wtorek, 19 kwietnia 2011

Rozdział III - Zasady są po to, żeby je łamać

Było koło północy. Ivy przekręcała się  z boku na bok nie mogąc zasnąć. Wiedziała jaki jest tego powód.
Wstała z łóżka i zaczęła przechadzać się po pokoju w tą i z powrotem. Co chwila spoglądała na pogrążone we śnie współlokatorki, by sprawdzić czy któraś z nich przypadkiem się nie obudziła. Jednak szansa na to była wątpliwa, gdyż stawiała stopy niemalże tak cicho jak kot.
Była pewna, że Abigail również nie śpi i właśnie to nie dawało jej spokoju.            
 Nie wiedziała dlaczego tak się tym przejmuje. Może dlatego, że miała dziwne przeczucie, że jest tam coś wartego uwagi? A poza tym, nie chciała by osoba która przyczyniła się do przegranej jej drużyny po raz kolejny dostała to czego chciała przed nią?
Wyobraziła sobie, że Abigail właśnie otwiera drzwi do biblioteki i ogląda się za siebie. Uśmiecha się chytrze, gdy widzi, że nikogo nie ma w cichym i mrocznym korytarzu. Wchodzi do środka i natychmiast kieruje się do działu ksiąg zakazanych. Odsuwa regał z książkami... Sięga do klapy w podłodze, otwiera zamek i kasztanowe włosy zasłaniają twarz, na której pojawił się wyraz tryumfu...
Potrząsnęła głową. To niedorzeczne! - pomyślała ze złością - nie mogę zasnąć przez jakąś głupią klapę w podłodze! 
Jednak jednocześnie tak bardzo pragnęła sprawdzić co jest w środku i utrzeć nosa Gray. Zagryzła wargę. A co jeśli ktoś ją przyłapie nas szwendaniu się po zamku w nocy? Może powie, że zostawiła coś ważnego w bibliotece podczas szlabanu? W sumie była to prawda, pomyślała z wahaniem. Nie była dobra w kłamaniu. A co jeśli dostanie kolejną karę? Nie zniesie jeśli Abigail znowu wygra, już nigdy, nikomu nie spojrzałaby w oczy! A pierwszy szlaban ma już za sobą, a więc i tak nie ma już czystej kartoteki. W tym momencie nie robiło jej różnicy czy będzie miała jeden czy dwa szlabany. A  miała przeczucie, że nikt nie zauważyłby jej nocnej eskapady.
Kiedyś nawet nie przyszłoby jej do głowy żeby złamać regulamin, ale teraz nie wydawało jej się to tak złe jak wcześniej. Na ogól nie łamała zasad, jednak tym razem duma nie pozwalała jej tego zignorować. Postanowiła zaryzykować. Chociaż raz. 
Coś pchało ją do wyjścia. Założyła na piżamę niebieski szlafrok.
Podeszła do drzwi i niepewnie położyła dłoń na zimnej klamce. Zamknęła oczy. Powstrzymała się od rozmyślania o konsekwencjach jakie mogą ją czekać, w głowie kołatała jej się tylko jedna myśl: Nie przegram z Abigail po raz kolejny.
Otworzyła drzwi i wyszła z dormitorium.
Gdy zeszła do Pokoju Wspólnego który - tak jak się spodziewała - był pusty, przeszła obok zgaszonego kominka cicho i niezauważalnie jak zjawa. Podeszła do dziury pod portretem i delikatnie pchnęła obraz. Gdy wyszła na zewnątrz i obejrzała się za siebie spodziewając się nagany spostrzegła, że Gruba Dama... chrapie. Odetchnęła i prędko weszła w najbliższy zakręt w obawie, że strażniczka może się zbudzić. Poszła dalej. Było ciemno i musiała uważnie się rozglądać. Nie lubiła ciemności, jednak wolała nie zapalać różdżki, by nie obudzić portretów, które mogłyby narobić niepotrzebnego hałasu. Jedynym źródłem światła była niemalże okrągła tarcza księżyca, której blask wpadał przez wysokie okna do środka. 
Musiała przyznać, że zamek wyglądał odrobinę strasznie w tym mroku. Jednak nie odczuwała strachu. Teraz czuła tylko podniecenie na myśl co znajdzie w bibliotece. Mimo starań, jej kroki odbijały się cichym echem od kamiennych ścian.
Zeszła po schodach... Jeszcze tylko jeden korytarz i będzie w bibliotece...Poczuła jak jej tętno nagle przyśpiesza. Już widziała ciemne drzwi biblioteki, nie odrywała od nich wzroku. Szybko zbliżyła się do nich i niecierpliwie złapała za klamkę. Zamknięte.
-Alohomora - szepnęła celując w zamek.
Rozległo się głośne szczęknięcie. Dźwięk odbił się echem w pustym holu. Rozejrzała się w przerażeniu dookoła, jednak nikt nie nadchodził ani nie dał się słyszeć dźwięk zapowiadający czyjeś przybycie. Odwróciła się z powrotem i nacisnęła na klamkę. Drzwi ustąpiły. Czuła narastające napięcie. Weszła do środka zamykając je za sobą. Nic nie widziała, było tak ciemno.
-Lumos – powiedziała cicho i od razu skierowała się do działu ksiąg zakazanych.

