sobota, 16 lutego 2013

Rozdział XVII – „Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli to zdejmę?”


Szliby w zupełnej ciemności, gdyby nie światło pochodzące z ich różdżek. Mimo to Abigail znalazłaby drogę również bez tego, gdyż byli już w dobrze znanych jej podziemiach. Na kamiennych ścianach wisiały obrazy przedstawiające krajobrazy, co zapobiegało klaustrofobii wśród uczniów, którą niewątpliwie mogły powodować brak okien i niskie, półokrągłe sklepienie. Nie było tutaj pochodni, jak w innych częściach zamku, tylko zawieszone u sufitu złote lampy. Zwykle dawały mnóstwo ciepłego światła, jednak teraz były zgaszone.
-Myślisz, że mogliby…? – zapytał David, robiąc sceptyczną minę.
Jego mózg nie był w stanie pojąć tak abstrakcyjnego stwierdzenia, jakie właśnie zaserwowała mu Abigail. Tymczasem wyobraźnia Puchonki pracowała na najwyższych obrotach. Niemal widziała jak James, jednym szybkim ruchem gasi różdżkę, tym samym sprawiając że on i Ivy pogrążają się w całkowitej ciemności. Korytarz jest pusty, nikogo w nim nie ma, z wyjątkiem ich dwojga. Nie ociąga się – jak to on – lekkim, acz stanowczym ruchem popycha Ivy, przyciskając ją do zimnej, kamiennej ściany. Chłopak schyla się by ich twarze znalazły się na tym samym poziomie, jedną ręką podpierając się ściany, a drugą dotykając policzka blondynki. Ivy… w tym momencie wizja nagle się przerwała. No tak, Ivy. Przecież ona pewnie nie zgodziłaby się na coś takiego (choć Abigail ciężko było to zrozumieć. Osobiście, gdyby z nią James postanowił to zrobić to cóż… długo by się nie wahała). Zaraz kolejna myśl sprawiła, że była już niemal pewna, że popada w paranoję. Przecież James był ranny, na pewno nie miał w głowie takich lubieżnych myśli, a nawet jeśli, to nie dotyczyły one tej konkretnej Gryfonki. Możliwe, że jakiejś innej, jednak Abigail nie zamierzała psuć sobie tym humoru.
Jeśli Ruda trochę by się wysiliła i sprowokowała do pracy swoje szare komórki,  to mogłaby stwierdzić, że zaobserwowała, że raczej za sobą nie przepadają. Właściwie to wcale do siebie nie lgnęli, nawet nie spędzali ze sobą czasu poza lekcjami i treningami, gdzie byli zmuszeni do przebywania razem. Oczywiście nie żeby ich śledziła lub coś w tym stylu, po prostu nie krępowali się z okazywaniem  sobie uczuć i chyba każdy kto miał okazję przebywać w ich towarzystwie dłużej niż pięć minut mógł się o tym przekonać.
Abigail zaczęła się nad tym wszystkim zastanawiać i doszła do niezbitego wniosku, że David ma rację, a ona przesadza. Momentami miała zbyt wybujałą wyobraźnie. To nie było możliwe, żeby Ivy mogła zrobić coś z Jamesem. Sądziła, że Gryfonka prędzej wolałaby pocałować gumochłona niż jego. Ze zdziwieniem stwierdziła, że jej ulżyło.
-Może masz rację... To byłoby  dziwne, gdyby oni… no wiesz. – powiedziała, kończąc wypowiedź znaczącym tonem. Zerknęła na Gryfona, który z beztroskim – typowym dla niego – wyrazem twarzy, patrzył w głąb korytarza.
