wtorek, 26 marca 2013

Rozdział XVIII - Poszukiwany, Poszukiwana

Czujemy, że ten rozdział nadaje się za przeproszeniem do czterech liter, ale cóż... nie wszystko zawsze musi być udane, a my postanowiłybysmy być jeszcze bardziej niedoskonałe niż zwykle. 

~*~

-Co ty… co ON tu robi?! Oj, tym razem przegięłaś, kochana, masz przechlapane! 
Wokrągłym przejściu stał średniego wzrostu chłopak, o szarych oczach i lekko powywijanych jasnobrązowych włosach. Na jego twarzy mieszały się różne emocje: z początku zaskoczenie, graniczące z szokiem, które jednak po chwili przerodziło w zdenerwowanie połączone ze złośliwą satysfakcją. 
Abigail poczuła jakby coś ciężkiego opadło jej na dno żołądka. Fortunność tego zdarzenia była bardzo wątpliwa. David jednak nie wydawał się tym zbyt przejęty, mimo to przezornie wyprostował się na tyle na ile pozwalało mu niskie sklepienie i zdjął rękę znad ramienia Abigail, by zwiększyć dzielący ich dystans. Zlustrował Puchona wzrokiem i odczuł wrażenie, że skądś go kojarzy. I bynajmniej nie były to pozytywne wspomnienia.
-O co ci chodzi? – zapytała wyniosłym tonem. Zadarła podbródek, by sprawić wrażenie pewnej tego co robi i totalnie niezakłopotanej wynikła sytuacją. Przez tyle lat obcowania ze swoim bratem udało jej się doprowadzić tę umiejętność do perfekcji.
-Udajesz głupią czy naprawdę taka jesteś? – zapytał, mrużąc stalowe oczy – właź tutaj – rozkazał i wskazał ręką na wnętrze Pokoju Wspólnego. 
Abigail spojrzała na niego z wyższością.
-Hmm… Nie –  stwierdziła obojętnym tonem i  zadufaną miną odwróciła się do niego bokiem, zakładając ręce na piersi.
Chłopak wyraźnie zirytowany zachowaniem Rudej, już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy w tym momencie niespodziewanie usłyszeli stłumiony śmiech Davida. Puchon rzucił Gryfonowi złowrogie spojrzenie, jednak ten nic sobie z tego nie robił i spojrzał na Abigail, której foch wyglądał wręcz komicznie.
-Zresztą… rób jak chcesz. To ty będziesz miała przechlapane u rodziców nie ja. – stwierdził chłopak również zakładając ręce na piersi. Wyglądali teraz bardzo podobnie. Abigail głośno zaczerpnęła powietrza.
-Tylko spróbuj… - powiedziała i podeszła do niego grożąc mu palcem.
-No nie wiem, nie wiem… Słyszałem, że rodzice ostatnio dali ci sporo kasy – powiedział i zerknął wymownie do góry.
-Jeśli myślisz, że coś ode mnie wyłudzisz…- zaczęła, ale nie dokończyła zdania, bo przypomniała sobie  o  Davidzie, który stał z boku, próbując nie podsłuchiwać ich konwersacji. – Narazie…. i dzięki za odprowadzenie –Zwróciła się do niego z uśmiechem, a następnie przeszła pod ramieniem brata, który dalej stał  w przejściu, do Pokoju Wspólnego.