Otworzyła drzwi i nawet się nie oglądając podbiegła do owego regału.
-Mobiliarbus– szepnęła i mebel uniósł się w powietrze chwiejąc się lekko, kilka ksiąg z hukiem upadło na podłogę, jednak nie zwracała na to uwagi. Wykonując jeden staranny ruch przesunęła go na bok. W ciemności zobaczyła zarys klapy.
Ręce jej drżały nie ze strachu ani z zimna, choć niewątpliwie było chłodno, ale z ekscytacji.
W chwili kiedy chciała otworzyć skrytkę, usłyszała ciche kroki. Gwałtownie zerwała się z miejsca. Czuła jak serce obija się boleśnie o klatkę piersiową. Automatycznie wyciągnęła przed siebie różdżkę, jednak nie potrafiła niczego dostrzec w ciemności. 
Z każdą sekundą coraz wyraźniej słyszała kroki. Były coraz bliżej, ze strachem wstrzymała oddech.
Nagle kilka metrów przed sobą zobaczyła blade światło - to była Abigail! Ze zdenerwowaniem opuściła różdżkę, a ona powoli podeszła do niej. Była ubrana w krótką koszulę nocną w kolorze granatu, który kontrastował z jej kasztanowymi włosami.
-Cześć – powiedziała  z lekkim uśmiechem na ustach., który wcale nie był miły. Należał raczej do tych złośliwych, które każdego wyprowadzą z równowagi.
Ivy rzuciła jej chłodne spojrzenie.
-Po co tu przyszłaś? - spytała nie kryjąc wrogości.
-Nie mów, że nie wiesz. - odpowiedziała niecierpliwie Abigail.
-Ja byłam tu pierwsza. – odparła wojowniczo, a po chwili dodała - możesz wracać.
-Gdyby nie ja to w ogóle byś się o tym nie dowiedziała! - rzekła z wyrzutem
-Ale to ja byłam tu pierwsza! – powiedziała ściszonym głosem wskazując na siebie.
-Mam takie samo prawo zobaczenia tego co jest w środku, co ty!
-A właśnie, że nie. Idź stąd.
-Nie. Nie mam zamiaru cię słuchać - powiedziała dosyć spokojnie Abigail i powoli zbliżała się do niej, zerkając na skrytkę.
Nie podobało jej się to. Nie po to zaryzykowała aż tyle łamiąc szkolny regulamin, aby teraz się poddać.
-Odejdź, bo w innym wypadku nie będę już taka miła.
-Przecież możemy razem otworzyć tę klapę – zaproponowała.
Ivy nie chciała się dzielić, nie ze swoim wrogiem.
-Nie zasługujesz na to żebym się z tobą czymkolwiek dzieliła. – rzekła dumnie i obrzuciła ją gniewnym spojrzeniem.
- Nie musisz - prychnęła Abigail i wyminęła ją, i nim Ivy zdążyła się obrócić złapała za zamek. Blondynka po chwili znalazła się przy Abigail, która już zdejmowała kłódkę z haczyka. Nie zastanawiając się wiele, instynktownie odepchnęła ją i złapała za stary, metalowy uchwyt. Klapa otworzyła się z hukiem.
- Jesteś naprawdę....- zaczęła Abigail zdenerwowana, zmierzając w jej kierunku jednak zamarła, gdy zobaczyła zawartość skrytki.
Ich oczom ukazała się książka. Jednak zwykła książka na pewno nie wywołała by u nich takiego zachwytu. Miano książki na pewno nie oddawało piękna tego przedmiotu.
Ozdobna okładka błyszczała w świetle różdżki jak najprawdziwsze złoto. Jednak nie była wykonana z metalu. Materiał, z którego była zrobiona nie przypominała żadnego jaki znały. Była podobna do sierści zwierzęcia, jednak była znacznie szlachetniejsza. W bibliotece często widywały księgi obłożone skórą, lecz nigdy nie widziały tak niezwykle pięknej. Z oniemieniem wpatrywały się w nią, zapominając o sobie i o wszystkim.
 Nie wiedziały ile czasu minęło zanim Ivy wyciągnęła ostrożnie dłoń w jej kierunku. W tej samej chwili Abigail odepchnęła rękę dziewczyny.
- Nie dotykaj! - szepnęła nie spuszczając oczu z „książki”. W tym momencie pomyślała, że w życiu nie widziała nic piękniejszego, a jej wzrok zatrzymał się na drogocennych kryształach, którymi były wysadzany grzbiet księgi.Wydawało jej się, że nawet gdyby chciała nie mogłaby oderwać od niej wzroku, była taka cudowna....czuła się bardzo dziwnie, ale jednocześnie tak wspaniale.
Księga delikatnie zaiskrzyła w świetle różdżki Abigail, która wpatrywała się w nią z pożądaniem.
Ivy nawet nie zdając sobie z tego sprawy posłuchała się jej. Urzeczone patrzyły się na nią z  uwielbieniem. Im dłużej się wpatrywały tym więcej szczegółów dostrzegały. Zauważyły, że na okładce nie widnieje  tytuł ani autor. W środku znajdowała się  jedwabna zakładka, a rogi i grzbiet  pokryte były kunsztownymi zdobieniami... W tym samym momencie bardzo powoli wyciągnęły w ręce w stronę księgi, nie zupełnie zdając sobie z tego sprawę...
-Co wy tu robicie?
Obie natychmiast zerwały się z podłogi i obróciły się w stronę źródła głosu.

