piątek, 18 października 2013

Rozdział XXIV - Bajkopisarz


Podmuchy zimnego powietrza raz po raz otulały jego skórę, jednak mimo to jeszcze chwilę stał w bezruchu. Wciąż czuł wściekłość, ale już nie taką jak jeszcze chwilę temu. Machnął różdżką, mocno skupiając się na szybie leżącej na ziemi. „Reparo” – pomyślał i szkło posłusznie wróciło w ramy okna i z powrotem stało się gładką taflą. Stał w zamyśleniu tak długo aż drzwi do dormitorium się otworzyły i do środka wszedł jego współlokator. James czym prędzej opuścił pokój. Teraz chciał być sam. Gdy schodził krętymi schodami do Pokoju Wspólnego i mijał się z innymi w wąskim przejściu, cały czas złorzeczył na Davida. Naprawdę rzadko się ze sobą kłócili, ale kiedy już to się stało to potrafili się do siebie nie odzywać przez długi czas. Ich rekord to dwa tygodnie. O ile dobrze pamiętał pokłócili się wtedy o … w sumie to zapomniał, ale za to pamiętał jak później poszli do Świńskiego Łba na jakiś tani wyjątkowo mocny jak się okazało trunek.
Niemal nie zauważył, że potrącił jakiegoś pierwszoroczniaka z naręczem książek i  przez co wszystkie rozsypały się na ziemi. Ruszył dalej w kierunku wyjścia. Irytowało go emanujące z Gryfonów szczęście z powodu zakończenia zajęć. Normalnie cieszyłby się razem z nimi, więc dodatkowo go to drażniło. Nagle usłyszał głos, którego miał nadzieje nie usłyszeć przez minimum następny tydzień. Przyspieszył kroku bezceremonialnie przepychając się przez tłum.
- James!
Uchylił okrągłe przejście, wyślizgnął się na korytarz i zaczął biec.

