sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział XX - Jak było naprawdę: Pokój Życzeń

Z okazji  dwudziestotysięcznicy wejść mamy dla was nowy, dwudziesty rozdział xD

Miłego czytania!

~*~


Ivy wróciła myślami do tego momentu…

***

Łóżko lekko zatrzeszczało pod ciężarem ich ciał.  Gryfon zamknął oczy i zacisnął dłoń na pościeli. Mimowolnie napiął mięśnie. końcówki jej włosów delikatnie łaskotały jego skórę... Zagryzł wargi, starając się nie jęknąć. Zgiął lekko nogę i ścisnął mocniej dłoń na materacu…
-Auaa...  – James jednak w końcu dał upust swoim uczuciom  – Mogłabyś być bardziej delikatna. Masz ręce jak troll. – dodał z cierpiętniczą miną.
Blondynka wyprostowała się, odejmując dłonie od skrawków koszuli, które zlepiły się z zaschniętą krwią z rany i rzuciła mu gniewne spojrzenie.
-Odwal się.
 Zarzuciła długie włosy na plecy i ponownie lekko nachyliła się nad rozcięciem, jej udo otarło się lekko o bok chłopaka. Poczuła jak mięśnie bruneta zadrgały. Delikatnie dotknęła jego rozpalonej skóry… Nie podobało jej się to ani trochę. Czuła się skrepowana jak nigdy. Ale z drugiej strony wiedziała, że traktują się jak koledzy.
-Jak nie przestaniesz zrzędzić to przestanę ci pomagać, a eliksir zrobisz sobie sam. – powiedziała.
Chłopak ku zaskoczeniu Gryfonki nie odpowiedział na tę zaczepkę, co zupełnie do niego nie pasowało. Spodziewała się raczej odpowiedzi typu: „I dobrze! Nie jesteś mi do niczego potrzebna” albo „sam świetnie dam sobie radę”, ale  brunet tylko odwrócił głowę. Ivy pomyślała, że ta rana musi naprawdę go boleć skoro niemalże cały czas milczy.
Ivy nie od dzisiaj wiedziała, że na pewno nie jest kandydatką na uzdrowicielkę. Nigdy się do tego nie przyznawała, ale na widok krwi miała odruch wymiotny i uginały się pod nią nogi. Teraz mając przed oczami rozległą, dość głęboką, poszarpaną ranę myślała, że zwróci posiłek.  Zacisnęła wargi i robiąc wszystko byleby tylko nie okazać swojej słabości, spojrzała na moment w oczy Jamesa, który najwyraźniej również nie zamierzał wyjść na mięczaka - gdyby nie jego mocno zaciśnięte na pościeli dłonie, można by pomyśleć że jego pokerowa mina faktycznie jest oznaką braku odczuwania czegokolwiek.
-Teraz zaboli – ostrzegła, a James nawet nie zdążył przygotować się psychicznie. Dziewczyna pociągnęła za kawałek porwanej koszuli, który przylepił się do zaschniętej krwi. Chłopak skrzywił się aż zadrgały mu mięśnie szczęki.
-Dzięki za ostrzeżenie – powiedział przez zęby.
Ivy tylko rzuciła mu lodowate spojrzenie i James postanowił trwać w uprzejmym milczeniu, przynajmniej dopóki nie skończy robić mikstury. W końcu wciąż mogła dolać tam jakiejś trucizny, więc wolał nie ryzykować i nie doprowadzać jej do wściekłości.
-To w takim razie sam to zrób, a ja zajmę się eliksirem – powiedziała i szybko zeszła z łóżka, a James pomyślał, że zabrzmiało to tak jakby jej ulżyło.
 Naprawdę jej ulżyło.
 Przysiadła do niewielkiego czarnego kociołka, pod którym rozpalony był mały ogień i zerknęła do grubego, oprawionego w skórę podręcznika. James z łóżka obserwował jak parę razy zamieszała w lewo, a później w prawo, jak dodała jakiegoś drobno posiekanego składnika i różdżką zwiększyła ogień, a potem z zegarkiem w ręku z powrotem go zmniejszyła. Po chwili znowu coś wrzuciła i znowu zamieszała, niemal jednocześnie zwiększając ogień.