-Gdziekolwiek teraz są, na pewno się kłócą. Mógłbym się nawet założyć o swoją miotłę – powiedział z przekonaniem chłopak. A trzeba było wspomnieć(czego Ruda nie wiedziała), że nowy Piorun 216 był dla Davida Anthony’ego Smitha równie cenny, co pierworodne dziecko dla ojca. Pracował na nią ciężko przez całe wakacje w jakimś obskurnym, śmierdzącym barze, gdzie gośćmi bywały przeważnie typy spod ciemnej gwiazdy, płacące pieniędzmi podejrzanego pochodzenia i nie znające pojęcia higieny osobistej. Nie miał wtedy jeszcze nawet siedemnastu lat, więc tak naprawdę robił to nielegalnie, jednak wtedy nawet nie zdawał sobie z tego sprawy (dopiero później James go o tym brutalnie uświadomił). Właściciel chętnie uwierzył w jego gadkę, że jest dwudziestoletnim studentem uzdrowicielstwa, gdyż pobierał niewielką pensję. Przez cały pobyt tam próbował zachowywać jak najwięcej powagi, by wyglądać na dojrzalszego, jednak jego beztroska natura brała górę, choć właściwie i tak nikt nie zwracał na niego większej uwagi. Warunki panujące tam nie były tam na najwyższym poziomie. A tak konkretniej to oscylowały gdzieś na poziomie dna Rowu Mariańskiego. No, ale czego nie robi się dla nowej miotły, a David mógł znieść naprawdę wiele. Przez pierwszy tydzień po kupieniu jej, nawet spał z nią w łóżku, by mieć pewność, że nic jej się nie stanie.
Abigail przekrzywiła głowę, a rude loki opadły jej na jedną stronę.
-Chcesz się założyć?  –zapytała nagle, czując, że odżywa w niej, dawno zapomniana, żyłka hazardzisty. –Stawiam, że oni celowo się gdzieś zaszyli. Nie wiem dlaczego… ale to nieważne.
Zatrzymała się, i szczerząc się do niego w uśmiechu, wyciągnęła dłoń. David przyjął to z lekkim zaskoczeniem, jednak już po chwili również uniósł kąciki ust i podał jej rękę. Trzymał ją delikatnie, jednak czuła, że ma silne ręce. Właściwie to nie powinna się dziwić, tyle godzin spędzonych na treningach... „Ciekawe czy James też ma takie…”, przemknęło jej przez myśl. Abigail potrząsnęła krótko jego ręką i już chciała zabrać swoją dłoń, jednak chłopak ją przytrzymał.
-O co się zakładamy? – zapytał, z uśmiechem nachylając się w jej stronę.. To przez moment przypomniało jej wizje o Jamesie i Ivy, którą dopiero co miała. On też się tak na nią pochylił… Szybko wyrzuciła tę myśl z głowy.
Abigail zmrużyła oczy i zerknęła w jego zielone tęczówki.
-Hm… Może… o przysługę? – zaproponowała. Tak naprawdę, to była pierwsza rzecz jaka przyszła jej do głowy. Może niezbyt rozsądna, ale w zwyczaju miała działać spontanicznie. Uważała, że wtedy dzieją się najzabawniejsze rzeczy, choć w rzeczywistości różnie bywało. Wciąż pamiętała, jak często zakładała się o to z bratem i gdy wygrywał przeważnie kazał czyścic jej swoje okropne, ubłocone po treningu buty. Bez czarów, rzecz jasna, co oczywiście bardzo nikczemnie wykorzystywał – jak to brat. „Zostawiłaś tutaj jedna plamkę! O, tu, tu widzisz? Świetnie. Teraz wypoleruj!” – na samo wspomnienie w głowie usłyszała jego irytujący głos. Jednakże dla odmiany, kiedy to ona wygrywała (i to wspominała znacznie lepiej), odpłacała się mu pięknym za nadobne. I choćby dlatego, że podczas pisania jej długaśnych wypracowań jej brat wyglądał jakby miał zaliczyć nagły zgon, było warto się zakładać. Miała do tego słabość… David najwyraźniej też, bo podniósł brwi z zainteresowaniem, a na jego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
-O przysługę? – powtórzył wesoło, wciąż nie puszczając jej dłoni.
-Tak – potwierdziła, z pewną siebie miną  - Jak już wygram to odrobisz mi pracę domową albo napiszesz jakiś referat  – dodała, nawet nie zastanawiając się nad tym, co mogło chodzić po głowie chłopaka. Puchońska naiwność była przeurocza.
David przekrzywił głowę, a Abigail pomyślała, że z tymi zielonymi oczami, szczerym uśmiechem i dołeczkami w policzkach wygląda niezwykle ujmująco.