***

Woźny  z grymasem na twarzy rozejrzał się po czystej sowiarni. Z lekkim niedowierzaniem przechadzał się po zimnym pomieszczeniu postukując laską.
-Oszukiwaliście – powiedział nagle, a Ivy nie miała pojęcia czy to pytanie czy stwierdzenie.
- Nie oszukiwaliśmy – skłamała. – Przecież zabrał pan nasze różdżki – dodała jakby na potwierdzenie.
Woźny zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem, które bez mrugnięcia wytrzymała.  Nigdy nie była dobra w kłamaniu, niemal zawsze musiała się zająknąć albo zdradzała się miną, ale akurat łganie woźnemu było zadziwiająco łatwe.
- A gdzie Potter? – zapytał, rozglądając się po okrągłym pomieszczeniu, w którym nie było miejsca na żadną kryjówkę.
- Poszedł na korki z eliksirów – wyrecytowała wymówkę, która już wcześniej wymyśliła.
„Gdzie jest James? Pewnie szlaja się po zamku” – pomyślała z goryczą –„ Zostawił mnie  z tym wszystkim samą!  Egoista. A ja go jeszcze bronię! Ale jest potrzebny na meczu… myśl o meczu, myśl o meczu”.
Filch jakby z wahaniem sięgnął za pazuchę, nie spuszczając z niej wzroku. Jednak nie przejęła się tym, że patrzy na nią jak na młodocianego przestępcę i obserwowała jego ślamazarne ruchy. Gdy w końcu niechętnie podał jej obie różdżki, najszybciej jak się dało wymknęła się z sowiarni i poszła  w stronę wieży Gryffindoru.
                Szła właśnie po głównych schodach prowadzących na szóste piętro, gdy zauważyła Davida idącego wprost na nią.
-Hej, Dav… -przerwała widząc jego minę. Wydawał się mocno zdenerwowany.
-Cześć – odpowiedział szybko, niedbale, nawet na nią nie spojrzawszy, Zmarszczyła czoło. Była ciekawa co się stało, choć przypuszczała że to sprawka Jamesa.
Poszła dalej w zamyśleniu, gdy raptem parę minut później niemal wpadł na nią James, który biegł korytarzem.  Był tak czymś przejęty że jej nie zauważył. Ivy zmrużyła oczy, lecz on tylko odepchnął ja na bok i kontynuował swój szaleńczy bieg.
-Ej, ty! – zawołała za nim - Mam twoją lipną różdżkę!
Obrócił się zaskoczony, nie przerywając biegu.
-Zatrzymaj ją! – odkrzyknął. – Może ci się przyda!
-Zachowałeś się jak kretyn! – wrzasnęła, a jej głos odbił się echem, ale chłopak zniknął już za zakrętem. – Musiałam cię kryć przed Filchem, może okazałbyś trochę wdzięczności! – krzyczała dalej, choć bruneta nie było już widać. Zamilkła kiedy uczniowie przechodzący obok zaczęli na nią zerkać z ukosa. Prychnęła pod nosem. Nie miała zamiaru go gonić. Skręciła w prawo i ktoś w nią wbiegł niemal zwalając ją z nóg. Znowu.
-Hej, uważaj trochę…
-To TY! –krzyknęła dziewczyna, z którą właśnie się zderzyła. Ivy spojrzała na nią. Była od niej wyższa, miała długie blond włosy i pełne usta. Nie była pospolita pięknością, jednak miała w sobie coś przyciągało wzrok. Kojarzyła ją, też była Gryfonką i miały razem parę lekcji, jednak nigdy wcześniej z nią nie rozmawiała.
- No… na to wygląda – odparła, nie do końca wiedząc jak na to zareagować. Zmarszczyła czoło i na jej twarz wstąpił lekko drwiący uśmiech. Miała wrażenie, że to typ dziewczyny, za którym wyjątkowo nie przepadała. Typ wyjątkowo próżny, choć nie wyglądała na skrajny przypadek. Zauważyła, że dziewczyna poprawiła swój mundurek czarami by nie był już tak workowaty, skróciła go i zwęziła lekko, aby pokazywał figurę. W normalnej wersji prezentował się niezbyt ciekawie, więc sporo dziewczyn to robiło ryzykując nawet utratą punktów. Ivy zupełnie tego nie pojmowała.
-To ty próbowałaś odbić mi Jamesa! – wykrzyknęła nagle i gdy zobaczyła szok na twarzy Ivy, dorzuciła –Włóczyłaś się z nim gdzieś całą noc!
-Co takiego? – wydukała – Niby skąd o tym wiesz? To znaczy… - chciała szybko się poprawić, jednak dziewczyna wybuchnęła.
-A więc to prawda?! Ty bezczelna kretynko! Nie wiesz, że do  zajętych chłopaków się nie startuje? –Gryfonka zmierzyła ją pogardliwym spojrzeniem od stóp do głów – Zresztą i tak wyglądam lepiej od ciebie…- powiedziała zarozumiale, a Ivy podniosła brew -…nawet mam lepsze stopnie!
Pierwsze zdanie ją zupełnie jej nie ruszyło, była świadoma swojej niedopracowanej aparycji, lecz drugiego nie mogła puścić mimo uszu.
