~*~
-Co ty… co ON tu robi?! Oj, tym razem przegięłaś, kochana,
masz przechlapane!
Wokrągłym przejściu stał średniego wzrostu chłopak, o
szarych oczach i lekko powywijanych jasnobrązowych włosach. Na jego twarzy
mieszały się różne emocje: z początku zaskoczenie, graniczące z szokiem, które
jednak po chwili przerodziło w zdenerwowanie połączone ze złośliwą satysfakcją.
Abigail poczuła jakby coś ciężkiego opadło jej na dno żołądka.
Fortunność tego zdarzenia była bardzo wątpliwa. David jednak nie wydawał się
tym zbyt przejęty, mimo to przezornie wyprostował się na tyle na ile pozwalało
mu niskie sklepienie i zdjął rękę znad ramienia Abigail, by zwiększyć dzielący
ich dystans. Zlustrował Puchona wzrokiem i odczuł wrażenie, że skądś go
kojarzy. I bynajmniej nie były to pozytywne wspomnienia.
-O co ci chodzi? – zapytała wyniosłym tonem. Zadarła
podbródek, by sprawić wrażenie pewnej tego co robi i totalnie niezakłopotanej
wynikła sytuacją. Przez tyle lat obcowania ze swoim bratem udało jej się
doprowadzić tę umiejętność do perfekcji.
-Udajesz głupią czy naprawdę taka jesteś? – zapytał, mrużąc
stalowe oczy – właź tutaj – rozkazał i wskazał ręką na wnętrze Pokoju
Wspólnego.
Abigail spojrzała na niego z wyższością.
-Hmm… Nie – stwierdziła obojętnym tonem i zadufaną miną odwróciła się do niego bokiem,
zakładając ręce na piersi.
Chłopak wyraźnie zirytowany zachowaniem Rudej, już otwierał
usta, by coś powiedzieć, gdy w tym momencie niespodziewanie usłyszeli stłumiony
śmiech Davida. Puchon rzucił Gryfonowi złowrogie spojrzenie, jednak ten nic
sobie z tego nie robił i spojrzał na Abigail, której foch wyglądał wręcz
komicznie.
-Zresztą… rób jak chcesz. To ty będziesz miała przechlapane
u rodziców nie ja. – stwierdził chłopak również zakładając ręce na piersi. Wyglądali
teraz bardzo podobnie. Abigail głośno zaczerpnęła powietrza.
-Tylko spróbuj… - powiedziała i podeszła do niego grożąc mu
palcem.
-No nie wiem, nie wiem… Słyszałem, że rodzice ostatnio dali
ci sporo kasy – powiedział i zerknął wymownie do góry.
-Jeśli myślisz, że coś ode mnie wyłudzisz…- zaczęła, ale nie
dokończyła zdania, bo przypomniała sobie
o Davidzie, który stał z boku,
próbując nie podsłuchiwać ich konwersacji. – Narazie…. i dzięki za odprowadzenie
–Zwróciła się do niego z uśmiechem, a następnie przeszła pod ramieniem brata,
który dalej stał w przejściu, do Pokoju
Wspólnego.
Puchon rzucił Davidowi mordercze spojrzenie, na co ten tylko
się uśmiechnął i podniósł brwi. Po chwili drzwi zatrzasnęły się z hukiem i
Gryfon został sam w małym przedsionku. Zza drzwiami rozległy się podniesione
głosy.
-To niesprawiedliwe, że tobie dali, a mnie nie! Mogłabyś się
podzielić z własnym bratem!
-Własny brat to by mnie nie chciał wsypać!
-Oj, przecież sobie tylko żartowałem a ty tak wszystko na
serio…
-Ja już cię znam, za nową miotłę to byś mnie oddał Arabom!
Wciąż pamiętam jak byliśmy w Bułgarii…
-Stare dzieje…
David zmarszczył czoło, a myślał, że to James ma dziwną
rodzinę (choć nie żeby ich nie lubił). Pomyślał, że chciałby kiedyś zapytać
Abigail o historię z Arabami. Bawiło go to wszystko, ale uznał, że niegrzecznie
jest podsłuchiwać cudze rozmowy. Niespodziewanie przypomniał
sobie skąd kojarzy tego chłopaka, był
szukającym w drużynie Hufflepuffu. To on na ostatnim meczu złapał znicza przed
Ivy.