-Jak ty to robisz…- wyrwało mu się mimowolnie – Czy to co właśnie wrzuciłaś było żywe?
Postanowiła zignorować drugie pytanie.
-Przecież robiliśmy ten eliksir parę lekcji temu – stwierdziła, nie przestając mieszać w kociołku. – i całe szczęście, bo nie wiem czy udałoby mi się go zrobić.
-Ach… To musiało mnie nie być – powiedział James i gdy Ivy zerknęła na moment na niego uśmiechał się w taki sposób, że nie można go było posądzić o nic niewinnego. Domysły blondynki były słuszne, bo w głowie Jamesa właśnie pojawiło się dość miłe wspomnienie związane z jego aktualną dziewczyną.
-Leser – stwierdziła Ivy. I z zadowoleniem zauważyła, że używając jednego słowa  udało jej się opisać niemal całą jego istotę.
-Wolę określenie Huncwot. – oznajmił, a Ivy wywróciła oczami.
-Co ty takiego robisz, kiedy opuszczasz lekcje? – zapytała – kiedyś cię za to wywalą, zobaczysz.
-Czyżbyś się o mnie troszczyła? – zapytał nieco złośliwie, nim zdążył ugryźć się w język. Wciąż pamiętał, że może go otruć i zakończy swój krótki żywot w tym miejscu. Choć z drugiej strony… gdy tak o tym myślał zdał sobie sprawę, że przecież kto jak to, ale ona by tego nie zrobiła. 
-Nie. Po prostu mam nadzieję, że cie wywalą.
James nieufnie zerknął na kociołek, w którym bulgotał brązowy płyn.
-Pachnie maciejką. – odezwał się marszcząc nos i zaraz dodał – Mam nadzieję, że dobrze to zrobiłaś.
-Ja też – powiedziała i zaśmiała się cicho, a Jamesowi nieco ścierpła mina. Może jednak wersja o truciźnie jest wciąż aktualna… -pomyślał chłopak.
I następne minuty mijały w ciszy, gdzie James chcąc zabić nudę przypatrywał się jak Ivy robi skomplikowany eliksir. Teraz całkowicie doszedł do wniosku, że się do tego nie nadaje… Ta precyzja ruchów, dokładność w odmierzaniu  składników, wrodzona subtelność…
-Niech to szlag! Chyba cos pomyliłam – Ivy zwyczajem Jamesa przeczesała włosy palcami.
Chłopak zmarszczył czoło.
-O, cudownie… - mruknął pod nosem - Umrę po tym? 
Gryfonka przysunęła kociołek i zamoczyła kawałek materiału, który pojawił się na jej życzenie (choć trochę to trwało). A następnie, ku jego obawie, przysiadła na brzegu łóżka, które aż zatrzeszczało pod ich ciężarem. Zgięła nogę i przysunęła się na tyle blisko, żeby mieć swobodny dostęp do rany, ale na tyle daleko, by nie stykać się z nim choćby skrawkiem spodni od mundurka.
-Raczej niestety nie – westchnęła  – ale nie mam już składników, żeby to naprawić, więc  musi tak zostać.
-A to na pewno dobry pomysł? –zapytał z lekką trwogą.
-Trochę za późno na wątpliwości – stwierdziła rozgniewanym tonem i podparła ręce pod boki – Tchórzysz?
-Nigdy! – odparł oburzony chłopak – Za kogo ty mnie masz?
Ivy spojrzała do góry jakby przez moment  zastanawiała się nad odpowiedzią. Na twarz Jamesa wstąpił niezbyt wesoły uśmiech.
-Hm… Pomyślmy… -zaczęła, a brunet przyglądał jej się z udawanym zainteresowaniem.
Nie zamierzał dać sobą pomiatać. Co to, to nie.  
-Właściwie nie trudno zgadnąć. Jesteś bardzo przewidywalna. – stwierdził znudzony - Zaczynaj jeśli już masz mnie wykończyć.
Ivy zmrużyła oczy, ale starała się nie dać poznać po sobie zdenerwowania.