-Pasuje mi – powiedział, a uśmiech nie schodził mu z twarzy – A jeśli ja wygram to ty oddasz mi jakąś przysługę – dodał, powstrzymując śmiech. Był porządnym chłopakiem, więc usiłował trzymać się przy myśli, że jedyną przysługą jaką chciałby aby Abigail mu oddała było napisanie mu wypracowania.
-Tylko bez chamskich – ostrzegła go, grożąc mu palcem, na co chłopak parsknął śmiechem. Mówiła to przy każdym zakładzie, jednak wydawało jej się, że Davidowi można zaufać i nie wykręci jej żadnego numeru.
-Jasne – odparł i podniósł dłonie w obronnym geście. – Przecież nie mógłbym ci tego zrobić. – dodał, a dziewczyna, pomyślała, że sprawia wrażenie całkowicie szczerego. Totalnie ją to rozbroiło.  Trzeba było przyznać, że wyglądał teraz naprawdę niewinne. Odkaszlnęła.
-Lepiej już chodźmy  – zaproponowała, z trudem odrywając wzrok od jego zielonych oczu. Naprawdę przyciągały uwagę swoją niespotykaną, czysta barwą. Były niczym dwa szmaragdy.
 Gryfon jakby nagle przypomniał sobie o mapie w jego kieszeni. Wyjął ją i po uprzednim wyrecytowaniu hasła „uroczyście przysięgam, że knuje coś niedobrego”, zerknął na nią od niechcenia.
-O… Filch tu idzie – powiedział spokojnie i zaczął składać mapę. Abigail rzuciła mu zdziwione spojrzenie. Nagle jakby uświadomił sobie co właśnie powiedział i wykrzyknął – Filch tu idzie! Cholera! Koniec psot!
Z mapy znikły wszelkie dowody na to, że właśnie ową mapą była. David prędko złożył stary, w niektórych miejscach lekko naderwany pergamin i ponownie schował go do tylnej kieszeni jeansów.
-Nox! – wyszeptał, a różdżka posłusznie zgasła - Biegiem! – dodał cicho i zupełnie niespodziewanie chwycił Abigail  za rękę i pociągnął zaskoczoną w głąb ciemnego korytarza. Ich kroki niosły się lekkim echem po nisko sklepionym korytarzu.
Ruda biegła za nim czując, że w ogóle nie odczuwa strachu czy paniki, a nawet, wręcz przeciwnie cała ta sytuacja była dla niej bardzo ekscytująca. Choć nie zdarzało się jej to często, łamanie regulaminu wywoływało u niej przyjemny dreszczyk emocji, a  ciepły dotyk Davida tylko dodawał jej pewności. Ruda nawet nie spostrzegła kiedy dobiegli na miejsce. Abigail z lekkim zdziwieniem przyjęła fakt, ze Gryfon zatrzymał się dokładnie przed ukrytym wejściem do Pokoju Wspólnego Puchonów. Domyśliła się, że wie o tym z tej dziwnej, lecz jednocześnie niezwykle przydatnej mapy. Raptownie zdała sobie sprawę, że przez ostatnie sześć lat mógł ją obserwować. Widział co robi z kim, gdzie, kiedy… Było to nieco niepokojąco, jednak nie zamierzała się w to dalej zagłębiać, tym bardziej, że właściwie nie miał po co tego robić. Bardziej ciekawiło ją jakie tajemnice mógł jeszcze skrywać on i James. Jednak nie było  czasu nad tym rozmyślać, bo David puścił jej dłoń i stanął wyczekująco przed stosem stojących, bądź leżących pod ścianą beczek.
-Pośpiesz się – wyszeptał do niej Gryfon. Abigail podeszła do największej beczki i przyłożyła do niej dłoń. David miał ochotę się zaśmiać, kiedy dziewczyna ni z tego ni z owego zaczęła wystukiwać rytm o denka różnej wielkości beczek, stojących wokół. Nagle w największej z nich leżącej płasko na posadzce, pojawiła się klamka. David zmarszczył czoło, myśląc, że to cholernie pomysłowe rozwiązanie. Nigdy sam by na to nie wpadł. Teraz tylko zostało zapamiętać ten rytm, bowiem Hufflepuff był jednym domem, w którym jeszcze nigdy nie był z Jamesem. Mieli to na liście „Rzeczy, Które Trzeba Zrobić Przed Ukończeniem Szkoły”.