Puchon rzucił Davidowi mordercze spojrzenie, na co ten tylko się uśmiechnął i podniósł brwi. Po chwili drzwi zatrzasnęły się z hukiem i Gryfon został sam w małym przedsionku. Zza drzwiami rozległy się podniesione głosy.
-To niesprawiedliwe, że tobie dali, a mnie nie! Mogłabyś się podzielić z własnym bratem!
-Własny brat to by mnie nie chciał wsypać!
-Oj, przecież sobie tylko żartowałem a ty tak wszystko na serio…
-Ja już cię znam, za nową miotłę to byś mnie oddał Arabom! Wciąż pamiętam jak byliśmy w Bułgarii…
-Stare dzieje…
David zmarszczył czoło, a myślał, że to James ma dziwną rodzinę (choć nie żeby ich nie lubił). Pomyślał, że chciałby kiedyś zapytać Abigail o historię z Arabami. Bawiło go to wszystko, ale uznał, że niegrzecznie jest podsłuchiwać cudze rozmowy. Niespodziewanie przypomniał sobie  skąd kojarzy tego chłopaka, był szukającym w drużynie Hufflepuffu. To on na ostatnim meczu złapał znicza przed Ivy. 
David cicho opuścił beczkę. Automatycznie wyjął mapę z kieszeni spodni i przerzucił bluzę przez ramię. Przejechał wzrokiem po pergaminie i zauważył jak Filch wchodzi do swojego skromnego gabinetu na drugim piętrze. Już kiedyś miał okazję go odwiedzić i nigdy więcej.
Dziarskim krokiem ruszył przed siebie obierając najkrótszą drogę do dormitorium. Nawet nie zapalał różdżki, znał trasę na pamięć.
Gdy wreszcie stanął przed Grubą Damą, bez zdziwienia spostrzegł że śpi. W końcu było już trochę po północy. Odkaszlnął i powiedział na tyle głośno by wyrwać kobietę ze snu, jednak nie na tyle by zwrócić uwagę pozostałych obrazów. Tego na pewno by nie chciał.
-Wybacz, że budzę. Mógłbym wejść? – zapytał, szczerząc się do otyłej kobiety na obrazie. Ta z nieco zniesmaczonym wyrazem twarzy leniwie podniosła powieki i zerknęła na Gryfona. Westchnęła i odezwała się niezadowolonym tonem.
-Uczniom nie wolno przebywać poza łóżkami o tych porach, a ciebie to widziałam tu już ze sto razy  – stwierdziła chłodno, ale najwyraźniej nieco udobruchana jego uprzejmym przywitaniem zaraz dodała – hasło?
David w myśli przybił sobie piątkę.
-Puszek Pigmejski.
Wrota uchyliły się, a on wszedł do środka. David wiedział jak obłaskawić jędzowaty obraz i niemal za każdym razem udawało mu się przejść bez zbędnych awantur. Przez tyle lat wracania o niewłaściwych godzinach nauczył się że wystarczyła jedynie odrobina taktu. Kiedy robił to James, Gruba Dama swoim oburzonym krzykiem budziła wszystkie portrety dookoła, co kończyło się przeważnie pojawieniem się Filcha.