-Nie znasz mnie, więc  z łaski swojej przymknij się, chyba, że chcesz żebym zrobiła ci krzywdę.
 Powoli zbliżyła materiał do skóry i nie chcąc słuchać dłużej jego narzekań przyłożyła go najdelikatniej jak umiała.
James odchylił głowę do tyłu i westchnął cicho. Piekło jak cholera. Szkoda, że nie pomyślał o tym, zanim się na to zgodził.
 -Przestań się wiercić! – zawołała gniewnie Ivy odejmując materiał nasączony eliksirem od jego skóry – muszę zdezynfekować ci tę ranę!
James skrzywił się czując jak substancja wnika w ranę niemiłosiernie piekąc. Rozchylił lekko usta, próbując skupić się na swoim spokojnym oddechu. Niespodziewanie do głowy wpadł mu szaleńczy wręcz pomysł. Gyfonka skończyła już robić eliksir więc nic mu nie groziło.
-Przyznaj… spodobało ci się to – powiedział nagle, przerywając ciszę.
Ivy spojrzała na niego jak na wariata. Dokładnie tego się spodziewał.
-Co takiego? – zapytała, odsuwając dłoń z eliksirem od skóry chłopaka, który w duchu westchnął z ulgą. Spojrzał z zadowoleniem na jej skonsternowaną minę i powiedział z uśmiechem:
-Zabawa w pielęgniarkę
Brunet zaśmiał się złośliwie. Uwielbiał ją zawstydzać, a w tym momencie pomagało mu odwrócić uwagę od nieprzyjemnego szczypania, więc tym bardziej nie zamierzał przestawać.
Ivy nie miała zamiaru czegoś takiego znosić.
-Wiesz, może lepiej będzie jeśli sam to zrobisz – warknęła Ivy – W końcu pozjadałeś wszystkie rozumy i sam wszystko wiesz i umiesz zrobić najlepiej. Debil – dodała jeszcze ze złością.
Blondynka ze zniecierpliwioną miną rzuciła materiał nasączony eliksirem w jego twarz i wstała porywając kurtkę z oparcia stojącego przy łóżku krzesła i ruszyła w kierunku wyjścia. James nie protestował, zdjął chustkę z twarzy i bez szczególnego przejęcia patrzył na Gryfonkę, która już złapała za metalową gałkę. Próbowała przekręcać ją to w lewo to w prawo, jednak drzwi nie ustępowały. W przypływie desperacji zaczęła nimi szarpać, a gdy i to nic nie dało wyciągnęła różdżkę celując w zamek.
-Alohomora – powiedziała, sprawiając, że na moment zabłysło niebieskie światło, jednak zamek ani drgnął – Alohomora!....ALOHOMORA!
Chwyciła za gałkę i szarpnęła nią po raz ostatni, a gdy i to nie przyniosło efektu, oparła się plecami o nieszczęsne drzwi i osunęła się na podłogę.
-Wygląda na to, że spędzimy tu trochę czasu – westchnął James, niezwykle delikatnie dotykając jedynie brzegów rany, jedynie skrawkiem materiału.  – Zawsze wiedziałem, że byłbym świetnym lekarzem…
-Już spędziliśmy tu TROCHĘ czasu. Chce stąd wyjść! – zawołała zdenerwowana dziewczyna.
Minęła raptem chwila gdy do myśli Jamesa wkradła się pewna osobliwa myśl.
-Skoro już musimy tu razem siedzieć to… gdzie jest książka?
Ivy rzuciła mu tylko lodowate spojrzenie. Chyba to miało służyć mu  za odpowiedź, jednak dla Jamesa było to stanowczo za mało.
-Chyba nie zgubiłaś jej w lesie? – dopytywał się - bo nie mam ochoty tam wracać.
-Szkoda, że ty ją tam zgubiłeś. – burknęła – Już zapomniałeś? To ja ją znalazłam na ziemi.
Nie specjalnie przejął się jej słowami i zaczął przykładać materiał do kolejnego krwawiącego miejsca.
-Siedziałaś tam na ziemi… Z początku myślałem, że zwariowałaś. Dobrze, że masz takie jasne włosy, bo nigdy nie wypatrzyłbym cię w takiej ciemności.
