę.
Znał mnóstwo zakamarków i kryjówek, o których Ivy nie miała zielonego pojęcia,
a gdzie bez obaw mógłby schować księgę.
Miał również Davida do pomocy. A poza tym pamiętała jak skończyła się jej ostatnia
próba odebrania mu księgi, więc jej szanse były niewielkie. Gdyby chociaż mogła
mu czymś zagrozić… Wiedziała jednak, że James niczego się nie wystraszy i tylko ją wyśmieje.
-Jeśli masz coś mądrego do powiedzenia to się pośpiesz, bo
jest zimno – wycedziła Ivy, wciąż patrząc na niego wrogo.
-Dobra. Będę się streszczał. – rzekł James, a z każdym słowem
uśmiechał się coraz szerzej - Żeby odzyskać księgę musicie…
-miałeś się streszczać – upomniała go blondynka, kiedy przerwał,
by zwiększyć napięcie. David patrzył na przyjaciela w oczekiwaniu, był ciekaw
co wymyślił. Widać było, że James jest w wyśmienitym nastroju, a mogło to tylko
oznaczać, że wpadł na jakiś wyjątkowo paskudny pomysł. Abigail wpatrywała się w
niego jak zaczarowana.
- Musicie wejść do Zakazanego Lasu! – zawołał z uciechą, najwyraźniej
nie mogąc się już dłużej powstrzymywać.
-Co? – wydukała Ivy. Nie spodziewała się, że mogą wpaść na
coś AŻ tak głupiego.
-Dobrze słyszałaś – podchwycił David – I ta która stchórzy pierwsza, przegrywa.
Zerknął na Jamesa, na jego twarzy pojawiło się
podekscytowanie. Szybko podłapał pomysł przyjaciela.
-Dokładnie, a jeśli nie odważycie się wejść to księga
zostaje u mnie. Na zawsze.
-Tylko takie cymbały jak wy mogły wpaść na tak durny pomysł –
stwierdziła z przekąsem Ivy - Naprawdę sądzisz, że się na to zgodzę?
-Jestem tego pewien – odparł James, nie odrywając od niej
wzroku.
Ivy ściągnęła brwi i właśnie miała wyrazić swój ostry sprzeciw,
kiedy David zerknął na zegarek i powiedział:
-Ale późno! Musimy się już zbierać... Narazie dziewczyny.
Szatyn szturchnął kolęgę i obaj odwrócili się, by powolnym krokiem ruszyć przez błonia w
kierunku zamku.
-Ale przecież nie możemy od tak wejść sobie do zakazanego
lasu! Pogięło was?
-Albo przyjdziesz albo oddamy księgę Abigail. O ile się
stawi – odpowiedział jej James odwracając się do niej i przez moment idąc tyłem
z rekami w kieszeniach.
-Oczywiście, że się stawię! – odparła z entuzjazmem Abigail,
a Ivy zacisnęła dłonie w pięści. Najwyraźniej Puchonce nie przeszkadzał fakt,
że ktoś stawia jej warunki.
-Wybieraj.
Ivy popatrzyła na Jamesa morderczym wzrokiem, jednak na nim
nie zrobiło to żadnego wrażenia. Widząc, że Gryfonka nie zamierza odpowiedzieć,
obrócił się z powrotem. Kiedy byli przed wejściem do zamku, James rzucił do
nich przez ramię.
-Prawie bym zapomniał… O dwudziestej przed głównym wejściem.
Nie spóźnijcie się – dodał na odchodnym i razem z Davidem weszli do zamku, zamykając
za sobą ciężkie wrota.
-To będzie bułka z masłem-stwierdziła Abigail pewnym siebie
głosem i krzywiąc się wyjęła z pasma
włosów kawałek wyschniętego już błota.
-Nie tylko oni będą nas straszyć -odparła Ivy, patrząc na mroczną linie lasu.
Dziewczyny ruszyły śladem Jamesa i Davida. Abigail dalej
zajmowała się swoimi włosami, jednak Ivy nie mogła pozbyć się wątpliwości.