-A co z tobą? – zapytała, ściszonym głosem i złapała za klamkę. Niepewnie obejrzała się na korytarz.
-O mnie się nie martw – powiedział popychając ją lekko ku przejściu – dam sobie radę - dodał i uniósł rękę w której trzymał mapę. Abigail wcale mu nie wierzyła, a David widząc to wyszczerzył się do niej w uśmiechu, choć nic nie wskazywało na to, że uda mu się bezpiecznie wrócić do dormitorium. Gdzieś poza polem ich widzenia, rozległo się charakterystyczne szuranie kapci, które z każda chwilą stawało się coraz głośniejsze. David nagle przestał się szczerzyć i w zamyśleniu potarł podbródek.  Próbował ułożyć plan ucieczki, jednak z tego co wiedział (a wiedział dużo) nie było tutaj, żadnego chytrze ukrytego, tajnego przejścia, które wyprowadzałoby z podziemi. Poczuł nieprzyjemny uścisk w żołądku i zaśmiałby się histerycznie, gdyby tylko pozwalała na to sytuacja. Abigail szybko chwyciła za klamkę i uchyliła okrągłe drzwi. Garbiąc się lekko, przekroczyła próg jedną nogą i zatrzymała się. Nie myśląc wiele, nagle chwyciła Davida za rękaw bluzy i wciągnęła go do środka.  Z początku musiała użyć siły bo chłopak chyba nawet nie poczuł lekkiego szarpnięcia lub zwyczajnie nie zwrócił na to uwagi, był tak zaabsorbowany nasłuchiwaniem kroków wożnego . Dopiero kiedy uświadomił sobie, co dziewczyna zamierza poddał się od razu. Nie widział ku temu żadnych przeciwwskazań.
Abigail zatrzasnęła drzwiczki. Znajdowali się w środku ogromnej beczki, która była stanowczo zbyt mała dla dwóch osób.
-Ale bajer – powiedział z uznaniem i (bynajmniej nie mając na myśli dzielącej ich od siebie odległości), omiótł wzrokiem ciasne, drewniane pomieszczenie (o ile można było to tak nazwać).
-Wiem – przyznała z dumą Abigail i posłała mu szeroki uśmiech. Uwielbiała swój dom.
Choć dziewczyna nie należała do zbyt wysokich osób, nawet  ona musiała lekko się schylać, by nie uderzyć głową w ścianę beczki, już nie wspominając o Davidzie, który musiał zgiąć się niemalże wpół. W tej sytuacji ich twarze znajdowały się na tym samym poziomie i niemal stykali się ze sobą nosami. Abigail ze zdziwieniem stwierdziła, że lekko pieką ją policzki. „Co się ze mną dzieje?” pomyślała i poklepała się po nich lekko. David uśmiechnął się czarująco.
-Co? – zapytał i podniósł brwi. Abigail podniosła na niego szare oczy i doszła do wniosku, który gdy tylko pojawił się w jej myślach sprawił, że policzki już nie delikatnie ją piekły, co wręcz paliły. Spróbowała wyrzucić tę natrętną myśl z głowy.
-Nic – odpowiedziała szybko i przyłożyła dłonie do rozgrzanej twarzy, jednocześnie śmiejąc się histerycznie. Zawsze tak robiła, gdy kłamała lub znajdowała się w krępującej sytuacji. Teraz spotkały ją te dwie rzeczy na raz. Niejednokrotnie zdarzały się momenty,  gdy musiała mijać się z kimś w tym ciasnym przejściu, jednak  nigdy nie wywoływało to  u niej takiej reakcji. Właściwe to nigdy tak się nie zachowywała. Chyba, że przy Jamesie... Zaraz chwileczkę. Nie… Na pewno były jeszcze jakieś inne sytuacje w których się zawstydzała. Próbowała sobie je przypomnieć. Do głowy przyszła jej tylko, jedna, kiedy to wślizgnęła się do męskiej szatni po treningu Gryfonów, by popatrzeć na Jamesa. Oczami wyobraźni ponownie ujrzała tę scenę… i w tym półnagiego Davida, który przebierał się tuż obok niego. W tej chwili jej oczy mimowolnie skierowały się w stronę jego torsu, tym razem już ubranego w granatową bluzę z kapturem, z pod której wystawał szkolny mundurek. Jednak nawet w tym luźnym ubraniu widać było, że jest dobrze zbudowany. Nie jakoś bardzo napakowany, tylko delikatnie umięśniony… Tak w sam raz. Do tego też te szerokie barki... choć twarz miał jeszcze odrobinę dziecinną , to ciało z cała pewnością całkowicie mu to rekompensowało.
