środa, 31 lipca 2013

Rozdział XXI - Geny babci hazardzistki

Pamiętajcie, żeby zerknąć na "streszczenia"

* * *


-No, a potem  stwierdziliśmy… No dobra ja stwierdziłem, że muszę coś zjeść. – zakończył opowieść James. David stał naprzeciwko niego opierając się o ławkę, na której siedziała Abigail. Rudej aż nie chciało się wierzyć, że James i Ivy nie wykorzystali sytuacji  sam na sam, bo ponoć kto się czubi, ten się lubi… A oni się bardzo czubią. A w sumie to mogli kłamać, że nic nie było... Te wszystkie myśli za bardzo obciążały umysł Abigail, więc postanowiła przełożyć rozmyślania na później. 
Ivy spojrzała z politowaniem na Jamesa i westchnęła w duchu. Na jego ubraniu wciąż znajdowało się pełno okruchów, których nawet nie chciało mu się strzepnąć. David z jakiegoś powodu uśmiechał się głupkowato  i co chwilę zerkał na Abigail, która jeszcze nie zdawała sobie sprawy, że przegrała zakład. Oczy zabłyszczały mu dziko i podniósł brwi, jednak postanowił poczekać na odpowiedni moment. Od samego początku był pewien wygranej, bo niby po co Ivy i James mieliby celowo zamykać się w jakimś pokoju?
-A ty co się tak szczerzysz? – zapytał go James, nagle zauważając jego dziwne zachowanie. Niespodziewanie go olśniło. Czyżby on w końcu…?
Rozpoczęli niewerbalną rozmowę. Abigail zajęta była wygrzebywaniem brudu zza paznokci i nie zwracała na nich zbytniej uwagi.  W tym czasie James posłał krótkie spojrzenie w kierunku Rudej, a potem ponownie spojrzał pytająca na Davida podnosząc brwi. Chłopak w odpowiedzi prawie niezauważalnie  przecząco pokręcił głową.  James wskazał podbródkiem na niczego nieświadomą puchonkę, a następnie na swoją klatkę piersiową i zerknął wymownie na kolegę, David odpowiedział szerokim uśmiechem i pokazaniem kciuka. Ivy patrzyła na ich zagadkowe gesty. Nic nie mogła poradzić na to, że na jej twarz wstąpił wyraz zażenowania i właściwie niewiele obchodziło ją, że to zauważyli, bo natychmiast zakończyli swoją  „rozmowę” niewątpliwie na temat Abigail,
 Puchonka nieświadoma ich krótkiej wymiany gestów nagle podniosła głowę i wydała zduszony okrzyk aż wszyscy podskoczyli.
-Och, niee… -jęknęła i pacnęła się w czoło. Zerknęła krótko na Davida, jednak szybko odwróciła się z powrotem. - Cholerny zakład!  Na Merlina, nie powinnam była tego robić… Wiedziałam… Piekelne geny mojej babci hazardzistki!
Ivy doszła do wniosku, że musiało się tutaj sporo dziać, kiedy ona była z Jamesem w Pokoju Życzeń. Ciekawość zżerała ją od środka.
-Coś się działo jak nas nie było? – zapytała Gryfonka, nie rozumiejąc nic  z ich szyfrów.
-To też długa historia – odpowiedziała szybko Abigail, zerkając na zadowolonego Davida kątem oka – nieważne.
Ivy spojrzała pytająco na Jamesa, ale ten tylko wzruszył ramionami.
Krótką chwilę cała czwórka spędziła w milczeniu. Ivy dręczyła tylko jeszcze jedna sprawa. Właściwie to miała nadzieję, że o tym zapomnieli i zachowa to tylko dla siebie, jednak wiedziała, że wyrzuty sumienia nie dawały by jej spokoju. Dziewczyna z lekkim wahaniem sięgnęła do kieszeni i wyjęła księgę. David na moment zapomniał o wygranym zakładzie i zerknął na lśniąca okładkę.
-O, to… Zapomniałem o niej – mruknął i dodał po chwili – wiecie co, właściwie to mnie jakoś specjalnie na niej nie zależy.
Ruda przytaknęła stwierdzeniu Davida. Gryfonka była zaskoczona, gdyż wcześniej obojgu strasznie na niej zależało. Otworzyła usta z oburzenia, a ręka w której trzymała księga bezwiednie opadła.
-To dlaczego mi jej od razu nie oddaliście?! –zawołał poirytowana.
-Bo na początku była niezła zabawa – stwierdziła Abigail, a David tylko wzruszył ramionami – Przyznaj, podobało ci się - dodała z szerokim uśmiechem.
Ivy była zirytowana ich lekkomyślnością. Przez ich chęć zabawy  wpadli w okropne kłopoty i ledwo wyszli cało z tego lasu, a dodatkowo to nie oni dostali szlaban i to nie oni musieli spędzić tyle godzin w zamkniętym pokoju z marudzącym na brak łazienki bachorem!