-Ja też tak pomyślałam – powiedziała nagle Ivy, a gdy James spojrzał na nią pytająco dodała – też myślałam, że zwariowałam.
Skoro już zaczęła to wypadało dokończyć. Wzięła głęboki oddech, przemogła się i zaczęła mówić:
-Kiedy gdzieś zniknęliście i zostawiliście mnie i Abigail same… – zaczęła powoli.
-To nie było specjalnie. – wtrącił się chłopak.
Gryfonka rzuciła mu krótkie spojrzenie, by nie przerywał.
-Usłyszałyśmy to coś co nas później goniło. Zaczęłyśmy uciekać, przypadkiem się rozdzieliłyśmy, a to coś pobiegło za mn. Już czułam, że mnie dogania, nie miałam już siły dalej biec...
-No tak z twoją kondycją jest cienko - ponownie jej przerwał.
-… i… nagle – kontynuowała nieco ciszej - usłyszałam głos.  
James zmarszczył czoło i zaprzestał na moment opatrywania rany.
-Głos? – zapytał zaskoczony.
Ivy tylko kiwnęła głową, jak gdyby głos uwiązł jej w gardle.
-Kto to był? – zapytał zaintrygowany James, podpierając się na łokciu.
-Na początku myślałam, że to była Abigail...-zaczęła wpatrując się w swoje dłonie –ten głos mnie wołał, powiedział, że będę bezpieczna, a ja nie wiedziałam co robić, więc…
-Poszłaś tam i znalazłaś księgę… -dokończył James i aż otworzył usta ze zdumienia. Wszystko się zgadzało! Ivy kiwnęła głową.- Na brodę Merlina…
-Gdy znalazłeś mnie na ziemi, czytałam to co było tam napisane, a ten stwór cokolwiek to było, uciekł.
-Pobiegł za Abigail….- powiedział do siebie James, jakby  dostał nagłego olśnienia - Później Abigail znalazł David, a gdy to coś chciało się na nich rzucić, pojawiła się kolejna zagadka
-mówiąca o tym, że ktoś zginie – dokończyła Ivy czując jak gdyby jakaś wielka gula stanęła jej w gardle.
Powoli sięgnęła do kieszeni szaty. James obserwował jak wyjmuje połyskującą księgę. Przez moment panowała cisza. Ivy trzymała ją w ręce jakby nie bardzo wiedząc co z nią zrobić. James patrzył na księgę, a trybiki w jego mózgu pracowały na najwyższych osiąganych przez niego obrotach.
-Nie wiem co to jest – powiedziała Ivy i zerknęła na rzecz w swojej ręce.
James  krzywiąc się podniósł się z poduszek i usiadł na białej pościeli. Dziewczyna podniosła na niego wzrok i obserwowała jak Gryfon staje na nogi. Jego rana wyglądała już znacznie lepiej, zostało z niej raptem zaczerwienione zadrapanie. Powoli podszedł do Ivy, która wciąż siedziała pod drzwiami i wyciągnął rękę. Dziewczyna wiedziała, że nie wyciąga dłoni do niej tylko po książkę, jednak ku zdziwieniu Jamesa nie schowała jej przed nim. Lecz także mu jej nie podała, co zmusiło chłopaka do nieco bolesnego skłonu.  Chciał wziąć księgę, jednak blondynka ją trzymała.
 - Nie martw się, nie zabiorę ci jej. – powiedział jakby czytając w jej myślach – Nie mam jak uciec.
-Inaczej na pewno byś to zrobił – stwierdziła z przekąsem.
James spojrzał na nią z czymś rodzaju zrozumienia. Wstał puszczając księgę. Podparł ręce pod boki  i westchnął przeciągle.
-Teraz będę szczery, Ivy. – powiedział, a dziewczyna otworzyła szeroko oczy.
-Jestem w szoku – powiedziała  z sarkazmem, lecz James przywykł już do jej tonu i zlekceważył go jak zwykle – Może chcesz mi podziękować za pomoc?
-Nie – odparł i zachichotał -Chciałem powiedzieć, że chcę tę książkę dla siebie, ale mam coś jeszcze.