 Zdała sobie sprawę, że się na niego gapi, więc szybko odwróciła wzrok, starając się wyrzucić z głowy obraz jego półnagiej sylwetki… Okazało się to trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Była pewna, że jej twarz przybrała  właśnie kolor jej włosów. Gdy myślała, że nie może być już gorzej, chłopak nagle oparł dłoń o ścianę beczki tuż nad jej ramieniem. Puchonka wstrzymała oddech i wytrzeszczyła oczy.
-Ale bolą mnie plecy… – mruknął, rozcierając kark. Jego ruch w żadnym wypadku nie należał do tych z repertuaru jakiegoś pospolitego podrywacza, zdawał się totalnie niewinny, jednak Abigail dalej nie mogła złapać tchu. Zamrugała parę razy i zamarła w bezruchu. – zmieniam zdanie. Ta beczka nie jest taka fajna jak się wydawała na początku… - dodał, lekko zbolały tonem.
Wiedziała, że żeby choćby zachować pozory normalności, powinna się odezwać, jednak w głowie miała tylko wspomnienie z szatni. Właśnie uświadomiła sobie, że to był wielki, ogromny błąd, że tam poszła i przysięgła sobie, że już nigdy więcej się to nie powtórzy.
-Ahaa… – mruknęła i ponownie zaśmiała się histerycznie. Zerknął na nią, a ona poczuła uścisk w klatce piersiowej. – strasznie tu gorąco. Chyba za bardzo tu grzeją, nie sądzisz? – palnęła. „Co ja gadam?! Ogarnij się!”, pomyślała. Miała ochotę walnąć się w czoło, jednak zachowując resztki zdrowego rozsądku powstrzymała się od tego.
-No, trochę – przyznał David – U nas jest znaczniej chłodniej. Hm… Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli to zdejmę? – zapytał i pociągnął za krawędź kaptura swojej bluzy. Gdyby powiedział to ktoś inny, na przykład taki James (Oczywiście on by pewnie ją o coś takiego nie zapytał. Choć szczerze mówiąc nie miałaby nic przeciwko)od razu wyczuła by w tym podtekst, pewną dwuznaczność. Jednak  w ustach Davida brzmiało to tak… niewinne, bez żadnych ukrytych zamiarów. Zwykłe pytanie, takie samo jak na przykład o pracę domową z jakiegoś przedmiotu.
-J-jasne. Nie krępuj się…. W sumie czemu nie…  – odpowiedziała, nie mogąc opanować potoku słów.  – Ja tez bym chętnie… – urwała nagle, stanowczo stwierdzając, że nie powinna już nic więcej teraz mówić. Dzisiaj, jutro, nigdy. Lepiej wypada, kiedy milczy. Na szczęście chłopak nie zwrócił chyba na to uwagi. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Przecież tylko na Jamesa miała prawo tak reagować! Ale to chyba nie znaczyłoby, że…
David chwycił za suwak i pociągnął w dół. W tym momencie Ruda nagle zmieniła nastawienie i pomyślała, że obiecywanie sobie, że nie wejdzie więcej do gryfońskiej szatni było bardzo nierozsądne. W sumie to tylko obserwowanie, to chyba nic złego… tak?
Zanim zdążył rozsunąć bluzę do końca, przejście po drugiej stronie beczki nagle otworzyło się z hukiem. Abigail  czując się jak ktoś przyłapany na bardzo gorącym uczynku, w jednej chwili oderwała wzrok od Gryfona i oboje jednocześnie obrócili się w kierunku przejścia.
-Co ty…co ON tu robi?! Oj, tym razem przegięłaś, kochana, masz przechlapane!  