-A poza tym ja ją chciałem – wtrącił się nagle James, patrząc gdzieś w dal przez otwarte okno – I teraz nie myśl sobie, że ja sobie weźmiesz, bo tamtym się w… głowach poprzewracało.- zwrócił się do blondynki.
-Hej! – oburzył się David, odpychając się dłońmi od ławki, o którą się opierał. Zrobił krok w kierunku Jamesa, który nawet na niego nie spojrzał  – Po prostu nie ma z niej żadnego pożytku, a może przynieś kłopoty, więc po co nam ona?
-To co mamy ją odłożyć z powrotem na miejsce? – zapytał  z lekkim sarkazmem i dopiero wtedy oderwał wzrok od okna i spojrzał na swojego kolegę. David zrobił minę jakby właśnie to chciał powiedzieć. – Nie, nie, nie. Nic  z tego. Za dużo się musiałem namęczyć, żeby ją zdobyć.
Abigail dalej beztrosko machając nogami, obserwowała jak David wywraca tymi swoimi pięknymi zielonymi oczami, a następnie ponownie spogląda na Jamesa.
-Ale co z niej masz? – drążył, zakładając ręce na piersi.
James ze złością złapał się za czarne włosy, a gdy je puścił sterczały zupełnie tak jakby uderzył w niego piorun.
-Co z niej mam? Gdyby nie ten głupi świstek papieru to coś w lesie by was zeżarło! –wykrztusił wreszcie i spojrzał na Davida z nadzieją, że ten go zrozumie i przestanie wygadywać bzdury o zostawieniu tak cennej rzeczy jak ta księga.
Szatyn zmarszczył czoło.
-A co ma niby do tego ta książka?
James westchnął przeciągle, czując, że ponownie zaczyna tracić cierpliwość. Jakoś nie miał ochoty mu tego wszystkiego tłumaczyć, tym bardziej przy Abigail. Z jakiegoś powodu jej obecność zniechęcała go do wszelkich wyznań.
-TO – zaczął brunet dobitnym tonem - że gdyby nie ta książka lub cokolwiek to jest, nie wyszlibyśmy cało z tego lasu.- zakończył podniesionym tonem i spojrzał na Rudą i Davida. Ivy patrzyła na nich w ten sam sposób.
Puchonka przestała beztrosko machać nogami. Znowy nie mogła oprzeć się wrażeniu, że od kiedy Ivy i James wrócili z tego pokoju, zachowywali się jej zdaniem jakoś dziwnie. Wydawało się jak gdyby byli zgodni w tym co myślą, a przecież wiadomo było, że za sobą nie przepadają. Może jednak jakoś… zbliżyli się do siebie, kiedy byli sami? Gdy tylko ta myśl ponownie ją nawiedziła, poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku, więc natychmiast wyrzuciła ją z głowy. Uznała, że nie będzie teraz o tym myśleć i znowu zwróciła się do Jamesa.
-Ale o czym ty w ogóle mówisz? – zapytała już nic nie rozumiejąc. Nie dane jej było długo patrzeć w jego orzechowe oczy, bo przykryły je powieki, a James ponownie westchnął.
-Ona… no wiecie – powiedział, ale David i Abigail najwyraźniej nie wiedzieli, bo wciąż patrzyli na niego pytająco. Znowu westchnął, już chyba piąty raz w ciągu tej rozmowy – Dawała nam wskazówki, te głupie zagadki, żeby ostrzec, że stanie się coś złego – wyjaśnił i zamilkł na moment oczekując jakieś gwałtownej reakcji z ich strony, ale nic takiego nie nastąpiło.
Liczył na choćby jakiś przepełniony zaskoczeniem i strachem okrzyk albo upadek na podłogę...a tymczasem Abigail wpatrywała się w niego bez wyrazu, a David zmarszczył czoło. W wyobraźni Jamesa ta scena wyglądała zupełnie inaczej.
 Ivy wydawało się, że ani Ruda, ani David nie biorą tego na poważnie, więc wykorzystała chwilę, w której James zastanawiał się jak to wszystko ująć. Postanowiła się wreszcie wtrącić i powiedzieć to prosto z mostu bez zbędnych ceregieli.
-Ta książka powiedziała nam, że umrzecie. Wtedy w lesie. – powiedziała, a  ich twarze na moment stężały. Niemal uzyskała oczekiwany przez Jamesa efekt. – a właściwie, że ktoś umrze.
Abigail po chwili już chciała otworzyć usta, by wdać jakąś wątpliwość, jednak James był szybszy. Wręcz błyskawiczny. Chwycił księgę, którą Ivy trzymała w ręcę i zabrał ją tak szybko, że nie zdążyła zareagować i podał ją pozostałej dwójce, by mogli odczytać krótki tekst. Ivy rzuciła mu tylko krótkie spojrzenie, na które nie odpowiedział jej w żaden sposób. 