                                                
                                                 ~*~*~*~

Zaczyna się robić ciekawie! Przynajmniej tak nam się zdaje :) Bardzo cenimy waszą opinię, więc nie krępujcie się - piszcie  w komentarzach wszystko, co wam leży na sercu. A jeśli wolicie możecie pisać do nas na maila grey_trup@wp.pl Tak wiemy cudowna nazwa. Postaramy się odpowiadać jak najszybciej na wasze listy. Dziękujemy za wszystkie komentarze i wiadomości, które z pewnością do nas napiszecie :)

środa, 13 kwietnia 2011

Rozdział II - Sekret dziury w podłodze

Dopiero jakieś półgodziny później zdobyła się na odwagę by wrócić do pełnego uczniów Pokoju Wspólnego. Ale i tak kiedy zobaczyła swoją milczącą drużynę ze spojrzeniami skierowanymi prosto na nią miała ochotę się wycofać. Stanęła w miejscu nie wiedząc co robić. Rozmowy reszty Gryfonów zebranych w wieży nieco przycichły, jakby czekali na to co usłyszą. Nie pomagał także fakt, że niektórzy z uczniów, wciąż mieli na szyjach czerwono-żólte szaliki i patrzyli na nią lekko przybitym wzrokiem.
- Przepraszam...ja...nie chciałam żeby... to tak wyszło- powiedziała łamiącym się głosem, choć z całych sił starała się by zabrzmiał pewniej. Czuła się okropnie.- wiem jestem beznadziejna...po prostu...
Starała się znaleźć odpowiednie słowa, ale umykały jej niczym woda ze stulonych dłoni. Nawet nie wiedziała jak zamierza się wytłumaczyć. Matt odwrócił wzrok, ale cześć drużyny ciągle się w nią wpatrywała. Ich twarze nie miały wyrazu, nic nie mówili. To chyba było gorsze niż gdyby na nią wrzeszczeli.
Nie mogąc tego znieść szybkim krokiem ruszyła w stronę schodów do dormitorium, mijając kanapę na której siedzieli. Czuła, że łzy napływają jej do oczu. Całą siłą woli je powstrzymała. Jeszcze tego by brakowało, by wyszła przed wszystkimi na użalająca się nad sobą beksę.
-Zaczekaj - odezwał się Matt, kiedy postawiła nogę na pierwszym stopniu. Serce zabiło jej szybciej. Już wiedziała, co teraz będzie. Matt z grobową miną i poważnym tonem  oznajmi jej, że wylatuje z drużyny. Nie będzie to dla niej zaskoczeniem, więc po prostu wzruszy ramionami i pójdzie do pokoju. A może powinna coś powiedzieć?
Podczas, gdy wyobrażała sobie w jaki sposób  zakończy rozmowę, kapitan znów zabrał głos.
-Nie możesz tak łatwo dawać się wyprowadzać z równowagi - powiedział, przyglądając się jej uważnie, a wszyscy zebrani w pokoju nadstawili uszu - szczególnie komuś takiemu jak Gray.
Czuła, że na nią patrzy, ale sama przez moment nie była wstanie podnieść wzroku. Czy to była nagana? Wyobrażała ją sobie znacznie gorzej. 
-Miałam pozwolić jej na obrażanie mnie? - spytała czując, że powraca jej bojowy nastrój. Na moment zrobiło się całkowicie cicho. Jeden z chłopaków z drużyny, Vince omiótł tłum krótkim spojrzeniem i Gryfoni niezbyt wiarygodnie udali, że wracają do swoich rozmów. jednak Ivy i tak zupełnie nie zwracała na nich uwagi.
-Tego nie powiedziałem, ale nie powinnaś tak reagować.
-No to co miałam zrobić?! Stać w miejscu i...
-Powinnaś robić to co do ciebie należy czyli grać. - rzekł stanowczo, ale zadziwiająco spokojnie Matt.
Zamilkła. Miał rację, a ona jeszcze się z nim głupio wykłóca!  
-Teraz to i tak bez znaczenia... - wyszeptała martwym głosem i odwróciła twarz, by nie widzieli, że w kącikach oczu ponownie zbierają jej się łzy. 
-Jak to? - w jego głosie słychać było zaskoczenie.
-No bo skoro... już nie będzie mnie w drużynie...- powiedziała tak cicho, że ledwo co to dosłyszeli.  
Wszyscy jej koledzy z drużyny utkwili w niej wzrok, a ona stała tam czując się coraz gorzej. Nieświadomie przygryzła wargę  i zaczęła  wykręcać dłonie ze zdenerwowania. Wreszcie odważyła się spojrzeć Mattowi prosto w oczy i ku jej zdumieniu nie zobaczyła w nich rozczarowania czy gniewu; w jego oczach czaiły się wesołe iskierki, a ona ustach wykwitł delikatny uśmiech. Opuściła ręce, czując jak wielki ciężar spada z jej z serca.
-Nie miałem zamiaru cię wyrzucać- powiedział.
-Nie?- zapytała z niedowierzaniem.
-Nie -potwierdził z uśmiechem.
-Czyli zostaje?- upewniła się. Nie mogła w to uwierzyć. 
-Na to wygląda.
-Dobrze jej dowaliłaś! - odezwał się nagle Aaron, z podłym błyskiem w oku, na co cała drużyna wybuchnęła śmiechem, a wszyscy kibice zebrani w Pokoju Wspólnym podnieśli zadowolone okrzyki.  Nagle nastrój się zmienił, a atmosfera znacznie się rozluźniła. To była chyba najweselsza przegrana Gryffindoru jaką przeżyła.
Miała ochotę skakać z radości, jednak poczuła jakby nogi odmówiły jej posłuszeństwa i z ulgą opadła na najbliższy fotel.
Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Chciała mu podziękować, ale z tego całego szczęścia nie potrafiła się odezwać. Jednak wiedziała po jego minie, że to zrozumiał.
-No to przynajmniej nie będziemy musieli szukać nowego szukającego - stwierdził James Potter przechylając się przez oparcie sofy. Jego czarne włosy jak zwykle sterczały we wszystkie strony, a oczy o barwie czekolady przez chwilę uważnie obserwowały jakiegoś dzieciaka  siedzącego samotnie w kącie pokoju. Miał identyczne włosy co on, ale Ivy zupełnie nie zwracała uwagi na nic poza jej drużyną.
-Za to Mcgonagall będzie musiała poszukać nowego komentatora - powiedział Vince z dziwną miną.
-Jak to? - zapytali wszyscy.
-Słyszałem jak Mcgonagall się na nią wydziera. To będzie chyba koniec jej  kariery - dodał z mściwym uśmieszkiem
Gryfonii krzyknęli radośnie. 
-O, właśnie. Switch chce cię widzieć - dorzucił
Ivy nieco zbladła. Switch...Najbardziej nerwowa i surowa nauczycielka na całym świecie i zarazem opiekunka ich domu....
Jej wesoły nastrój nagle gdzieś się ulotnił.