Później standardowo,  za każdym razem musieli się chować i czekać aż pójdzie by ponownie móc spróbować wejść do środka.
Wciąż miał w głowie pamiętną sytuacje, kiedy to po imprezie (w której uczestniczyli tylko oni dwaj), która odbyła się za żywopłotem na błoniach, z okazji zaliczeni SUMów z transmutacji James nieco wstawiony próbował dostać się do środka. W wielkim skrócie, próbował przekonać obraz co działania swojego uroku osobistego. Oczywiście hasła nie pamiętał, ale to nie zmieniało jego mocnego przekonania, że jego to nie obowiązuje. Dama dała upust swojej złości, oburzonymi krzykami, w których pojawiło się parę co ciekawszych wyzwisk co z kolei sprowadziło woźnego, który widząc ich w nie do końca trzeźwym stanie, zaprowadził ich prosto do dyrektorki. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie, nie chciał sobie przypominać szczegółów, ale pamiętał, że to był szlaban stulecia, a James popadł w depresje z powodu codziennych wyjców od matki. Wtedy naprawdę cieszył się, że przynajmniej jemu to  nie grozi.
Kiedy wszedł do środka, Pokój Wspólny był pusty  a ogień w kominku już przygasał. Wbiegł po schodach do sypialni chłopców i wpadł do swojego dormitorium. Od razu jego uszu dobiegło głośne, znajome chrapanie. Zapalił różdżkę. Nie bał się, że kogoś obudzi – było to praktycznie niemożliwe, przypuszczał nawet że nagłe trzęsienie ziemi nie byłoby wstanie wyrwać jego współlokatorów z objęć Morfeusza. Poczuł jak jego samego zaczyna dopadać zmęczenie.
Nie patrząc pod nogi przeszedł przez zawalony wszystkim co możliwe pokój. Bez ceregieli zdjął koszule i spodnie, wskoczył do ciepłego łóżka. Nie musiał długo czekać na sen, w którym jakiś wielki włochaty stwór gonił go po lesie, a on usiłował przed nim uciec.