David cicho opuścił beczkę. Automatycznie wyjął mapę z
kieszeni spodni i przerzucił bluzę przez ramię. Przejechał wzrokiem po
pergaminie i zauważył jak Filch wchodzi do swojego skromnego gabinetu na drugim
piętrze. Już kiedyś miał okazję go odwiedzić i nigdy więcej.
Dziarskim krokiem ruszył przed siebie obierając najkrótszą
drogę do dormitorium. Nawet nie zapalał różdżki, znał trasę na pamięć.
Gdy wreszcie stanął przed Grubą Damą, bez zdziwienia
spostrzegł że śpi. W końcu było już trochę po północy. Odkaszlnął i powiedział na tyle
głośno by wyrwać kobietę ze snu, jednak nie na tyle by zwrócić uwagę
pozostałych obrazów. Tego na pewno by nie chciał.
-Wybacz, że budzę. Mógłbym wejść? – zapytał, szczerząc się do
otyłej kobiety na obrazie. Ta z nieco zniesmaczonym wyrazem twarzy leniwie podniosła
powieki i zerknęła na Gryfona. Westchnęła i odezwała się niezadowolonym tonem.
-Uczniom nie wolno przebywać poza łóżkami o tych porach, a
ciebie to widziałam tu już ze sto razy –
stwierdziła chłodno, ale najwyraźniej nieco udobruchana jego uprzejmym
przywitaniem zaraz dodała – hasło?
David w myśli przybił sobie piątkę.
-Puszek Pigmejski.
Wrota uchyliły się, a on wszedł do środka. David wiedział
jak obłaskawić jędzowaty obraz i niemal za każdym razem udawało mu się przejść
bez zbędnych awantur. Przez tyle lat wracania o niewłaściwych godzinach nauczył
się że wystarczyła jedynie odrobina taktu. Kiedy robił to James, Gruba Dama swoim
oburzonym krzykiem budziła wszystkie portrety dookoła, co kończyło się
przeważnie pojawieniem się Filcha.
Później standardowo, za każdym razem musieli się chować i czekać aż pójdzie by ponownie móc spróbować wejść do środka.
Później standardowo, za każdym razem musieli się chować i czekać aż pójdzie by ponownie móc spróbować wejść do środka.
Wciąż miał w głowie pamiętną sytuacje, kiedy to po imprezie
(w której uczestniczyli tylko oni dwaj), która odbyła się za żywopłotem na
błoniach, z okazji zaliczeni SUMów z transmutacji James nieco wstawiony próbował
dostać się do środka. W wielkim skrócie, próbował przekonać obraz co
działania swojego uroku osobistego. Oczywiście hasła nie pamiętał, ale to nie
zmieniało jego mocnego przekonania, że jego to nie obowiązuje. Dama dała upust
swojej złości, oburzonymi krzykami, w których pojawiło się parę co ciekawszych wyzwisk co z kolei sprowadziło woźnego, który widząc
ich w nie do końca trzeźwym stanie, zaprowadził ich prosto do dyrektorki. Potem
wszystko potoczyło się błyskawicznie, nie chciał sobie przypominać szczegółów,
ale pamiętał, że to był szlaban stulecia, a James popadł w depresje z powodu
codziennych wyjców od matki. Wtedy naprawdę cieszył się, że przynajmniej jemu
to nie grozi.
Kiedy wszedł do środka, Pokój Wspólny był pusty a ogień w kominku już przygasał. Wbiegł po
schodach do sypialni chłopców i wpadł do swojego dormitorium. Od razu jego uszu
dobiegło głośne, znajome chrapanie. Zapalił różdżkę. Nie bał się, że kogoś
obudzi – było to praktycznie niemożliwe, przypuszczał nawet że nagłe trzęsienie
ziemi nie byłoby wstanie wyrwać jego współlokatorów z objęć Morfeusza. Poczuł
jak jego samego zaczyna dopadać zmęczenie.