-Jasne, tylko, że ja go nigdzie nie zaciągnęłam i siedzenie z nim po nocach jest ostatnią rzeczą o której marzę, naprawdę  – warknęła, ale nie była pewna czy dziewczyna myśli w tym momencie na tyle racjonalnie by wychwycić sens jej słów – i nie życzę sobie, żeby jakaś lafirynda mnie obrażała – dorzuciła gniewnie.
Gryfonka zrobiła się cała czerwona na twarzy i wydawało się, że zaraz rzuci się na Ivy, gdy wtem zza rogu zupełnie niespodziewanie wypadł James. Obie spojrzały na niego. Chłopak przez chwilę oceniał sytuację z lekka paniką.
-Co żeś jej nagadał?! – Krzyknęła Ivy i wskazała na drugą blondynkę, która chyba właśnie chciała coś powiedzieć. Jakiś przechodzący obok Krukon zerknął na nich przelotnie. To nie było najlepsze miejsce na takie rozmowy.
-Nic, to nie moja wina… -zaczął półgębkiem, jednak druga z dziewczyn odezwała się drżącym od emocji głosem.
-Jamesie Syriuszu Potterze, co masz na swoje usprawiedliwienie? – zapytała podchodząc do niego i patrząc mu w oczy. W tym momencie brunetowi przypomniało się, że jego mama mówi do niego tak samo.
- Pewnie dowiedziałaś się tego od Emmy i Veronici? – zapytał James, usilnie starając się wyglądać na pewnego siebie. Ivy rozpoznała, że to tylko poza po tym jak zaczął mierzwić włosy. To było jak taki tik nerwowy i chłopak robił to za każdym razem gdy się stresował. Ale dziwiło ją, że jego naburmuszona dziewczyna tego nie wie – Wiesz, że to głupie plotkary. Zrobią wszystko, żeby ci dokuczyć, a to wszystko z zazdrości – powiedział i nachylił się do niej, jednak dziewczyna ostrzegawczo wyciągnęła rękę zasłaniając mu usta.
- Więc dlaczego macie razem szlaban? – zapytała i z pogardą wskazała na dziewczynę. Ivy zadrgały kąciki ust.
James wszystko obmyślił gdy uciekał, więc już miał przygotowane alibi.
-Too… skomplikowane, Elizabeth – zaczął, lecz to nie ukoiło nerwów jego dziewczyny. – Lepiej jeśli porozmawiamy o tym na osobności, we dwoje, sami, no wiesz… nie na korytarzu. Bardziej w ustronnym miejscu, rozumiesz?  - zapytał i uśmiechnął się tak by stopić jej serce, następnie planował omamić ja swoim urokiem osobistym, zastosować kilka swoich niezwykle uroczych zagrań co sprawi że zupełnie zapomniałby o bożym świecie. Jednak ku jego obawom plan „A” nie wypalił.
-Nie. Będziemy rozmawiać tutaj. – odparła twardo i wskazała palcem na podłogę, a James trwał przy swoim wymuszonym uśmiechu. Niemal czuł jak bolą go mięsnie twarzy. – Chcę, żeby ona przy tym była. Gdzie spędziłeś noc? Czemu? Tłumacz się.
James wziął głęboki oddech. Musi to dobrze rozegrać. Milczał tak długo, że Ivy myślała, że już się nie odezwie, a jego dziewczyna wybuchnie niczym wulkan.
-Naprawdę sądzisz, że wybrałbym ją zamiast ciebie? – zapytał w końcu i spojrzał na nią z uwagą zupełnie ignorując Ivy. Tym razem zastosował inną technikę. Dał jej do zrozumienia że jest ważna. Podziałało, uśmiechnął się do siebie.
-No… Ale… -dziewczyna, nagle zmiękła, więc James brnął dalej.
-No pomyśl. Jesteś ładna, mądra, utalentowana, masz dobre stopnie, nawet lepsze od niej – powiedział chwytając się każdego argumentu, który wpadł mu do głowy, a w Ivy ponownie się zagotowało. Pomyślała, że gdyby się nie powstrzymywała to piana, pociekła by z jej ust. Taka lafirynda może sobie być ładniejsza, ale nie może mieć lepszych ocen od niej. Nie ma mowy. Postanowiła wreszcie przerwać ta niedorzeczną sytuację.
-Hm… A to ciekawe. Taka doskonała, a  jakoś wczoraj w nocy nie wspominałeś, że w ogóle masz dziewczynę  – powiedziała jadowicie i z zadartą głową zaczęła iść w stronę wieży Gryffindoru. Należało mu się i nawet nie zastanowiła się, że te słowa potwierdzą plotki.
-Ona jest po prostu zazdrosna – usłyszała jeszcze jak James tłumaczy się swojej dziewczynie, jednak postanowiła ich zupełnie zignorować. – Czas spędzony z nią to była udręka…
Ivy wspinała się po schodach, a wyobraźni widziała zadowolonego z uniknięcia odpowiedzi na kłopotliwe pytania bajkopisarza - Jamesa. Pomyślała też o jego dziewczynie, Elizabeth. „Może i ma lepsze stopnie, ale za to jest głupia but, że dała się na to nabrać”.
Ivy wchodziła po kolejnych stopniach wmawiając sobie, że wcale nie jest zazdrosna.