*******

Łóżko lekko zatrzeszczało pod ciężarem ich ciał. Zarzuciła długie włosy na plecy i nachyliła się nad jego torsem, jej udo otarło się lekko o bok chłopaka. Poczuła jak mięśnie bruneta zadrgały. Delikatnie dotknęła jego rozpalonej skóry…




Mamy nadzieję, że ten rozdział was zadowoli. Jeśli czytacie Proroka to powinniście wiedzieć, że miałyśmy z napisaniem go drobne problemy. 
Przypomnimy wyniki poprzedniej ankiety dotyczącej opisów scen krawych i innych "mocnych". A o to wyniki:
-Tak: 23%
-Nie: 13%
-Tak, ale nieszczegółowo opisane: 7%
-Tak, najwięcej tych nieprzyzwotych ;D: 50%
-Obojętne: 7%

Wyniki jednoznacznie wskazują na to, że jesteście zboczeni! :P  Mamy nadzieję, że te opisy chociaż częściowo zaspokoiły wasze żądze. Jednakże, jeśli tak się nie stało to napiszcie w komentarzu jak bardzo "mocnych scen" oczekujecie. Musimy wiedzieć, gdzie ma leżeć granica...a być może jej brak? xD Dla bardziej skrytych do dyspozycji jest nasz mail grey_trup@wp.pl. Nie krępujcie się, piszcie o każdej porze dnia i nocy. Każda prośba zostanie rozpatrzona.

Pozdrowienia dla naszych wytrwałych czytelników!

PS: Nie ma na dziś obrazka (zresztą tak samo jak w poprzedniej notce), ale za to postarałyśmy się o ładne przerywniki. No i jest nowy BONUS! 

niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział XVI - Sami, w środku nocy...