Nie patrząc pod nogi przeszedł przez zawalony wszystkim co
możliwe pokój. Bez ceregieli zdjął koszule i spodnie, wskoczył do ciepłego
łóżka. Nie musiał długo czekać na sen, w którym jakiś wielki włochaty stwór
gonił go po lesie, a on usiłował przed nim uciec.
***
Davidowi wydawało się, że minęła zaledwie chwila, kiedy poczuł
mocne szturchnięcie w plecy. Usłyszał nad sobą czyjś głos, chyba coś do niego mówił. Nie wiedział czego chce, nie
był na tyle przytomny by dobrze zrozumieć słowa.
-Leży w szafie… -mruknął w odpowiedzi. Miał nadzieję, że to
wystarczy i natręt wreszcie da mu spokój. Nawet nie otworzył oczu tylko
ponownie przytulił się do białej puchowej poduszki i nakrył się dokładniej
miękką kołdrą.
-Co takiego? – kolega dalej nie dawał mu spać, więc
podciągnął pierzynę na głowę –Pytałem gdzie jest James.
-Odejdź…- jęknął chłopak, za wszelką cenę nie chcąc wracać
do rzeczywistości.
-Wstawaj! - jego współlokator był nieugięty.
David najwyraźniej był
równie uparty i nie zamierzał wykonywać polecenia, bo zaraz ponownie rozległo
się ciche chrapanie.
Z początku nie wiedział jakim sposobem z łomotem znalazł się na drewnianej podłodze, w każdym razie zmusiło go to do otwarcia oczu. Nad sobą zobaczył swojego kolegę, Johna chowającego różdżkę do kieszeni. Nie zaskoczyło go to. Przywykł do takich pobudek.
Z początku nie wiedział jakim sposobem z łomotem znalazł się na drewnianej podłodze, w każdym razie zmusiło go to do otwarcia oczu. Nad sobą zobaczył swojego kolegę, Johna chowającego różdżkę do kieszeni. Nie zaskoczyło go to. Przywykł do takich pobudek.
-Co znowu? – zapytał zbierając się z ziemi. Był w samych zielonych
bokserkach w jego ulubiony wzór - w śnieżynki. Postanowił ubrać się w coś, kiedy poczuł lekki chłód na
skórze.
-James nie wrócił na noc? –zapytał John, niby od niechcenia i
za pomocą różdżki przerzucił całą masę ubrań leżących na drewnianej podłodze na swoje łóżko, by zrobić
przejście.
-Może postanowił spędzić tę noc z Katie? – z łazienki
dobiegł ich głos, a następnie złośliwy
chichot Vince’a.
David sięgnął po spodnie które wczoraj niedbale rzucił na
ziemię i ziewnął przeciągle.
-Niee… -zaprzeczył naciągając je na nogi – …jest z Ivy.
Z łazienki ponownie dobiegł ich śmiech.
-z Ivy powiadasz? – zapytał John, podnosząc brwi.
Dopiero wtedy David zdał sobie sprawę, że to co powiedział
mogło zabrzmieć nieco dwuznacznie.
-A to ciekawostka – drzwi od łazienki otworzyły się i w
przejściu pojawił się Vince z ręcznikiem na biodrach, zanim David zdążył
sprostować swoją wypowiedź. Jego głos brzmiał niewyraźnie, bo w ustach trzymał szczoteczkę
do zębów.
-Niee… – jęknął David
– James dalej jest z Katie… Jak mogliście pomyśleć, że on i Ivy… -w tym
momencie udał odruch wymiotny i podniósł się zimnej podłogi.
-Masz rację – powiedział Vince kiwając głową – chociaż
biorąc pod uwagę skłonność Jamesa do skoków w bok… - w tym momencie zrobił
krótką pauzę - Chociaż… Nie. Nie, w żadnym wypadku. Masz rację.
John zmarszczył czoło.
-A właściwie czemu nie?
David spojrzał na niego zdziwiony, ale zaraz kontynuował
poszukiwania jakieś czystej koszuli.
-No tak, nie jesteś w drużynie. – mruknął Vince – Gdybyś był to byś wiedział.