Abigail i David pochylili się nad księgą i gdy odczytali tekst Ivy była pewna, że się przejmą, jednak ku jej zdziwieniu David  machnął beztrosko ręką.
-To mogło być o każdym, albo nawet o jakimś zwierzęciu, a może nawet i o niczym  – powiedział ze wzruszeniem ramion, a zaraz dodał – A jak widzisz żyjemy i mamy się dobrze, więc tym bardziej nie ma czym się przejmować.
-Ale mało brakowało – wtrącił się James i wymownie spojrzał na swoją teraz śnieżnobiałą koszulę, niedawno jeszcze poszarpaną i poplamioną krwią. W drodze naprawił ją jednym krótkim zaklęciem.
-Myślicie, że to przypadek, że ta zagadka pojawiła się akurat wtedy, kiedy ten wilkołak was zaatakował?- zapytała Ivy.
Nastała chwila milczenia, w której albo jej się zdawało albo James faktycznie nieznacznie zbladł na słowo „wilkołak”, David lekko spoważniał i zadumał się na chwilę, a Abigail nerwowo przygryzała wargi. Ruda chyba była poruszona faktem, że zwykły przedmiot wróży lepiej od niej, a David tym, że nie umie znaleźć na to argumentu.
-Nie uważacie, że zajeżdża to trochę czarną magią? –odezwał się w końcu, wkładając ręce do kieszeni i ponownie opierając się na ławce,  na której cały czas siedziała Puchonka.
-Ty debilu, ona nam pomaga. Gdyby nie ona…- zaczął James, jednak przyjaciel mu przerwał.
-Gdy by nie ona to nawet nie weszlibyśmy do tego lasu –zauważył szatyn, porzucając beztroski ton. James spojrzał na niego i zacisnął wargi, musiał przyznać mu rację, podobnie jak Ivy, która z niechęcią przyjęła to do wiadomości.  –Wiem, że ta książka cię ciekawi, ale lepiej ją zostawmy tak gdzie ją znaleźliśmy. Mam wrażenie, że nie zaprowadzi nas to do niczego dobrego. – dodał stanowczo.
-Popieram! – wyrwała się nagle Abigail, omal nie spadając z ławki. Nie chciała się do tego przyznać, ale była zazdrosna o ten przedmiot. Przestał jej się podobać, kiedy dowiedziała się, że rzekomo potrafi przepowiedzieć przyszłość. Żywiła wręcz do niego urazę. Najchętniej to było go spaliła. – Zawsze miałam Wybitny z wróżbiarstwa, więc radzę wam się słuchać mojego przeczucia – dodała lekko zarozumiałym tonem i zadarła głowę, co sprawiło, że David musiał zagryźć wargi, żeby nikt nie usłyszał jego cichego śmiechu. 
James oparł się na jednej z ławek z wyraźną irytacją.
-Dobra, mówcie sobie co chcecie – rzekł – Zamierzam ją zatrzymać.
Ivy prychnęła pod nosem, co zwróciło jego uwagę. No tak zapomniał o niej.
-Póki co to mam ją ja – stwierdziła chłodno, a James uniósł oczy ku niebu – Więc nie wiem co zamierzasz w takim wypadku zrobić.
David patrzył na nich krzywo, jednak wiedział, że w żaden możliwy sposób nie wybije im tego z głowy, podobnie jak Abigail, która miała złe przeczucia, a ona zawsze ufała swojej intuicji.
James myślał gorączkowo jak przechytrzyć Gryfonkę. W myślach dziękował bogu, że nie jest Ślizgonką, bo byłoby to znacznie trudniejsze. Jego krótkie rozmyślania przerwał dzwonek na lekcje. David przestał opierać się o ławkę, w tym samym czasie, w którym Abigail z niej zeskoczyła z cichym tupnięciem, jednak to Ivy pierwsza dotarła do drzwi i złapała za klamkę.
-No dobra, pozwolę ci ją przechować – stwierdził łaskawie James, a blondynka tak jak przewidywał naburmuszyła się niesamowicie i zatrzymała się wpół kroku, jednak nim zdążyła odpowiedzieć Abigail wydała zduszony okrzyk. Spojrzeli w jej kierunku.
-O, matko sprawdzian z eliksirów! – wykrzyknęła, przyciskając dłonie do policzków.
David jęknął ze zrezygnowaniem, James już planował jak tu by się od tego wymigać, a Abigail pobiegła za Ivy, która już szybkim krokiem zmierzała w stronę klasy.
-Ivy, usiądziesz ze mną?



***

No i jest, może i krótki, ale grunt, że jest! Kolejny rozdział być może pojawi się szybko, choć jest na to jednoprocentowa szansa, to bardzo chciałybyśmy zrobić wam wakacyjną niespodziankę :P
Piszcie co sądzicie, nie bójcie się krytyki, bo my też się jej nie boimy.