***

Davidowi wydawało się, że minęła zaledwie chwila, kiedy poczuł mocne szturchnięcie w plecy. Usłyszał nad sobą czyjś głos, chyba coś do niego mówił.  Nie wiedział czego chce, nie był na tyle przytomny by dobrze zrozumieć słowa.
-Leży w szafie… -mruknął w odpowiedzi. Miał nadzieję, że to wystarczy i natręt wreszcie da mu spokój. Nawet nie otworzył oczu tylko ponownie przytulił się do białej puchowej poduszki i nakrył się dokładniej miękką kołdrą.
-Co takiego? – kolega dalej nie dawał mu spać, więc podciągnął pierzynę na głowę –Pytałem gdzie jest James.
-Odejdź…- jęknął chłopak, za wszelką cenę nie chcąc wracać do rzeczywistości.
-Wstawaj! - jego współlokator był nieugięty.
David najwyraźniej  był równie uparty i nie zamierzał wykonywać polecenia, bo zaraz ponownie rozległo się ciche chrapanie.
Z początku nie wiedział jakim sposobem z łomotem znalazł się na drewnianej podłodze, w każdym razie zmusiło go to do otwarcia oczu. Nad sobą zobaczył swojego kolegę, Johna chowającego różdżkę do kieszeni. Nie zaskoczyło go to. Przywykł do takich pobudek.
-Co znowu? – zapytał zbierając się z ziemi. Był w samych zielonych bokserkach w jego ulubiony wzór - w śnieżynki. Postanowił ubrać się w coś, kiedy poczuł lekki chłód na skórze.
-James nie wrócił na noc? –zapytał John, niby od niechcenia i za pomocą różdżki przerzucił całą masę ubrań leżących na drewnianej podłodze na swoje łóżko, by zrobić przejście.  
-Może postanowił spędzić tę noc z Katie? – z łazienki dobiegł  ich głos, a następnie złośliwy chichot Vince’a.
David sięgnął po spodnie które wczoraj niedbale rzucił na ziemię i ziewnął przeciągle.
-Niee… -zaprzeczył naciągając je na nogi – …jest z Ivy.
Z łazienki ponownie dobiegł ich śmiech.
-z Ivy powiadasz? – zapytał John, podnosząc brwi.
Dopiero wtedy David zdał sobie sprawę, że to co powiedział mogło zabrzmieć nieco dwuznacznie.
-A to ciekawostka – drzwi od łazienki otworzyły się i w przejściu pojawił się Vince z ręcznikiem na biodrach, zanim David zdążył sprostować swoją wypowiedź. Jego głos brzmiał niewyraźnie, bo w ustach trzymał szczoteczkę do zębów.
-Niee…  – jęknął David – James dalej jest z Katie… Jak mogliście pomyśleć, że on i Ivy… -w tym momencie udał odruch wymiotny i podniósł się zimnej podłogi.
-Masz rację – powiedział Vince kiwając głową – chociaż biorąc pod uwagę skłonność Jamesa do skoków w bok… - w tym momencie zrobił krótką pauzę - Chociaż… Nie. Nie, w żadnym wypadku. Masz rację.
John zmarszczył czoło.
-A właściwie czemu nie?
David spojrzał na niego zdziwiony, ale zaraz kontynuował poszukiwania jakieś czystej koszuli.  
-No tak, nie jesteś w drużynie.  – mruknął Vince – Gdybyś był to byś wiedział.
-Jesteśmy na tym samym roku, chodzimy razem na lekcje od sześciu lat, więc w sumie to ją znam. Nawet zamieniliśmy parę słów, jest całkiem miła . I jakby się zastanowić to brzydka chyba też nie jest.  Z przodu trochę decha, ale z tyłu…
David wydał bliżej nieokreślony dźwięk i zatkał uszy i spojrzał na Vinca, który stał nie wzruszony przy drzwiach od łazienki i tylko przewrócił oczami.
-Przestań.
-No co? Tylko stwierdzam fakty – John wzruszył ramionami i machnął różdżką w kierunku butów, które wyleciały spod sterty książek.
-Dobra, pośpieszcie się. Mamy dziesięć minut – powiedział Vince, zerkając na zegarek.
Gdy już się ubrali, spóźnieni pobiegli na lekcje. Po chwili wpadli do sali, w której odbywały się zajęcia z  transmutacji.
-Smith, Iwanow, Venner minus pięć punktów dla każdego. Siadać! – rozkazała ostro profesor Switch.
-Dzień dobry, nasza kochana profesor Switch – mruknął pod nosem Vincent i razem z resztą posłusznie usiedli jak zawsze w ostatnich ławkach.
-Jak zwykle gorące powitanie -wtrącił półszeptem Johny. 
-A gdzie Pan Potter, jeśli można wiedzieć? – spytała Switch, podchodząc do nich i uderzając końcem różdżki o blat ławki Davida. Chłopak przełknął ślinę i odchylił się na krześle, tak bardzo ja tylko się dało. Nie chciał widzieć profesorki z tak bliska ani tym bardziej czuć jej nieświeżego oddechu. – Proszę się nie bujać, panie Smith! To nie przedszkole!