-Jesteśmy na tym samym roku, chodzimy razem na lekcje od
sześciu lat, więc w sumie to ją znam. Nawet zamieniliśmy parę słów, jest
całkiem miła . I jakby się zastanowić to brzydka chyba też nie jest. Z przodu trochę decha, ale z tyłu…
David wydał bliżej nieokreślony dźwięk i zatkał uszy i
spojrzał na Vinca, który stał nie wzruszony przy drzwiach od łazienki i tylko
przewrócił oczami.
-Przestań.
-No co? Tylko stwierdzam fakty – John wzruszył ramionami i
machnął różdżką w kierunku butów, które wyleciały spod sterty książek.
-Dobra, pośpieszcie się. Mamy dziesięć minut – powiedział
Vince, zerkając na zegarek.
Gdy już się ubrali, spóźnieni pobiegli na lekcje. Po chwili
wpadli do sali, w której odbywały się zajęcia z
transmutacji.
-Smith, Iwanow, Venner minus pięć punktów dla każdego.
Siadać! – rozkazała ostro profesor Switch.
-Dzień dobry, nasza kochana profesor Switch – mruknął pod
nosem Vincent i razem z resztą posłusznie usiedli jak zawsze w ostatnich ławkach.
-Jak zwykle gorące powitanie -wtrącił półszeptem Johny.
-A gdzie Pan Potter, jeśli można wiedzieć? – spytała Switch,
podchodząc do nich i uderzając końcem różdżki o blat ławki Davida. Chłopak przełknął
ślinę i odchylił się na krześle, tak bardzo ja tylko się dało. Nie chciał widzieć profesorki z
tak bliska ani tym bardziej czuć jej nieświeżego oddechu. – Proszę się nie
bujać, panie Smith! To nie przedszkole!
Nóżki krzesła w jednej chwili opadły na podłogę, a David z nieco wystraszona minę spojrzał na prosfesorkę.
-On, eee…- chłopak zająknął się. Nigdy nie potrafił dobrze
kłamać. Nie miał pomysłu na żadną przekonującą odpowiedź „Może powiem, że jest jeszcze na śniadaniu,
albo ma indywidualny trening… ale nie, w trakcie lekcji przecież nie może być… o, albo
ma szlaban. TAK! To bardzo prawdopodobne...” Nim jednak zdążył powiedzieć
cokolwiek na głos, Vince wyratował go z opresji.
-Źle się poczuł – odparł lekko Venner. Profesor Switch
podniosła nieznacznie brwi i łypnęła groźnie na całą trójkę.
-Sprawdzę to później- odparła, wciąż mierząc ich
podejrzliwym spojrzeniem. David odetchnął z ulgą, kiedy profesorka odwróciła
się i zaczęła przechadzać się wzdłuż ławek. Gdy doszła niemal do końca rzędu,
odwróciła się raptownie co spowodowało nieprzyjemny skurcz w żołądku Gryfona..
-A panna Hunter? Gdzie jest? – zapytała swoim zwykłym
wyniosłym tonem. David zachłysnął się powietrzem, Vince zerknął na niego kątem
oka. Przez moment panowała cisza, po chwili jednak z jednej z środkowych ławek odezwała
się jakaś brunetka. David wywnioskował, że to musi być jej współlokatorka.
-Ona… Ona też się źle poczuła. –dziewczyna odezwała się
cicho.
-Jadłaś w ogóle śniadanie? mów głośniej dziewucho!- zagrzmiała
nauczycielka i wlepiła spojrzenie przypominające wzrok bazyliszka w Gryfonkę.
Dziewczyna poczerwieniała. David wychylił się z ławki i obserwował jak brunetka z pierwszego rzędu, próbuje coś powiedzieć. Widząc to sam
poczuł przypływ paniki i stresu, co jego samego niemal sparaliżowało. Gdyby nie
strach przed profesorką to być może pomógłby biednej dziewczynie, jednak nie
mógł się odezwać, bo głos uwiązł mu w gardle. Bał się niewielu rzeczy lecz surowa, nauczycielka transumtacji i zarazem opiekunka Gryffindoru potrafiła przyprawić go o gęsią skórkę.