                 *  *  *                                 
                                                                         

Po lekcjach poszła do biblioteki, by odrobić szlaban, który dostała za zachowanie na meczu. Pierwszy szalaban w jej życiu! 
Może nie była tym zachwycona, ale czuła też coś w rodzaju mściwej satysfakcji. Dostrzegała też inne dobre strony. Po pierwsze mogło jej się trafić coś gorszego jak na przykład czyszczenie nocników w skrzydle szpitalnym, a po drugie może znajdzie jakąś ciekawą książkę. "Nie jest najgorzej" -pomyślała, jednak zaraz przekonała się jak bardzo się myliła..

-Cześć -  niespodziewanie usłyszała za sobą znienawidzony głos.

Odwróciła się. Zza regału wyszła Abigail trzymając w dłoniach chyba najgrubszą księgę jaką kiedykolwiek widziała. Ręce trzęsły jej się z wysiłku, ale dziewczyna nie dawała tego po sobie poznać.
-Dostałaś szlaban? -spytała, nie odrywając wzroku od makabrycznej ilustracji - och, to naprawdę okropne! Widziałaś jak nogi mu się pokrzywiły? To napraw...
-Co ty tu robisz? -spytała ostro Ivy. 
-Jak to co? Odrabiam szlaban tak samo jak ty - odpowiedziała Abigail trochę obrażonym tonem - No i nie jestem już komentatorką. -  dodała smętnie, lecz po chwili kontynuowała z promiennym uśmiechem - Ale w następnym roku znowu się zgłoszę się i na pewno mnie przyjmą! A co do meczu to może faktycznie odrobinkę przesadziłam, ale przynajmniej było zabawnie! 
-Zabawnie? - syknęła Ivy czując, że znowu traci nad sobą panowanie - przez ciebie przegraliśmy!
-Nie będę kłamała, ze jest mi przykro - powiedziała z trudem odkładając książkę na miejsce - Dostałam nauczkę, zapomnijmy o tym.
Ivy właśnie zamierzała na nią nakrzyczeć, jednak w tym momencie przyszła bibliotekarka z naręczem wielkich książek
-To do Działu Ksiąg Zakazanych - oznajmiła, kładąc je na stoliku i wróciła za biurko
-Świetnie - warknęła Ivy i wzięła połowę książek ze stolika. Poszła szybkim krokiem do miejsca wskazanego przez bibliotekarkę, nie zważając na Abigail. Miała ją głęboko w nosie.
Otworzyła drzwi i weszła do środka, a Abigail za nią. Milczała, a więc najwyraźniej była obrażona. "I dobrze" - pomyślała Gryfonka.
Ivy i Abigail nigdy tutaj nie były, ale nie marnowały czasu na zwiedzanie, bo ten dział wyglądał tak samo jak inne. Różnił się chyba tylko tym, że na książkach było więcej kurzu i było nieco mroczniej. 
Ivy spojrzała na tytuł pierwszego tomu na stosie. " Najstraszniejsze klątwy i uroki znane czarodziejom". Ze znudzeniem przewertowała książkę, ale nie było ani jednego makabrycznego obrazka. Westchnęła i włożyła książkę na półkę z napisem "Zaklęcia i uroki". Abigail robiła to samo, ale nawet nie przeglądała ciężkich publikacji, najwyraźniej była zbyt przygnębiona. 
Następna książka również byłą poświęcona urokom, a jej tytuł głosił: "Jak pognębić swoich wrogów za pomocą magii". Ivy  z zainteresowaniem otworzyła ciężki tom pokryty czarną skórą, z zamiarem znalezienia czegoś na Abigail. Wszystkie zaklęcia były długie i skomplikowane, więc odłożyła ją na miejsce.
Żadna z nich nie wiedziała ile dokładnie już tutaj siedzą,  ale praca zdawała się nie mieć końca, gdyż bibliotekarka ciągle dokładała im nowe książki.
-Moje ręce! - jęknęła Abigail, machając nimi jak wiatrak- wcale ich nie czuje!
-Ja też - mruknęła zmęczona  Ivy, zapominając, że postanowiła z nią normalnie nie rozmawiać. Natychmiast się zreflektowała- Ale słabeusz z ciebie!
-Chyba z ciebie -odparła Abigail słabo.
-Wmawiaj sobie - powiedziała Ivy bez szczególnego zapału, siadając na szczeblu drabiny, na którą musiały się wspinać by włożyć ciężkie egzemplarze na wyższe półki. 
Abigail już zmierzała w jej kierunku z naręczem książek, gdy nagle potknęła się o nie zawiązane sznurówki.