***
Była zła, zmęczona, nie miała ochoty na nic dzisiejszego dnia.
W pokoju wspólnym kręciło się parę osób, gdy szurając nogami kierowała się w stronę dormitorium.  kątem dostrzegła, Davida siedzącego samotnie na kanapie.  Wpatrywał się tępo w kominek. Przemknęło jej przez myśl, że on chyba też miał dzisiaj zły dzień i to pewnie też przez Jamesa. Przez sekundę zastanawiała się czy do niego podejść, jednak zrezygnowała.
 Zerknęła na zegarek. Była dopiero szesnasta, z Abigail była umówiona za godzinę. Wlekła się po krętych schodach do dormitorium dziewcząt, padła na łóżko i zakryła głowę poduszką.
-Gdzie ty byłaś w nocy? Nie udało mi się ciebie złapać w czasie lekcji. – Jedna ze współlokatorek Nancy , zachowywała się bezczelnie nie dając jej spokoju, mimo, że widziała, że nie jest w nastroju.
-Nieważne. – jęknęła mając nadzieję, że natręt odejdzie. 
-Słyszałam, że dostaliście z Jamesem szlaban. Nieźle narozrabialiście w nocy – powiedziała dwuznacznym tonem.
-Nic nie było i nie mam zamiaru tłumaczyć się kolejnej osobie – ucięła krótko i gniewnie, a Victoria skwitowała to uśmiechem.
 -Tak nie chce mi się iść… -jęknęła nagle Gryfonka.
-Dokąd? – zapytała brunetka, podnosząc głowę z nad kiczowatej gazety dla nastolatek, „Urok i Czar”, którą się zajęła.
-Z Abigail do Hogsmeade. Zaprosiła mnie. – wyjaśniła krótko, mając nadzieję, że to wystarczy i koleżanka nie będzie kontynuowała rozmowy.
Przeliczyła się.
-O to fajnie. To pewnie niedługo będziesz się zbierać, bo robi się późno?
Ivy westchnęła ze zniecierpliwieniem i zdjęła poduszkę z twarzy.
-Jestem wykończona – oznajmiła dobitnie mając nadzieję, że współlokatorka odkryje drugie dno w tym zdaniu i zinterpretuje je jako „daj mi wreszcie spokój”.
-Po szlabanie należy ci się trochę relaksu – powiedziała. „No właśnie..”-jęknęła w duchu Ivy. Leżała w bezruchu jak spetryfikowana.  Nie, jednak nie.
-Idź. Na pewno będzie miło, rozerwiesz się trochę. – powiedziała Nancy. Zagłębiając się w ulubioną rubryczkę z horoskopami, a Ivy czując się na granicy popełnienia zbrodni opuściła pokój.
Ten dzień był wyjątkowo irytujący.