-To zły pomysł – powiedziała, wciąż obserwując cienie
czające się między drzewami – Bardzo zły pomysł.
Zachodzące słońce oświetlało grube konary. Nie chciała nawet
myśleć, co za nimi czyha. Nie mogła uwierzyć, że zachowali się tak dziecinnie…
Miały jeszcze trzy godziny.
Uuuu... powiało grozą. Świetny pomysł z tym zakazanym lasem. Mam nadzieję, że nowy rozdział dodacie troszeczkę szybciej, bo po takiej końcówce to grzechem byłoby tego nie robić! Dobra, żartuję. Po prostu nie mogę się doczekać. A rozdział jak zawsze świetny.
OdpowiedzUsuń+ wiedziałam, że musicie mieć więcej niż 15 lat! Stawiałam na 19, ale nie obrażajcie się, po prostu piszecie tak profesjonalnie...
Pozdrawiam!
J.♥!
Fajny rozdział! Nie mogę się doczekać tego, co będzie dalej! Myślę, że Ivy jednak pójdzie do tego lasu. Mam wrażenie, że Abigail chce tej księgi tylko dlatego, że ładnie wygląda, a James i Ivy ze względu na zawartość. Podobała mi się scena walki błotnej :P. Piszcie dalej, historia jest świetna. Życzę wam dużo weny! :D
OdpowiedzUsuńHej, nareszcie nowy rozdział! Bardzo mi się podoba. Jak było mówione o tych kłótniach Jamesa i Ivy, to pomyślałam, że brzmią jak stare małżeństwo. Albo jak James i Lily, tyle że ten James, nie ma takiego samego celu jak James pierwszy ;p Ta scena, jak obrzucali się błotem mi się podobała. A jak David pytał się Abigail o to, z kim idzie na bal, to byłam święcie przekonana, że ją zaprosi, a tu zaskoczenie. Lubię takie nieoczekiwane akcje. Tak teraz pomyślałam, czy będą tu jakieś wątki miłosne?
OdpowiedzUsuńTen pomysł Jamesa, że aby odzyskać księgę muszą pójść do ZL, był taki... jamesowaty. Albo raczej huncwotowaty. A w sumie na jedno wychodzi :D
Z tą księgą, to myślę, że Davidowi jest ona obojętna, a Abigail zwraca tylko uwagę na jej wygląd, oraz to, że jest złota (czyli droga - może chce ją sprzedać, czy co). Natomiast James i Ivy zainteresowała jej wnętrze... albo Jamesowi chodzi tylko o wnerwianie Ivy :D
A w tym lesie niech się coś stanie. No nie wiem, niech znajdą jakieś zwłoki, albo niech ktoś zginie - najlepiej Abigail, nie lubię jej xD Ale mam przeczucie, że będzie coś z Vivian, czy jak jej tam było.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
Pozdrawiam i życzę Wena.
To było niesamowite, ganialne, cudowne... *.* Calkowice zgadzam się z komentarzami powyżej :) Kiedy następny rozdział? Mam nadzieję, że już niedługo, bo chyba nie wytrzymam tego napięcia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dużo weny życzę!
Ula =)
PS. David i Abigail? James i Ivy? Bardzo ładnie proszę :D
Cudny rozdział i czekam na następny. :D Masz przyjemny styl pisania. Walka błotna super opisana. ♥
OdpowiedzUsuńzapraszam : http://opowiadanieampariousokodlyoko.blogspot.com/
dodaje do obserwatorów :D
dziewczyny! to jest... niesamowite! z niecierpliwością czekam na więcej!
OdpowiedzUsuń: OOOOOOOOOO
OdpowiedzUsuńco ? david i abigail ? :o
nigdy bym się tego nie spodziewała !
oooooooooooooooo...David i Abigail!?Hmmmm...Nazwet może coś z tego ciekawego wyniknać *.* Coś wyczówam że w nastepnym rozdziale się dużo będzie dziać.
OdpowiedzUsuń