Nóżki krzesła w jednej chwili opadły na podłogę, a David z nieco wystraszona minę spojrzał na prosfesorkę.
-On, eee…- chłopak zająknął się. Nigdy nie potrafił dobrze kłamać. Nie miał pomysłu na żadną przekonującą odpowiedź  „Może powiem, że jest jeszcze na śniadaniu, albo ma indywidualny trening… ale nie, w trakcie lekcji przecież nie może być… o, albo ma szlaban. TAK! To bardzo prawdopodobne...” Nim jednak zdążył powiedzieć cokolwiek na głos, Vince wyratował go z opresji. 
-Źle się poczuł – odparł lekko Venner. Profesor Switch podniosła nieznacznie brwi i łypnęła groźnie na całą trójkę.
-Sprawdzę to później- odparła, wciąż mierząc ich podejrzliwym spojrzeniem. David odetchnął z ulgą, kiedy profesorka odwróciła się i zaczęła przechadzać się wzdłuż ławek. Gdy doszła niemal do końca rzędu, odwróciła się raptownie co spowodowało nieprzyjemny skurcz w żołądku Gryfona..
-A panna Hunter? Gdzie jest? – zapytała swoim zwykłym wyniosłym tonem. David zachłysnął się powietrzem, Vince zerknął na niego kątem oka. Przez moment panowała cisza, po chwili jednak z jednej z środkowych ławek odezwała się jakaś brunetka. David wywnioskował, że to musi być jej współlokatorka.
-Ona… Ona też się źle poczuła. –dziewczyna odezwała się cicho.
-Jadłaś w ogóle śniadanie? mów głośniej dziewucho!- zagrzmiała nauczycielka i wlepiła spojrzenie przypominające wzrok bazyliszka w Gryfonkę. Dziewczyna poczerwieniała. David wychylił się z ławki i obserwował jak brunetka z pierwszego rzędu,  próbuje coś powiedzieć. Widząc to sam poczuł przypływ paniki i stresu, co jego samego niemal sparaliżowało. Gdyby nie strach przed profesorką to być może pomógłby biednej dziewczynie, jednak nie mógł się odezwać, bo głos uwiązł mu w gardle. Bał się niewielu rzeczy lecz surowa, nauczycielka transumtacji i zarazem opiekunka Gryffindoru potrafiła przyprawić go o gęsią skórkę.
W klasie zapanowała całkowita cisza. Siedząca w drugim rzędzie Abigail drgnęła lekko. Pani Switch zmrużyła oczy.
-Wracamy do tematu. – rzekła oschle – Otwórzcie podręczniki na stronie sto dwudziestej pierwszej. Przeczytajcie notatkę o transmutacji wtórnej u płazów i…
John nachylił się do Davida i Vince’a, kątem oka obserwując nauczycielkę.
-David gdzie ich wcięło? – zapytał szeptem.
-Nie mam pojęcia – mruknął David wzruszając ramionami. – To dziwne.
-Nie włóczyliście się gdzieś wczoraj? – zapytał Vincent, doskonale udając , że czyta podręcznik.
-Tak, ale….- David zawahał się, zastanawiając się czy powinien im powiedzieć o Zakazanym Lesie i tym „drobnym” wypadku Jamesa, jednak coś mu podpowiadało, żeby o tym nie wspominać - Potem się rozdzieliliśmy.
-Tak po prostu? – zapytał brunet podnosząc brew.
-A co? – burknął. Dopiero teraz tak naprawdę zdał sobie sprawę z nieobecności Jamesa. Nie miał pojęcia co mogło się stać. Może nawet  nie było go w zamku.- Przecież nie śledzę ludzi - dodał i w tym samyn momencie przyszła mu do głowy Mapa Huncwotów, ale szybko pozbył się tej niemądrej myśli. On w końcu tylko od czasu do czasu sprawdzał, kto gdzie chodzi. To nie zaliczało się do śledzenia.
-Nie mam pojęcia, w co znowu się wpakowaliście, ale lepiej żeby szybko wrócili. Nie możemy grać bez szukającej i pałkarza.
Wtedy do Davida coś dotarło.
-No racja, mecz - mruknął pod nosem i uderzył się ręką w czoło.
Po chwili dotarła do niego kolejna rzecz, jeszcze bardziej przerażająca.
 -Nie mówcie Mattowi. Zabiłby mnie. – powiedział zatrwożonym tonem.
-A potem ich – dodał obojętnie Vince. – Tylko pamiętaj, że dzisiaj trening, więc lepiej żeby się znaleźli.
Nawet nie zauważyli, kiedy pomiędzy  ich ławkami pojawiła się zirytowana profesor Switch. Zirytowana to było mało powiedziane. U niej występował tylko stan skrajnej furii, ewentualnie silnego zbulwersowania.
-Co to ma znaczyć? Najpierw spóźnienie, a teraz pogaduszki na mojej lekcji?! Bezczelność! Napiszecie notatkę z tego działu. Cała trójka!
Jęknęli ze zrezygnowaniem.