-Patrz, idą dalej razem – zauważył David ze zdziwieniem, oświetlając sobie mapę różdżką – Spójrz jak bisko siebie! No nieźle. –skwitował, a zaraz kontynuował myśl- W końcu wiesz jak na siebie reagują, dosłownie jak pies z kotem. Powiedziałbym nawet, że to cud, że się jeszcze nie pozabijali… Hej, zniknęli!  - zawołał nagle, przysuwając mapę pod same oczy.
-Może ta twoja cudowna mapka się zepsuła? – podsunęła Abigail. Przysuwając się do niego, złapała go lekko za ramię i nachyliła lekko w swoją stronę, by móc lepiej widzieć pergamin. David na chwilę oderwał oczy od mapy i zerknął na Abigail. Była od niego niższa i widział czubek jej rudej głowy. Patrząc na jej włosy, mógłby się założyć o sto galeonów, że są świetne w dotyku… Nagle Abigail podniosła głowę, zdając sobie sprawę, że chłopak od dobrej chwili nie daje znaku życia. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Gryfon ocknął się z zamyślenia.
-Wybacz, zamyśliłem się – powiedział, przywołując na twarz lekki uśmiech i mierzwiąc włosy z tyłu głowy.
-Nad czym tak myślałeś? – zapytała figlarnie. David odwrócił wzrok. W świetle różdżki, którą trzymał Puchonka widziała jego zniewalające zielone oczy. I te cudowne, długie, gęste, czarne jak węgiel rzęsy. I to wszystko bez makijażu – przemknęło jej przez myśl.
-Ah…takie tam…- odparł i wciąż z uśmiechem na ustach, powrócił do oglądania mapy.
-No i co z tą mapą? Jesteś pewien, że się nie zepsuła? – zapytała, również zerkając na pożółkły pergamin.
W jednym z puchońskich dormitoriów dostrzegła swoją koleżankę. Otworzyła usta ze zdziwienia, gdyż kropka z napisem Danielle Ann Carter właśnie przeszła do jednej z męskich łazienek. Przeżyła kolejny szok, gdy dostrzegła w tym samym miejscu punkcik podpisany Philip Johnson. Po chwili odległość między nimi  całkowicie zaniknęła i z dwóch kropek zrobiła się jedna. Abigail podniosła brwi z uśmiechem. Jutro nie da jej żyć – pomyślała.
-Niee… to niemożliwe. Ona nigdy się nie psuje. Hmm… dziwne.- mruknął, w zamyśleniu Gryfon pocierając podbródek -Zastanawiam się co się stało, ze nie widać ich na mapie – powiedział David, cały czas studiując mapę w poszukiwaniu kropeczek z napisami Ivy Mary Jane Hunter i James Syriusz Potter.
Nagle przez głowę przemknęła jej bardzo dziwna i niepokojąca myśl… A może… Nie, na pewno nie! Chociaż…. W końcu James na pewno znał miejsca, w których mapa ich nie uchwyci. Pewnie znał  zamek jak własna kieszeń. Nie uważała Ivy za konkurencje jeśli chodziło o chłopaków, jednak mimo wszystko…
-A może…- zawahała się na moment, starając się by jej głos brzmiał dosyć żartobliwie – ukryli się specjalnie i oni teraz, no wiesz…
-Co takiego? – David oderwał oczy od mapy i spojrzał na nią zaskoczony jakby nie wiedział o czym mówi. Abigail wywróciła oczami.
-No… całują się albo… No wiesz – podkreśliła ostatnie dwa słowa i spojrzała na niego znacząco.
Nagle David stanął w miejscu i wybuchnął głośnym śmiechem, tak głośnym, że aż obudził parę portretów, których właściciele wygrażali mu się teraz zaciśniętymi pięściami i rzucali w niego obelgami. David nawet nie zawracał sobie tym głowy i  śmiał się w najlepsze, jak po usłyszeniu dobrego kawału.  Abigail była całkowicie zaskoczona jego reakcją i jednocześnie zastanawiała się czy ten hałas nie sprowadzi Filcha. Chłopak powoli próbował złapać oddech, a ona nagle zdała sobie sprawę, że wcale się nie boi, że zostaną złapani przez woźnego. Miała wrażenie, że z Davidem nie wpadnie w żadne kłopoty… przynajmniej tak jej się wydawało.
-Z czego się śmiejesz? – zapytała z lekkim wyrzutem – Ja też chce się pośmiać!
-No bo… Ivy… - zaczął, ale potem ponownie zaniósł się śmiechem. Abigail podparła się pod boki.
-Co jest z nią nie tak? - zapytała podnosząc brew.
-No bo wiesz. To znaczy nie, żeby było coś z nią nie tak… -zaczął David, próbując powstrzymać chichot – ciężko to jakoś wytłumaczyć...
Szatyn wreszcie się wyprostował i spojrzał na nią wciąż rozbawionymi szmaragdowymi oczami.
-Jakby to ująć. Ivy jest… - zawahał się na moment, nie wiedząc jak trafnie to ująć. W końcu postanowił powiedzieć to co pierwsze przyszło mu na myśl – ...jest jak kolega.
Abigail rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
-Koleżanka chciałeś powiedzieć.  W końcu jest dziewczyną.
-Teoretycznie tak, a poza tym…- w tym momencie przecząco pokręcił głową.
-Co masz na myśli?
David zaśmiał się ponownie, a Abigail spojrzała na niego wyczekująco.
-Jest w drużynie. Traktujemy ją jak kumpla, starszego brata, który zawsze wszystko wie najlepiej.
-Co z tego, że jest zawodniczką? – zapytała ruda, czując, że nic nie rozumie.
-Przecież wiesz jaka jest – powiedział David z wymownym uśmiechem.
Abigail potarła podbródek zastanawiając się nad tą kwestią. Jakby się zastanowić… Ivy stanowczo nie roztaczała wokół siebie aury dziewczęcego wdzięku.
-No niby racja… Ale wiesz, pod tymi wszystkimi ochraniaczami i tym całym strojem do Quidditcha, jest dziewczyną, a kto wie może całkiem niezłą…
-Jakoś nie zwróciłem na to uwagi – wtrącił, jednak Abigail kontynuowała.
-…A James chłopakiem –postanowiła pominąć kilka ciekawych epitetów, które przyszły jej w tym momencie na myśl - W środku nocy, sami… i w ogóle.
-Niee… to niemożliwe.- zaprzeczył David kręcąc głową.
Abigail tylko spojrzała na niego znacząco i podniosła brwi z powątpiewaniem. David rzucił jej zdziwione spojrzenie, marszcząc czoło.
-Myślisz, że mogliby…?
***

Blade dłonie dostały się pod szkolną koszulę i wodziły po jego torsie. Każde dotknięcie jej chłodnych palców wywoływało u niego dreszcz. Zamknął oczy i zacisnął dłoń na ramię łóżka. Mimowolnie napiął mięśnie. końcówki jej włosów delikatnie łaskotały jego skórę. Czuł jej słodki zapach. Pachniała zupełnie jak dzikie kwiaty rosnące na łące. Zagryzł wargi, starając się nie jęknąć. Zgiął lekko nogę i zacisnął mocniej dłoń na łóżku…



***

O to kolejny rozdział! Jest krótki, ale mamy nadzieję, że się podoba :) Niedługo w BONUSIE pojawiją się nowe cudowne obrazki. Tak, wiemy, że momentami mamy porąbane pomysły, ale my osobiście bardzo lubimy tę część naszego bloga. Buziaki ;)