-Nie mogę się doczekać się, żeby dowiedzieć się co – zakpiła, zakładając ręce na piersi
-W zestawie z tą książką było coś jeszcze… Znaleźliśmy to z Davidem przez przypadek, kiedy mieliśmy ją u siebie.
Ivy mocniej zabiło serce, lecz zaraz do głowy przyszło jej, że być może to tylko głupi kawał.
-Co to było? I dlaczego ja tego nie zauważyłam?
-Nie wiem, może jesteś  za mało spostrzegawcza –zaśmiał się, a zaraz dodał przerywając wybuch gniewu dziewczyny – Choć szczerze mówiąc to sam tego na początku nie zauważyłem, więc nie masz czym się przejmować.
-Lepiej powiedz co to – rozkazała wstając z miejsca. James zmarszczył czoło i uśmiechnął się pobłażliwie. Jej gniew nie robił na nim najmniejszego wrażenia, bo była od niego o głowę niższa i jakaś taka śmieszna…
-Uspokój się to ci powiem – rzekł James nie przestając się uśmiechać, a Ivy spojrzała spod przymkniętych powiek. – Szczerze to robię to raczej niechętnie, ale i tak nie wiem co z tym zrobić...
-Masz zamiar powiedzieć mi to przed Bożym Narodzeniem czy mam jeszcze poczekać? – zapytała zakładając ręce na piersi.
-Coś ty taka nerwowa – uśmiechnął się zjadliwie – W środku księgi znaleźliśmy jakąś błyskotkę.
Na moment zapomniała o złości na Jamesa, ta wiadomość nią wstrząsnęła.
-Błyskotkę? Masz ją przy sobie? – zapytała szybko.
-Została w pokoju – odparł , patrząc jak dziewczyna wpatruje się w jego kieszenie – Jednak wątpię, żebyś odkryła do czego służy. Siedzieliśmy nad tym chyba  z pół nocy i doszliśmy tylko do takiego wniosku, że jest masakrycznie brzydka
-Bo jesteście idiotami – powiedziała wciąż z lekką złością, lecz zaraz dodała stanowczym tonem – chcę ją zobaczyć.
-Dam ci ją, jeśli oddasz mi książkę.
-W życiu!
James założył ręce na piersi i spojrzał na nią ze zniecierpliwieniem.
-Więc jej nie zobaczysz – powiedział ze wzruszeniem ramion -  Ach, tylko nie próbuj wpakowywać mi się do pokoju, bo jest dobrze zabezpieczony. – dodał z pewną siebie miną. Tak naprawdę było to kłamstwo, ale Ivy o tym nie wiedziała i nie musiała wiedzieć.
Gryfonka zacisnęła szczęki, podobnie jak James, który odwrócił wzrok. Najwyraźniej strzelił focha.
Spojrzała na księgę, która trzymała w dłoni. Cała połyskiwała, jakby w odpowiedzi na jej nieme pytanie. Dlaczego tak jej na niej zależy? Dlaczego właściwie nie rzuci jej w kąt albo nie odda Jamesowi? „Ciekawość… i czysta złośliwość”, podpowiedział głosik w jej głowie. Czyżby robiła się taka jak James? Potrząsnęła głową, jakby chciała wyrzucić tę myśl z głowy.
Gryfon usiadł z powrotem na łóżku i ponownie nasączył materiał eliksirem, by następnie przyłożyć go do jeszcze lekko zaczerwienionej rany. Wyglądał jak… błoto.
Miała ochotę rzucić w niego tą książką, powiedzieć, że może sobie ją wziąć, że jej nie zależy.
Jednak nie mogła.
Czuła tylko, że za wszelką cenę chce zobaczyć ową "błyskotkę". Zagryzła wargi. Jakiś cholerny przedmiot nią manipulował…
-O, cholera…!
James nagle zgiął się wpół i złapał się za miejsce, gdzie jeszcze niedawno miał ranę. Wystraszyła się nie na żarty i podbiegła do niego. Jej przypuszczenia się sprawdziły.
-O, nie, nie… Wiedziałam, że dodałam za mało soku z pijawek, ale nie miałam więcej – powiedziała przytrzymując słaniającego się chłopaka.