W klasie zapanowała całkowita cisza. Siedząca w drugim
rzędzie Abigail drgnęła lekko. Pani Switch zmrużyła oczy.
-Wracamy do tematu. – rzekła oschle – Otwórzcie podręczniki na
stronie sto dwudziestej pierwszej. Przeczytajcie notatkę o transmutacji wtórnej
u płazów i…
John nachylił się do Davida i Vince’a, kątem oka obserwując
nauczycielkę.
-David gdzie ich wcięło? – zapytał szeptem.
-Nie mam pojęcia – mruknął David wzruszając ramionami. – To
dziwne.
-Nie włóczyliście się gdzieś wczoraj? – zapytał Vincent,
doskonale udając , że czyta podręcznik.
-Tak, ale….- David zawahał się, zastanawiając się czy
powinien im powiedzieć o Zakazanym Lesie i tym „drobnym” wypadku Jamesa, jednak
coś mu podpowiadało, żeby o tym nie wspominać - Potem się rozdzieliliśmy.
-Tak po prostu? – zapytał brunet podnosząc brew.
-A co? – burknął. Dopiero teraz tak naprawdę zdał sobie
sprawę z nieobecności Jamesa. Nie miał pojęcia co mogło się stać. Może nawet
nie było go w zamku.- Przecież nie śledzę ludzi - dodał i w tym samyn momencie przyszła mu do
głowy Mapa Huncwotów, ale szybko pozbył się tej niemądrej myśli. On w końcu tylko od czasu
do czasu sprawdzał, kto gdzie chodzi. To nie zaliczało się do śledzenia.
-Nie mam pojęcia, w co znowu się wpakowaliście, ale lepiej
żeby szybko wrócili. Nie możemy grać bez szukającej i pałkarza.
Wtedy do Davida coś dotarło.
-No racja, mecz - mruknął pod nosem i uderzył się ręką w
czoło.
Po chwili dotarła do niego kolejna rzecz, jeszcze bardziej przerażająca.
-Nie mówcie Mattowi.
Zabiłby mnie. – powiedział zatrwożonym tonem.
-A potem ich – dodał obojętnie Vince. – Tylko pamiętaj, że
dzisiaj trening, więc lepiej żeby się znaleźli.
Nawet nie zauważyli, kiedy pomiędzy ich ławkami pojawiła się zirytowana profesor
Switch. Zirytowana to było mało powiedziane. U niej występował tylko stan
skrajnej furii, ewentualnie silnego zbulwersowania.
-Co to ma znaczyć? Najpierw spóźnienie, a teraz pogaduszki
na mojej lekcji?! Bezczelność! Napiszecie notatkę z tego działu. Cała trójka!
Jęknęli ze zrezygnowaniem.
***
Gdy rozległ się dzwonek wszyscy pospiesznie spakowali rzeczy
i opuścili sale. Co jak co ale nikt nie miał ochoty dłużej tam siedzieć.
Szczególnie David który czując, że to nie jest jego szczęśliwy dzień, ruszył z
Johnem i Vincem, w kierunku schodów, gdzie tłoczyło się już mnóstwo uczniów.
John westchnął.
-No i znowu trzeba będzie prosić Krukonów o napisanie pracy
domowej.
-Będę musiał napisać ją sam. Ostatnie moje pieniądze wydałem na
esej z eliksirów –westchnął David.
-To masz pecha stary. –stwierdził blondyn i obejrzał się za
jakąś dziewczyną - O, Zoey, co u ciebie? Może napiszesz mi pracę z…
-Nie. Spadaj.-odparła błyskawicznie, czarnoskóra krukonka i
szybko zniknęła w tłumie.
-Ups, pudło Johny- oznajmił Vincent z wrednym uśmieszkiem.
David kątem oka dostrzegł jak z jednej z sal wysypują się
uczniowie w niebiesko-brązowych krawatach.
-Jeszcze nie -rzucił John z uciechą i poleciał w kierunku
siódmoklasistek. David i Vince przez moment obserwowali nieudolne zmagania
chłopaka.