***

Gdy rozległ się dzwonek wszyscy pospiesznie spakowali rzeczy i opuścili sale. Co jak co ale nikt nie miał ochoty dłużej tam siedzieć. Szczególnie David który czując, że to nie jest jego szczęśliwy dzień, ruszył z Johnem i Vincem, w kierunku schodów, gdzie tłoczyło się już mnóstwo uczniów.
John westchnął.  
-No i znowu trzeba będzie prosić Krukonów o napisanie pracy domowej.
-Będę musiał napisać  ją sam. Ostatnie moje pieniądze wydałem na esej z eliksirów –westchnął David.
-To masz pecha stary. –stwierdził blondyn i obejrzał się za jakąś dziewczyną - O, Zoey, co u ciebie? Może napiszesz mi pracę z…
-Nie. Spadaj.-odparła błyskawicznie, czarnoskóra krukonka i szybko zniknęła w tłumie.
-Ups, pudło Johny- oznajmił Vincent z wrednym uśmieszkiem.
David kątem oka dostrzegł jak z jednej z sal wysypują się uczniowie w niebiesko-brązowych krawatach.
-Jeszcze nie -rzucił John z uciechą i poleciał w kierunku siódmoklasistek. David i Vince przez moment obserwowali nieudolne zmagania chłopaka.
-Zawsze relaksuje mnie kiedy go TOTALNIE olewają- stwierdził Vincent z rozbawieniem. Kiedy naśmiewali się z poczynań swojego kolegi (był bardzo zawzięty) podeszła do nich rudowłosa Puchonka.
-David możemy chwilę porozmawiać?- spytała i wymownie spojrzała na Vince’a. Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem, nie wydawał się zbyt sympatyczny.
-Jasne -David wyszczerzył się do Rudej i pożegnał się z brunetem, który nieco niechętnie skierował się w stronę zatłoczonych schodów -To co u ciebie?- zgadnął wesoło.
-Jak możesz o to teraz pytać?- zawołała  dziewczyna oburzonym tonem i zamachała rękami.
Gryfon nieco zdezorientowany jej zachowaniem zmarszczył czoło.
-A to kiedy mogę?- zapytał z uśmiechem. Abigail opadły ręce.
-Twój przyjaciel zaginął!
-A tam… zaraz zaginął, na pewno gdzieś tam jest.-odparł i wzruszył ramionami. Abigail takie wyjaśnienia najwyraźniej nie usatysfakcjonowały.
-To prawda, że nie było ich na noc? Co się z nimi w takim razie stało? Nie widziałeś ich od wczoraj? – zaczęła pytać.
-No nie, nie widziałem… -mruknął nieco zakłopotany. Niespodziewanie dziewczyna pociągnęła go za krawat, rozejrzała się dookoła sprawdzając czy nikt ich nie podsłuchuje i wyszeptała konspiracyjnym tonem:
-A nie pojawili się na tej twojej MAPIE?
David zerkną na nią. Miał ochotę się zaśmiać z powodu jej zabawnej miny, ale tylko przysunął się do jej ucha i wyszeptał podobnym tonem:
-Niestety nie.
-I co teraz? – zapytała, nie podnosząc głosu.
-Nie wiem – odszepnął
Jakaś nauczycielka na ich widok odchrząknęła znacząco, a oni wyprostowali się jak struny i odsunęli się nieco od siebie, niewinnie odwracając wzrok. Dopiero kiedy kobieta zniknęła za rogiem. David z powrotem nachylił się do Abigail.
-To może pójdziemy na lunch? – wyszeptał i odsunął się lekko, by spojrzeć jej w oczy.
-Pewnie… -odparła i posłała mu delikatny uśmiech – Ale co z Jamesem? Nie martwisz się o niego?
-Właśnie chciałem go poszukać. – przyznał  i oboje ruszyli schodami w dół, w stronę Wielkiej Sali – Ale nie dam rady zrobić tego na pustym żołądku.-dodał z uśmiechem. 
Abigail nic nie powiedziała, a on zgadł, że nie do końca przekonał ją swoimi argumentami.
-Nie ma co się martwić – powiedział. Chociaż wewnątrz czuł się nieco rozdarty, to nie chciał jej dodatkowo zamartwiać – To James da sobie radę. W niejednych tarapatach sobie poradziliśmy, a poza tym jest z Ivy, a jak ją znam to na pewno nie pozwoli mu zrobić mu czegoś głupiego.
Abigail tylko lekko pokiwała głową, David widząc to dodał:
-Ale obiecuje ci, że po lunchu ich poszukamy – to na chwilę przywołało uśmiech na jej twarz.
„Ona naprawdę się martwi”, przemknęło mu przez myśl. „Może tez powinienem zacząć bardziej się przejmować?”. Ale przecież znał Jamesa, nie było do tej pory sytuacji, w której by sobie nie poradził, nie był sierotką której trzeba wiecznie pilnować. Owszem zaczął trochę się martwić, kiedy nie pojawili się na lekcjach, jednak czuł, że wszystko będzie dobrze. 
Kiedy znaleźli się już w Wielkiej Sali, usiedli na drewnianej ławie obok siebie i zaczeli żywo dyskutować, przez co zupełnie zapomnieli o lunchu.

~*~

Ten rozdział jest okropny, przynajmniej w naszym odczuciu, ale tyle się już nad nim męczyłyśmy, że postanowiłyśmy go dodać takim jakim jest. Mamy nadzieje, że w miarę dobrze to znieśliście.
Śmiało wytykajcie nam błędy, wszystko poprawimy. Boimy się że może powypisywałyśmy jakieś niedorzeczności, bo to rozdział dodany dość spontanicznie...Tylko nie zniechęcajcie się za bardzo! :p 
Pozdrawiamy czytelników!