***


Ivy była  już prawie pod Świńskim Łbem.  Nie miała pojęcia co pchnęło ja do tego czynu, jednak postanowiła przyjść. „Chyba mi odbiło” – pomyślała stojąc pod zimnym, brudnym, obskurnym barem, gdy wiatr targał jej włosami. „Nie, na pewno mi odbiło” – dopowiedziała sobie myślach.
 Było już kilka minut po siedemnastej. Wzięła głęboki oddech i z lekkim oporem nacisnęła zardzewiałą klamkę. Wszystkie męty i typy spod ciemnej gwiazdy jakie siedziały w tym niezbyt przyjemnym miejscu w jednej chwili oderwały się od swoich kufli i spojrzały na nią przekrwionymi oczami. Skrzywiła się i chcąc się wycofać z powrotem do drzwi trafiła na coś wielkiego i miękkiego. Gdy obróciła się okazało się, że to czyś monstrualnych rozmiarów mięsień piwny. Ivy odskoczyła krzywiąc się jeszcze bardziej i przepuściła mężczyznę w drzwiach.
-Hej, Ivy! Już jesteś!
Od stolika w samym rogu, którego z początku nie zauważyła machała do niej wesoło Abigail. Przy stole siedziało sporo osób, niektóre kojarzyła z widzenia. Nieco niepewnie, jednak z ulga podeszła do boksu i schowanego za nim kwadratowego stolika.
Abigail nie zwlekając zaczęła przedstawiać swoją paczkę.
-To jest Danielle i jej nowy chłopak Philip – w tym momencie rękę podała jej brunetka o niebieskich oczach, a czarnowłosy chłopak uśmiechnął się – To jest Josh i Lucy– pomachała do niej blond włosa para – Obok jest Luke  – powiedziała podejrzanym tonem i wskazała na szczerzącego się do Ivy chłopaka – I Harold… wspominałam ci o nim – pryszczaty okularnik posłał jej nieśmiałe spojrzenie - i całe szczęście, mój brat Ben, nie zaszczycił nas swoją obecnością. To zaczynamy! Siadaj Ivy.
-To co pijemy? – zapytał natychmiast Josh nachylając się nad stołem i niemal zgniatając swoim masywnym barkiem Harolda.
-Chyba myślisz o piwie kremowym – powiedziała Lucy, jego dziewczyna – Nie chce, żeby nas wywalili jak z Trzech Mioteł. Nie zapomniałeś o ostatniej rozróbie jaka przypadkiem zrobiliśmy po naszej ostatniej wygranej?
-A to było dobre – rozmarzyła się Abigail.
-Tak – potwierdziła Lucy z uśmiechem – jednak to ostatni porządny bar w tej wiosce, do którego nas wpuszczają.
-Porządny? – zdziwiła się Ivy – W jakim sensie?
Cała grupa ryknęła śmiechem prócz nieśmiałego Harolda. Ten nagły wybuch wesołości nieco ja zaskoczył. Nie często przebywała w tak licznym towarzystwie poza szkołą.
-Ej, dobra ciszej, bo ten dziwny typ  spod ściany się na nas gapi – szepnęła Danielle i wszyscy zupełnie niedyskretnie spojrzeli w tamtym kierunku, a człowiek odwrócił się zniesmaczony z powrotem do swojego kieliszka.
Zaczęli rozmawiać beztrosko o codziennych sprawach, a Ivy musiała przyznać, że wydają się sympatyczni i nie dało się przy nich nie śmiać. Już niemal zapomniała, że dzisiejszy dzień miał być zły. Nie pamiętała kiedy ostatnim razem tak się bawiła. Wydawało jej się, że zaczyna ich lubić, choć byli trochę… pokręceni.
W momencie gdy Philip udał się do toalety, Abigail natychmiast doskoczyła do Danielle.
-No, to kiedy zrywacie? – zagadnęła Ruda z uśmiechem – Jesteście ze sobą już od wczoraj. Nie uważasz, że to trochę ZA DŁUGO jak na ciebie?
-Ale to twój nowy rekord! Jesteśmy z ciebie dumni z Lucy – zażartował Josh i szturchnął brunetkę w bok, a swoją dziewczynę cmoknął  policzek.
-A gdzie masz swojego wybrańca? – zapytała Danielle, ze złośliwym uśmiechem.
-No, pewnie czeka na mnie w łazience. Też lubi spotkania w takich miejscach jak ty i Philip dwa dni temu – powiedziała Abi, a na twarz Danielle wstąpił wyraz lekkiego zakłopotania .
Puchoni wydali zduszony okrzyk.
-Wtedy byłaś jeszcze z Christianem! – zawołała z oburzeniem Lucy wyrywając się z objęć swojego chłopaka – Danielle koniec z tym, wysyłamy cię na terapię!