-Zawsze relaksuje mnie kiedy go TOTALNIE olewają- stwierdził
Vincent z rozbawieniem. Kiedy naśmiewali się z poczynań swojego kolegi (był
bardzo zawzięty) podeszła do nich rudowłosa Puchonka.
-David możemy chwilę porozmawiać?- spytała i wymownie
spojrzała na Vince’a. Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem, nie wydawał się zbyt
sympatyczny.
-Jasne -David wyszczerzył się do Rudej i pożegnał się z
brunetem, który nieco niechętnie skierował się w stronę zatłoczonych schodów -To co u ciebie?- zgadnął wesoło.
-Jak możesz o to teraz pytać?- zawołała dziewczyna oburzonym tonem i zamachała
rękami.
Gryfon nieco zdezorientowany jej zachowaniem zmarszczył czoło.
-A to kiedy mogę?- zapytał z uśmiechem. Abigail opadły ręce.
-Twój przyjaciel zaginął!
-A tam… zaraz zaginął, na pewno gdzieś tam jest.-odparł i
wzruszył ramionami. Abigail takie wyjaśnienia najwyraźniej nie usatysfakcjonowały.
-To prawda, że nie było ich na noc? Co się z nimi w takim
razie stało? Nie widziałeś ich od wczoraj? – zaczęła pytać.
-No nie, nie widziałem… -mruknął nieco zakłopotany.
Niespodziewanie dziewczyna pociągnęła go za krawat, rozejrzała się dookoła
sprawdzając czy nikt ich nie podsłuchuje i wyszeptała konspiracyjnym tonem:
-A nie pojawili się na tej twojej MAPIE?
David zerkną na nią. Miał ochotę się zaśmiać z powodu jej
zabawnej miny, ale tylko przysunął się do jej ucha i wyszeptał podobnym tonem:
-Niestety nie.
-I co teraz? – zapytała, nie podnosząc głosu.
-Nie wiem – odszepnął
Jakaś nauczycielka na ich widok odchrząknęła znacząco, a oni
wyprostowali się jak struny i odsunęli się nieco od siebie, niewinnie odwracając
wzrok. Dopiero kiedy kobieta zniknęła za rogiem. David z powrotem nachylił się do
Abigail.
-To może pójdziemy na lunch? – wyszeptał i odsunął się
lekko, by spojrzeć jej w oczy.
-Pewnie… -odparła i posłała mu delikatny uśmiech – Ale co z
Jamesem? Nie martwisz się o niego?
-Właśnie chciałem go poszukać. – przyznał i oboje ruszyli schodami w dół, w stronę
Wielkiej Sali – Ale nie dam rady zrobić tego na pustym żołądku.-dodał z
uśmiechem.
Abigail nic nie powiedziała, a on zgadł, że nie do końca
przekonał ją swoimi argumentami.
-Nie ma co się martwić – powiedział. Chociaż wewnątrz czuł
się nieco rozdarty, to nie chciał jej dodatkowo zamartwiać – To James da sobie radę.
W niejednych tarapatach sobie poradziliśmy, a poza tym jest z Ivy, a jak ją
znam to na pewno nie pozwoli mu zrobić mu czegoś głupiego.
Abigail tylko lekko pokiwała głową, David widząc to dodał:
-Ale obiecuje ci, że po lunchu ich poszukamy – to na
chwilę przywołało uśmiech na jej twarz.
„Ona naprawdę się martwi”, przemknęło mu przez myśl. „Może tez powinienem zacząć bardziej się przejmować?”. Ale przecież znał Jamesa, nie było do tej pory sytuacji, w której by sobie nie poradził, nie był sierotką której trzeba wiecznie pilnować. Owszem zaczął trochę się martwić, kiedy nie pojawili się na lekcjach, jednak czuł, że wszystko będzie dobrze.
„Ona naprawdę się martwi”, przemknęło mu przez myśl. „Może tez powinienem zacząć bardziej się przejmować?”. Ale przecież znał Jamesa, nie było do tej pory sytuacji, w której by sobie nie poradził, nie był sierotką której trzeba wiecznie pilnować. Owszem zaczął trochę się martwić, kiedy nie pojawili się na lekcjach, jednak czuł, że wszystko będzie dobrze.