Ivy odruchowo podeszła do niej, by jej pomóc. Natychmiast opanowała ten odruch i udała, że zrobiła to po to by pozbierać książki, które upadły na ziemię. Zebrała je i położyła na stoliku odwracając się do niej plecami. Wzięła jedną z ksiąg i włożyła na właściwe miejsce. Zauważyła, że Abigail ciągle leży na ziemi w tej samej pozycji. Ivy pokręciła głową z nie dowierzaniem.
- Wstawaj! Przecież bolą cię ręce, a nie nogi. - stwierdziła, nawet się nie odwracając- Nie rób sobie tutaj leżanki tylko mi pomóż!- dodała, zaciskając zęby z wysiłku przy wkładaniu wielkiej księgi, grubej na co najmniej tysiąc stron.
-Tutaj coś jest! - powiedziała Abigail, zaglądając pod jeden z regałów
-Co? Znowu masz zwidy? – spytała zgryźliwie Ivy, nawet nie przerywając pracy.
-Tutaj coś jest, zobacz!
-Żartujesz sobie - stwierdziła sceptycznie, kładąc szkarłatna księgę między jedną, która była zimna niczym lód i drugą w złotej oprawie
-Nie żartuję! Sama zobacz.
Ivy spojrzała na nią nieufnie. Abigail ciągle leżała na ziemi i wpatrywała się w to coś co niby było pod regałem. Jednak po chwili ciekawość wzięła górę i Ivy podeszła do półki. Kucnęła i schyliła głowę. Faktycznie coś tam było. Wyglądało jak niewielka wypukłość w podłodze i jeszcze coś czego w tym ciemnościach nie potrafiła rozpoznać.
-Strasznie ciemno, nic nie widać - szepnęła Abigail, mrużąc oczy by coś dostrzec.
-Co to jest? - mruknęła Ivy również przymykając powieki, jakby to miało w czymś pomóc.
-W tym świetle to  wygląda trochę jak zdechła mysz... co to może być? Od razu mówię, że nie włożę tam ręki.
Ivy walnęła się w czoło i sięgnęła do kieszeni szaty, która była już trochę przykurzona od leżenia na posadzce i wyciągnęła z niej różdżkę.
-Lumos.
Koniec różdżki zabłysnął bladym światłem. Sięgnęła dłonią pod mebel i teraz dostrzegła, że to co Abigail z początku wzięła za zdechłą mysz, było metalową kłódką od starej klapy w podłodze. Ivy głośno zaczerpnęła powietrza, a Abigail natychmiast podniosła się z ziemi.
-Ciekawe co jest w środku? Odejdź , zamierzam odsunąć ten regał – zawołała, z zapałem podwijając rękawy.
-Nie drzyj się tak!
Ivy wstała i stanęła tuż przed nią zastanawiając się czy mówi serio. Jednak, gdy spojrzała na jej zaciśnięte pięści i zacięty wyraz twarzy uznała, że nie żartuje.
-Zwariowałaś?! Ktoś na pewno to zauważy! - szepnęła nerwowo i złapała ją za rękę, w której trzymała różdżkę.
-O co ci chodzi? Puszczaj mnie! - wykrzyknęła i wyrwała się z jej uścisku - nikt tego nie zobaczy drzwi są zamknięte. A zresztą mogę robić to co mi się podoba.
-Nie możesz!
-A niby dlaczego? -prychnęła Abigail, zakładając ręce na piersi
-Bo mówię ci że bibliotekarka nas przyłapie i dostaniemy jeszcze większy szlaban!
Oddychała szybko, czując coraz większą złość.
- Mów sobie dalej - powiedziała lekceważąco Abigail i zamachnęła się różdżką- Wingardiu...
-Nie! - zawołała Ivy i  wytrąciła jej różdżkę z ręki.
-Co ty wyrabiasz?!- Abigail podniosła swoją różdżkę z podłogi
-Co TY wyrabiasz!- poprawiła ją Ivy - Nie chce mieć przez ciebie problemów! Proszę odsuwaj sobie ten regał, ale nie przy mnie.
Abigail nie zdążyła nic powiedzieć, bo do sali weszła wściekła biblotekarka.
-Słyszałam jakieś krzyki - powiedziała surowo i zmrużyła oczy.
-Tylko rozmawiałyśmy – skłamała lekko Abigail 
-Chciałam wam oznajmić, że na dzisiaj to już koniec, jutro przyjdziecie o tej samej porze. Wracajcie do dormitoriów, zamykamy bibliotekę.
Zrobiły tak jak powiedziała pani Beckett. Po drodze ani razu się nie odezwały, dopiero w miejscu, w którym ich drogi miały się rozejść Abigail powiedziała jadowicie
-No to cześć - i poszła w kierunku schodów do podziemi.
Ivy patrzyła na nią dopóki nie znikła z pola widzenia. Coś w jej tonie kazało jej zachować czujność. Ona coś kombinuje. Była tego pewna.