Josh posadził zbulwersowana dziewczynę z powrotem na miejscu, jednak i tak cała paczka była w lekkim szoku. Tylko Harold, jedyny Krukon, spokojnie siorbał sok ze słomki, którą włożył do szklanki, by nie musiał stykać się ustami z brudną powierzchnią naczynia.
-Śledziłaś mnie… to znaczy nas? – zapytała Danielle Rudej.
-Mam swoje sposoby – odparła Abigail ze wzruszeniem ramion. Przypomniała sobie jak przypadkiem zobaczyła ich w nocy na mapie Jamesa i Davida, gdy wracali z Zakazanego Lasu. Nie miała zamiaru dzielić się tym sekretem, bo nawet nie wiedziała czy David albo James nie ukrywają przypadkiem tej genialnej wręcz rzeczy. W każdym razie gdyby do niej należała,  jej istnienia nie odkryłby nawet pyłek kurzu. Czasem zdarzało jej się zamyślać i zastanawiać się co David i James mogą jeszcze ukrywać.
Danielle pokręciła głową z uśmiechem.
-A wy do której bazy już doszliście z Davidem? – zapytała brunetka żartobliwym tonem, podnosząc brwi.
Abigail zaśmiała się i już chciała powiedzieć, że na ostatniej, ale ugryzła się w język. Ivy zmarszczyła czoło nie mogąc zrozumieć pewnej sprawy. Atmosfera była tak luźna, ze nie miała żadnych oporów prze powiedzeniem tego.
-U nas mówi się, że lecisz na Jamesa – stwierdziła Gryfonka i rozległy się stłumione chichoty.
-Znowu? – Jęknął Luke i zakrył twarz dłońmi – Mam dość słuchania o tym dupku.
-O, Abigail, widzę, że lubisz grać na dwa fronty. – zawołała ucieszona Danielle, aż połowa gości w barze się na nich obejrzała.
-Szeroki zakres zainteresowań to atut – stwierdził Philip, który pojawił się znikąd i pocałowawszy Danielle w policzek usiadł  na swoje miejsce.
 -Ty na dwa fronty, James na prawno i lewo… pasujecie do siebie – zawyrokowała Ivy i rozległy się stłumione chichoty. Mogłaby wspomnieć o dzisiejszym spotkaniu z jego dziewczyną, bo pewnie by ich to rozbawiło, ale z jakiegoś powodu nie chciała o tym mówić.
Abigail zerknęła na nią spod przymrużonych  powiek i na jej usta wstąpił dziwny uśmieszek.  Gryfonka odwzajemniła uśmiech, nie spodziewając się jakie nikczemności Ruda już zaplanowała. Puchonka obróciła głowę i zwróciła się do rozbawionego Luke’a.
-O, a właśnie Luke… -zwróciła się do kolegi, na co on wdzięcznie podniósł wzrok i poprawił włosy – Ivy szuka kogoś na bal.
Ivy otworzyła usta z oburzenia i już miała zaprzeczyć, gdy dostrzegła jak Abigail szepta coś szybko do Danielle, a Danielle do Luke’a. Chłopak wyprostował się, spojrzał wprost na Ivy i uśmiechnął się promiennie.
-No to jesteśmy umówieniu, mała – powiedział Luke do Gryfonki , puszczając do niej oczko. Ivy uśmiechnęła się wrednie i odwróciła wzrok.
-Jestem już zajęta, Abigail bredzi. – skłamała oblewając się rumieńcem. Naprawdę nikt jej nie zaprosił, nawet nie miała w planach iść na bal, jednak nie zamierzała wyjawiać tego w sytuacji, gdy było to idealną wymówką.
-To dla mnie nie problem – oznajmił i posłał jej kolejny „zabójczy” uśmiech.
Ivy spojrzała na niego z chłodnym niedowierzaniem, jednak chłopak nie wyglądał na zrażonego. Cały czas się do niej uśmiechał, wokół panowała luźna atmosfera.
Pokręciła głową z minimalnym uśmiechem i podjęła nowy temat.
-Opowiedzcie jak to było z tymi Trzema Miotłami...

***

Nareszcie jest! A planowałyśmy go dodać parę tygodni wcześniej...ech. Musicie nam wybaczyć być może to pospolita wymówka, ale to przez to, że mamy sporo pracy w szkole. A to jakieś prace domowe, sprawdziany kartówki... ale to chyba każdy z was niestety zna ;)

Mamy nadzieję, że nie było błedów stylistycznych, gramatycznych, interpunkcyjnych ani innych (ale gdyby były nie musicie się krępować - wytknijcie nam to w komentarzach) i że wam się podobało i że pozostaniecie z nami do końca, że tak to ujmiemy ;D
Piszcie co myślicie.

PS: Dziękujemy za taką liczbę obserwacji!

PPS: BONUS