Położyła go na poduszkach. Miał zamknięte oczy. Podbiegła do kociołka, przewracając wszystkie składniki, jednak nie znalazła nic, wykorzystała niemal wszystko, a poza tym i tak nie wiedziała co robić w takiej sytuacji. Nie miała zielonego pojęcia. Na eliksirach nie uczyli co robić, kiedy ktoś zatruje się miksturą. Złapała Jamesa za ramię i potrząsnęła.
-Hej, słyszysz mnie? – zapytała czując, jakby serce zaraz miało wyskoczyć jej z piersi – James, odezwij się!
Serce zamarło jej z przerażenia. „Zabiłam go” – przeszło jej przez myśl. Przyłożyła dłoń do ust, tłumiąc przekleństwa. Jeszcze nigdy tak się nie bała. Próbowała myśleć trzeźwo… może rozwali drzwi zaklęciem i pobiegnie do pielęgniarki?
-Doskonale cię słyszę! – nagły głos Jamesa wyrwał ją z amoku. Chłopak był uśmiechnięty od ucha do ucha, a Ivy przez moment nie była w stanie się odezwać – Czyli jednak ci zależy! Wiedziałem, że nie możesz być tak wredna!
-Ty… Teraz to naprawdę cię zabije!
Po paru godzinach Gryfoni poczuli, że limit sprzeczek się wyczerpał. Było już bardzo późno. Obydwoje byli już zmęczeni dzisiejszym dniem, ale to James rozwalił się na łóżku, zupełnie zapominając o Ivy. Dziewczyna zwracała się do pokoju z prośbą o drugie łóżko, fotel lub najlepiej klucz do tych przeklętych drzwi, jednak nic nie działało, a bruneta nie zamierzała budzić. Ze złością kopnęła podręcznik, z którego korzystała, żeby zrobić eliksir.
-Czemu się tak rozbijasz? Bądź cicho… -jęknął James będący w półśnie, a gdy Ivy na niego spojrzała okazało się, że nawet w tym stanie ma irytujący zwyczaj mierzwienia swoich włosów.
Prychnęła i usiadła na podłodze przy łóżku i oparła się o jego drewniana ramę. Oczy same jej się zamykały, jednak po paru minutach stwierdziła, że jest jej zbyt niewygodnie. W końcu chwyciła swoją kurtkę i przykryła się nią, a ortalionowy rękaw włożyła pod głowę. Również nie było jej wygodnie. Zerknęła na Jamesa – spał jak kamień. Ściągnęła jego gruby płaszcz leżący w nogach łóżka i przykryła się nim.  Zrobiło jej się tak przyjemnie ciepło. Nie wiedziała co to za materiał, jednak był całkiem miły, idealny jako kołdra.