 -----------------------------------

Mamy nadzieję, że wam się podoba. Bardzo cieszymy się, że w ogóle ktoś tutaj wchodzi i że piszecie komentarze. Naprawdę nie wiecie jak wiele to dla nas znaczy. Obiecujemy, że  w następnym rozdziale będzie więcej akcji. :)

niedziela, 3 kwietnia 2011

Rozdział I - „AŻ mecz”




-Iiii......GOOOL!!! - Głos potoczył się echem po widowni. Po prawej stronie rozległy się ogłuszające wiwaty - Kolejny punkt dla wspaniałych Gryfonów! Chociaż nie tak wspaniałych jak Puchoni! Gromkie brawa dla Puchonów!
Tym razem oklaski rozległy się w sektorze ubranym w czarno-żółte  barwy.  No tak to ulubiona komentatorka  Puchonów, Abigail Gray, pomyślała Ivy patrząc na nią z góry.
Powiedzieć  o niej że była irytująca to za mało. Na każdym meczu wręcz uwielbiała dokuczać zawodnikom innych drużyn i wytrącać ich z równowagi. Robiła to na swój własny „niewinny” sposób. Jej żarty na pewno nie były tak obraźliwe, co wyśpiewywane w tym momencie piosenki Ślizgonów, jednak ciężko było je ignorować, kiedy wykrzykiwała je na całe gardło, w dodatku przez mikrofon.
Ivy zaczęła rozglądać się za zniczem....Musi go znaleźć, musi.... Inaczej ich szanse na zdobycie pucharu znacznie spadną. 
W tym czasie Abigail jak zwykle zaczęła swoją wesołą paplaninę:
-A wiecie co? Ostatnio widziałam jak pałkarz Gryfonów całował się w komórce na miotły z...- tutaj przerwała z premedytacją- ...A to  zachowam dla siebie!- zaśmiała patrząc na zdezorientowane miny pałkarzy -wcale bym się nie zdziwiła gdyby... – mówiła ze szczerym uśmiechem na ustach, gdy nagle wyraz jej twarzy się zmienił ,a  jej dłonie przestały dziko gestykulować- ... O, tam jest znicz!- wykrzyknęła nagle i wskazała jakiś punkt na niebie.
Wszyscy uczniowie i nauczyciele zebrani na stadionie spojrzeli w tamtym kierunku łącznie ze starą, jednak ciągle żwawą dyrektorką. Szukająca Gryfonów, Ivy Hunter ruszyła w tamtą stronę.
-Ha, ha nabrałam cię! – zawołała do Ivy, a Mcgonagall spojrzała na nią groźnie - Przepraszam nie mogłam się powstrzymać Pani Dyrektor! – Jednak ta wcale nie wyglądała na udobruchaną jej przeprosinami, Abigail bojąc się reakcji profesorki zawołała szybko, jakby to miały być ostatnie słowa w jej życiu: - Dalej, Puchoni dalej!
Gryfoni spojrzeli na nią spode łba. Szukający Puchonów pomachał przyjaźnie do rudowłosej dziewczyny na stanowisku komentatora.
Nagły podmuch zimnego wiatru sprawił, że kibice dokładniej opatulili się swoimi płaszczami, a Abigail zaszczękała zębami.
-Uwaga! Apel do szukającej Gryfonów! Szukaj tego znicza szybciej, bo nie napisałam jeszcze eseju z transmutacji i muszę go skończyć dzisiaj! Aha, i jest jeszcze strasznie zimno jakbyś nie zauważyła! Słyszysz Ivy? Gdzie ty w ogóle jesteś?
Ivy mocniej zacisnęła skostniałe dłonie na rączce miotły i jak gdyby nic poleciała dalej. 
-O tutaj jesteś! A...
-Gray komentuj mecz, a nie zajmuj się szukającą Gryfonów!-wrzasnęła dyrektorka do mikrofonu nim zdążyła dokończyć, co wywołało salwę śmiechu na trybunach.  
-Ależ ja tak ją lubię, pani profesor! Ale ona nigdy nie odpowiada mi, kiedy mówię jej cześć na korytarzu... Ciekawe dlaczego?- spytała z miną niewiniątka. Z żółtego sektora ponownie rozległy się śmiechy.
Na chwilę umilkła, a Gryfoni  mogli wreszcie zacząć spokojnie grać.
Ivy wzięła głęboki oddech i policzyła do dziesięciu.  Zamknęła oczy, by się uspokoić. Powinni wyrzucić tak beznadziejnego komentatora! Pomyślała ze złością, kto ją w ogóle zatrudnił?!. Ale spokojnie, teraz nie może się zdenerwować.. Nie będzie zwracać na nią uwagi.
-Co ty wyprawiasz?!
Po zirytowanym głosie poznała, że to bramkarz i zarazem kapitan, drużyny Matt Wilson. Jak na komendę otworzyła oczy. Nie wyglądał na zadowolonego, a ona była przerażona i zła jednocześnie. Zawisnęli w powietrzu na chwilę zapominając o meczu.
-To przez tą Gray! Nie daje mi grać!- Krzyknęła wzburzona.
Matt ze złością wskazał na boisko. Oddychał szybko, a jego niebieskie zwykle spokojne oczy o wyrażały zdenerwowanie.