Kiedy znaleźli się już w Wielkiej Sali, usiedli na drewnianej ławie obok siebie i zaczeli żywo dyskutować, przez co zupełnie zapomnieli o lunchu.
~*~
Ten rozdział jest okropny, przynajmniej w naszym odczuciu, ale tyle się już nad nim męczyłyśmy, że postanowiłyśmy go dodać takim jakim jest. Mamy nadzieje, że w miarę dobrze to znieśliście.
Śmiało wytykajcie nam błędy, wszystko poprawimy. Boimy się że może powypisywałyśmy jakieś niedorzeczności, bo to rozdział dodany dość spontanicznie...Tylko nie zniechęcajcie się za bardzo! :p
Pozdrawiamy czytelników!
Pozdrawiamy czytelników!
Pierwszy !
OdpowiedzUsuńRozdział jest całkiem fajny, może trochę mało się w nim dzieje, ale i tak jest super.
Zapraszam na swojego bloga -
http://kaer-morhen12.blogspot.com.es/
Dopiero początkujący, ale warto wejść na chwilę :)
Druga! Rozdział jest jak zwykle świetny. Wreszcie się doczekałam. To takie przyjemne uczucie. Patrzę z przyzwyczajenia czy czegoś nowego nie ma, a tu nowy rozdział!!
OdpowiedzUsuńDziękuję, życzę weny i pozdrawiam
Rozdział fajny.. Byłby ciekawszy gdybyście dodali notke o Jamesie i Ivy oraz pokoju życzeń :) generalnie super :p
OdpowiedzUsuńTrafiłam na bloga dziś i szczerze mówiąc bardzo mi się spodobał ale tak jak napisano powyżej mogła być scenka z Jamesem i Ivy. Błędy jeśli się pojawiły to raczej drobne, więc nie ma się czego uczepić. Rozdział wyszedł Ci naprawdę bardzo fajnie, z niecierpliwością czekam na następny. Pozdrawiam i w wolnej chwili zapraszam do mnie.
OdpowiedzUsuńwladczyni-mocy. blogspot.com
rozdział świetny.. długo się na niego naczekałam. no i warto było. tylko gdzie James i Ivy ?
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńPamiętasz jeszcze new-deal-2012.blogspot.com? aktywowałam i przeniosłam go na http://nowy-porzadek.blogspot.com/
Zapraszam :D
Stara Lira :)
PS. Nie czytałam, acz spodobał mi się tytuł tego rozdziału. Od razu przyszedł mi na myśl kultowa, polska komedia o tym samym tytule. Ach... Kiedyś to było kino :D
Nadrobię, obiecuję!!!!
Jeeju. *_*
OdpowiedzUsuńGdzie jest James i Ivy? Nie wytrzymam. Dodawajcie szybko kolejny rozdział. <3
GDZIE JEST IVY Z JAMESEM?! MUSZĘ WIEDZIEĆ, DODAJCIE NOWY ROZDZIAŁ!
OdpowiedzUsuńPlose...
świetny rozdział :D a kiedy nowy ? :D oby jak najszybciej :D bo się doczekać nie mogę :D
OdpowiedzUsuń"Proście, a będzie wam dane" [księga jakaś, rozdział któryś, wers nie-mam-pojęcia-jaki]
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam weny i przy okazji pozdrawiam.
Rozdział genialny. Taka sugestia ode mnie - zmieńcie może ten obrazek "Winter is Magic" w lewym pasku bloga :) Tak odrobinkę nie na czasie :P
OdpowiedzUsuńAnonimowy ma rację.
OdpowiedzUsuńA teraz główny powód, dlaczego piszę jeszcze raz:
Kiedy nowy rozdział????
Ja tu jestem uzależniona!!!!
Zdycham z tęsknoty... :D
POWTARZAM: Kiedy nowy?
FAJNY.Dlaczego nie napisałaś znowu notki o Jamesie i Ivy?XDDD Znów miałabym skojarzenia XDDD
OdpowiedzUsuń