***

James obudził się nagle. Przemożna chęć odwiedzenia toalety wypchnęła go z łóżka. Schodząc z niego niemal potknąłby się o jakieś spore wybrzuszenie na podłodze przykryte jego płaszczem, nie miał jednak teraz czasu zawracać sobie tym głowy – jego pęcherz był pilniejsza sprawą. Ta sama potrzeba  fizjologiczna popchnęła go dalej w stronę drzwi, które… wciąż były zamknięte.
-Po prostu cudownie. – mruknął. Nawet nie próbował użyć czarów, domyślał się, że pokój wypuści ich kiedy uzna za stosowne. „Faktycznie musi być zepsuty” – pomyślał, jeszcze nie do końca wybudzony ze snu.
Wracając do łóżka spostrzegł, że owo wybrzuszenie na podłodze ma blond włosy. Pokręcił głową z  niedowierzaniem i z powrotem wskoczył na miękki materac. Przecież nie bronił jej położyć się na łóżku.
***
Rano, gdy Ivy otworzyła oczy z ulgą spostrzegła, że James jeszcze śpi. Dzięki temu będzie mogła mu wmawiać, że cała noc czuwała, a nie spała na podłodze przy łóżku jak pies. Natychmiast zerwała się z ziemi.
-Coo? – zapytał nagle James, przekręcając się w łóżku – O, nie… Pani Lotaryngio… - wyciągnął rękę, która głośno opadła z powrotem na materac. Pokój wypełniło głośne chrapnięcie.
-James, wstawaj! – wrzasnęła Ivy, a chłopak leniwie podniósł powieki.
-Co się stało? – zapytał mrużąc oczy.
Chwilę to zajęło zanim się pozbierał. Ivy podeszła do drzwi i ponownie chwyciła za klamkę.
 Ku jej uldze otworzyły się i razem z Jamesem wypadli na korytarz. Musiała być lekcja, bo były pusty, a w szkole panowała niemal idealna cisza.
-Ale jestem głodny – marudził chłopak, a Ivy za każdym razem wywracała oczami.
-Ok, rób sobie co chcesz, ja idę na lekcje – stwierdziła.
Jej plany poszły w łeb, bo nagle na końcu korytarza pojawił się Irytek. Duch akurat wtykał coś do srebrzystej zbroi, ale w każdej chwili mógł ich zauważyć.
-A może jednak nie? – mruknął James i ruszył w przeciwnym kierunku.
Ivy nie bardzo wiedząc co robić pobiegła za brunetem, nim złośliwy duch ich dostrzegł. Choć szczerze mówiąc nie bardzo miała na to ochotę, miała wrażenie, że kto jak to, ale James ma wprawę w unikaniu konsekwencji, a szlaban to była ostatnia rzecz o jakiej teraz marzyła. Gryfon schodził na coraz to niższe poziomy zamku, aż w końcu znaleźli się w podziemiach.
-Czemu tutaj jesteśmy? – zapytała oglądając obrazy przedstawiające martwa naturę.
-Bo tutaj nikt nas nie znajdzie – powiedział James i połaskotał gruszkę na jednym z obrazów – a poza tym tu jest  żarcie. – dodał i uśmiechnął się  lubością – to moje ulubione miejsce zaraz po błoniach.
W miejscu gdzie była gruszka pojawiła się klamka i James nacisnął na nią wchodząc do środka. Nie chcąc zostać przyłapana przez jakiegoś nauczyciela weszła za nim.
-I pamiętaj – kontynuował James, rzeczowym tonem –Jeśli kiedykolwiek będzie gonił cię jakiś nauczyciel albo Irytek to najlepsze miejsce na kryjówkę, pod warunkiem, że zdążysz tu dobiec. – dodał i zachichotał cicho.
-Dzięki za rady, ale w przeciwieństwie do ciebie nie jestem „huncwotem” – ostatnie słowa wypowiedziała niemal z pogardą.  
Ich rozmowę przerwał natłok małych brzydkich stworków z wielkimi uszami, o których Ivy tylko słyszała.
-Domowe skrzaty! – zawołała ucieszona – zawsze chciałam jakiegoś zobaczyć.
-Do panienki usług – odparł jeden z nich i zrobił głęboki ukłon. Blondynka uśmiechnęła się szeroko.
-Dobra, dobra – przerwał im James, a Ivy spojrzała na niego jak na robaka – mogłybyście dać mi trochę żarcia?
Po paru minutach James wrócił z kuchni z wielkim bochenkiem chleba i kieszeniami napchanymi dyniowymi pasztecikami.
-Dobrze, że nie wziąłeś jeszcze kotła z kompotem – mruknęła zdenerwowana Ivy – to tak jakbyś je okradał!
-Oj tam... – odparł James z trudnością artykułując głoski, bo usta miał napchane jedzeniem – One to lubią! 
-Z pewnością – oznajmiła zgryźliwie Ivy i założyła ręce na piersi.
-Jeszcze trochę i będziesz jak moja ciotka Hermiona! – stwierdził, gryząc wielki bochen chleba.
Ich sprzeczka zdążyła się rozwinąć, a gdy wyszli zza rogu natknęli się na Davida i Abigail.

~*~*~*~

Hej! Miałyśmy pewien problem z tym rozdziałem choć z poczatku wydawała się to bułka z masłem. Nie wiemy czy to widać, ale uznałyśmy, że Ivy powinna być bardziej wyrazista i taką próbowałysmy ja zrobić w tym rozdziale. Macie prezent za cały dłuuuugi rok szkolny w postaci tego posta! Udanych wakacji życzy Ginger i Hope!

PS dla wszystkich fanów Plotkary: XOXO

No i oczywiście pozdrowienia dla wszystkich naszych wspaniałych czytelników :)
Do następnego! 

Ach, i BONUS, oczywiście.

IIIII.....WAKACJE!!!! :D