-Nie obchodzi mnie jakaś tam komentatorka! Rób co masz robić, bo jak nie to wylecisz z drużyny!
Ivy  poczuła się dotknięta do żywego. Gwałtownie odgarnęła długie, jasne kosmyki włosów z twarzy i wykrzyknęła:
-No to świetnie! Na pewno znajdziesz kogoś sto razy lepszego ode mnie. Powodzenia w poszukiwaniach! Możesz zacząć od dzisiaj!
-Może naprawdę powinienem? – spytał, skupiając wzrok na jej twarzy.
-A może Gray by się nadawała z tym jej sokolim wzrokiem i refleksem, którego na pewno jej nie brak?- Zadrwiła. Była naprawdę zdenerwowana i nie zdawała sobie sprawy z tego co mówi.
-A wiesz to całkiem niezły pomysł! Może się jej zapytam?- warknął
-To idź droga wolna! Na co czekasz?!- wrzasnęła wściekła
Mierzyli się wzrokiem. Zawodnicy obu drużyn nie przerwali gry, ale to nie znaczyło, że nie zauważyli ich sprzeczki. Zresztą tak samo jak kibice, którzy dla odmiany wskazywali na nich palcami i szeptali coś między sobą, co chwilę wybuchając śmiechem. 
-Bramkarz opuścił swoje stanowisko na rzecz pogaduszki z szukającą Gryfonów! – rozległ się teatralny głos Abigail, która najwyraźniej też to zauważyła. - Czyżby nowy romansik? A może po prostu małe spięcie? Kapitan Gryfonów, Matt Wilson wrzeszczy właśnie na pannę Hunter! Co za emocje! A tak w ogóle dzięki za dwie darmowe bramki Matt!
Na trybunach rozległ się głośny śmiech, wśród, którego wyraźnie odznaczał się ryk Ślizgonów, którzy – co już było chyba tradycją – byli najmniej lubianymi uczniami w szkole.
Słysząc to ocknęli się i zirytowani wrócili na stanowiska.
-I ład znów zagościł w drużynie Gryfonów! 60 punktów dla Puchonów –Informowała radośnie Abigail -  Gryfoni nieco mniej.  Chociaż nie, dużo mniej 39 punktów!- wszyscy spojrzeli na nią dziwnie i dopiero wtedy zrozumiała swój błąd- przepraszam za pomyłkę 30! Jak mogłam się tak pomylić?  Kim podaje kafla do Emily. Emily leci do bramek Gryfonów ii....Nie ma gola, ale mimo wszystko brawa dla cudownej zawodniczki. Nie każdej się trafia taki talent. No na przykład weźmy sobie taką...
-Gray!
-Już dobrze pani profesor... W nawiązaniu do poprzedniego tematu Ivy Hunter szuka znicza, bezskutecznie.
Z ust kibiców ubranych w czerwono- złote szaliki rozległy się oburzone krzyki.
Tego już było za wiele. Ivy nie wytrzymała i podleciała do komentatorki strącając ją z siedzenia. Abigail przechyliła się do tyłu i spadła poziom niżej na ławki zajmowane przez kibiców. Puchoni zdumieni, patrzyli na tą scenę z otwartymi ustami. 
-Hej! To niesprawiedliwe!- krzyknęła Abigail zaskoczona jej zachowaniem i jednocześnie próbując dźwignąć się na nogi.
-A to za te głupie komentarze- odparła jadowicie i wzleciała w powietrze.
Ivy wróciła na miejsce. Jednak zauważyła, że zawodnicy obu drużyn powoli lądują na ziemi. Postacie w szkarłatnych szatach przygarbione powlekły się do szatni.
Gdy zaczynało do niej docierać co właśnie się stało została potrącona przez szukającego Puchonów, który tryumfalnie wymachiwał zniczem. Krzyki zwycięskiego domu niosły się echem po  pustoszejącym stadionie. 
Przez chwilę była w szoku, ale kiedy schodziła z miotły jego miejsce zastąpiła wściekłość, żal i smutek.
-PUCHONI WYGRALI MECZ!!!- rozległ się głos Abigail, która jeszcze nawet się nie podniosła, a już krzyczała jak opętana.  Oklaski kibiców zagłuszyły jej radosne okrzyki.
To był pierwszy w jej życiu mecz! Tyle ćwiczyła, by przegrać i to w tak żałosny sposób! Ze wstydu chciała się zapaść pod ziemię.
Na myśl, że nie uniknie spotkania z drużyną poczuła taką rozpacz i zażenowanie jakiego jeszcze chyba nie doświadczyła, ale najbardziej bała się reakcji  kapitana.. Chyba miał rację co do niej. Chyba się nie nadawała. Co ona sobie myślała? 
Powoli powlekła się do zamku nawet nie wchodząc do szatni, by się przebrać.
Nagle niebo przeszyła błyskawica i z ciemnego nieba runął deszcz. Uczniowie skryli twarze w głębokich kapturach szat i schowali się przed  wodą i hulającym wiatrem w murach zamku,
Rzewne łzy skryły się w kroplach deszczu uderzających o policzki.


*  *  *



Na szczęście zamek był pusty, kiedy szła do swojego dormitorium, więc nie musiała słuchać uszczypliwych komentarzy pod swoim adresem z ust Ślizgonów.  Puchoni nie mieli tak złośliwej natury i mimo tego, że cieszyli się z wygranej czasem posyłali jej smutny uśmiech, który zapewne miał podnieść ją na duchu. Może było to tylko złudne wrażenie, ale kiedy podała  Grubej Damie hasło wydawało jej się, że zobaczyła wrogie spojrzenie namalowanych na starym płótnie oczu. Miała ochotę się gdzieś schować i już nigdy nie wyjść . Położyła się w miękkim łóżku i zakryła głowę poduszką, by zagłuszyć  radosne wiwaty dochodzące z zewnątrz.
Nagle usłyszała jak drzwi się otwierają. Domyśliła się, że to jej współlokatorki. Nie chciała ich teraz widzieć. Nie chcała nikogo widzieć.
-Nie przejmuj się - powiedziała Rose pocieszającym tonem - następnym razem na pewno będzie lepiej.
Ivy podniosła głowę. Jej zwykle jasno niebieskie oczy były teraz szare jak niebo na zewnątrz i zaczerwienione od płaczu. Rose aż serce się krajało na ten widok i również poczuła żal. Nie obchodził ją Quidditch i nawet nie znała jego zasad, ale nie potrafiła znieść gdy ktoś płakał.
-Wątpię, aby był następny raz- odpowiedziała, starając się mieć obojętny wyraz twarzy, co wcale nie było łatwe.  
-To tylko mecz. – powiedziała pocieszającym tonem. Jeśli myślała, że to pomoże to była w błędzie.
-„Tylko”? To AŻ mecz, Rose! Ty nic nie rozumiesz! – wyrzuciła z siebie Ivy, łamiącym się głosem. Znowu wtuliła twarz w poduszkę i głośno pociągnęła nosem. Nie chciała żeby Rose ją taką widziała. 
-No tak jak zwykle. Przesadzasz w emocjach. Porostu się tym nie przejmuj i przestań smarkać w poduszkę.  Szło ci dobrze, gdyby nie ta komentatorka....- rzekła Rose, spuszczając wzrok i zaraz dodała weselszym tonem – Z zresztą  liczy się tylko zabawa, tak?
- Nie smarkam w poduszkę, a ona nawet nie jest zawodniczką, a przez nią zawaliłam mecz!
Zerwała się z łóżka i zanim Rose zdążyła coś powiedzieć wyszła z dormitorium. Chyba jeszcze nigdy nie czuła się tak upokorzona, przygnębiona i winna.