PS: BONUS!
Ciężkie, przesycone różnorakimi aromatami powietrze
docierało do nozdrzy nieco otumanionych uczniów. Kurz polatywał powoli,
widoczny w wąskim promieniu słońca wpadającym przez lekko uchyloną zasłonkę.
-Ponoć byłaś wczoraj
w nocy z pewnym chłopakiem –powiedziała Daniel ściszonym głosem i nachyliła się
nad okrągłym stolikiem w kierunku Rudej. Gdy dziewczyna podniosła głowę znad
talii kart dostrzegła niepokojący błysk w oku koleżanki.
Abigail bez zmieszania przeniosła wzrok na podręcznik.
-Ach, to tylko David. Odprowadzał mnie. – wyjaśniła bez
skrępowania.
Tym razem ze stolika obok wychyliła się Lucy, a jej chłopak
Josh siedzący naprzeciw niej dyskretnie nachylił się w ich stronę udając, że
wciąż wpatruje się w swoją talię kart.
-David? Ten słodziak z Gryffindoru? – zapytała
podekscytowana blondynka. Zerknęła na nauczycielkę siedzącą za biurkiem i
ostrożnie przysunęła swoja pufę do stolika Rudej i Daniel, tak by profesorka
się nie zorientowała. Josh wygiął się jeszcze bardziej, gdyż przemieszczenie
się jego dziewczyny przeszkadzało mu w odbiorze.
-Ten wysportowany pałkarz w ich drużynie? – spytała
podekscytowana Daniel z diabelskim uśmiechem.
-Ten pajac, który zrzucił z miotły naszego obrońcę na meczu?
– Luke nagle odchylił się na wzorzystej pufie.
-Nikt cię tutaj nie prosił! – fuknęła Daniel i popchnęła
chłopaka na swoje miejsce. Dziewczyny (a także Josh, który sprytnie udawał, ze
nie podsłuchuje, do którego dołączył Luke) wpatrzyły się wyczekująco w Abigail, która dalej nie podnosiła głowy
znad podręcznika.
-Tak, tak… to ten sam- odparła Puchonka z westchnieniem .
Jej koleżanki zaczęły cicho chichotać i zerkać na nią
znacząco. Ruda nie specjalnie przejęła się ich typowo dziewczęcym zachowaniem.
Luke naburmuszył się i odwrócił z powrotem do swojego stolika.
-Ha! Wiedziałem! Wywróżyłem to w zeszłym tygodniu! – odezwał
się niespodziewanie Josh i zaraz został
potraktowany pięścią Lucy. Chłopak wcale się nie zrażając rozmasowywał bolące
ramię i wyszczerzył się do niej.
-Wielki wróżbita się znalazł – warknęła, jednak odwzajemniła
uśmiech swojego chłopaka i oboje powrócili do swojego stolika . – dlaczego
wcześniej mi nie powiedziałeś? – wyszeptała pewna że nikt tego nie słyszy. Do
końca życia trwała w tej świadomości.
-I co robiliście coś? – zapytałam Daniel nawet nieco zbyt
głośno co zwróciło uwagę kilku osób, jednak wcale się tym nie przejęła.
Abigail uśmiechnęła się zagadkowo i wzruszyła ramionami.
-A teraz… -tajemniczy głos młodej nauczycielki przerwał
Daniel, która już otwierała usta – odkryjcie kartę, którą wybraliście…
Abigail zżerana ciekawością wykonała polecenie. Na krągłym
stoliku przed nią leżała ósemka pik. Natychmiast sięgnęła po podręcznik by
zinterpretować znak, ignorując koleżankę, która wpatrywała się w nią
natarczywie. Niespodziewana wizyta, odczytała.
Z rogu pokoju rozległo się ciche skrzypnięcie, a następnie
nieco głośniejsze i klapa w podłodze, która służyła za wejście do sali
otworzyła się. Przybysz wszedł po drabince do środka i stanąwszy w obłoku
aromatów powachlował się ręką, by zdobyć nieco świeżego powietrza i kaszlnął.
-Dzień dobry –odezwał się, a Abigail rozpoznała głos Davida – przysyła mnie dyrektorka.
Nagle z końca Sali
rozległ się okrzyk „O, sprawdziło się!”, jednak nie wywołało to większego
poruszenia(zdarzała się to niemal na każdej lekcji), za to prawdziwa ekscytacja
nastąpiła przy zajmowanych przez piątkę Puchonów stolikach. W ich paczce nie
trzeba było używać słów. Daniel niemal straciła oddech szturchając ją w ramię.
Lucy i Josh zerknęli jednocześnie na Abigail i szybko odwrócili się z powrotem
udając, że wcale tego nie zrobili. A Luke spojrzał na nich wszystkich ze
zniecierpliwieniem.
Nauczycielka patrzyła
na posłańca przez chwilę w milczeniu. Przez myśl przemknęło mu, że mogła mu nie
uwierzyć.
-Jakoś tego nie przewidziałam – odparła profesorka
podejrzliwie mrużąc oczy i zakładając ręce na piersi.
Chłopak milczał przez moment, jednak zaraz uśmiechnął się
promiennie.
-To była nagła decyzja. –wybrnął zręcznie z sytuacji.
Chwilę wpatrywała się w szatyna spod pół przymkniętych
powiek.
-Choć no tutaj, chłopcze – rozkazała w końcu i gestem
nakazała by podszedł. Gryfon posłusznie zbliżył się do nauczycielki, która
znienacka chwyciła go za policzki i mocno ścisnęła. David zmarszczył czoło, ale
nie opierał się nawet wtedy, gdy kobieta zaczęła obracać jego twarz we
wszystkie strony, a później zajrzała mu głęboko w oczy. Przez moment bał się,
że chce go pocałować, mimo to miał ochotę się zaśmiać. Wolał jednak tego nie
robić, bo nauczycielka wyglądała na nieco obłąkaną.
-I co wywróżyła coś pani? – wymamrotał z trudem, bo wciąż
ściskała mu policzki.
-Chłopcze, ja tu sprawdzam czy nic nie brałeś – rzekła
rzeczowym tonem i nagle puściła go – No dziecko, dobrze, jesteś czysty –
powiedziała i poklepała go po policzku. David nie wiedział jak na to zareagować
więc uśmiechnął się uprzejmie jak przeważnie robił. – A więc co z tą dyrektorką?
-Abigail Gray proszona jest do jej gabinetu.-wyjaśnił i
rozejrzał się po sali.
Profesorka dalej wydawała się niedowierzać. Nagle ni z tego
ni z owego pacnęła się w czoło.
-Ach no tak! Przecież to widziałam! Jak mogłam zapomnieć –
powiedziała, jakby sama do siebie - Oczywiście… Zostało to wywróżone… Abigail
pośpiesz się, nie pozwól na siebie czekać – powiedziała profesorka i powolnym
krokiem (który David określiłby jako nawiedzony) podeszła do biurka i zagłębiła
się w dużym fotelu pocierając podbródek i wpatrując się w zamyśleniu w Gryfona.
Pomyślał, że te wszystkie kadzidełka muszą źle wpływać na jej głowę. Chłopak
nieco zmieszany zerknął w bok, w kierunku Rudej, która pospiesznie zbierała
swoje rzeczy.
Albo się Abigail wydawało albo faktycznie profesorka puściła
do niej oczko, kiedy obok niej przechodziła. Nie zastanawiając się nad tym
dłużej podeszła do Davida, który puścił ją przodem, a następnie sam zaczął
schodzić po stromej drabince.
-Ale duchota… tam nie idzie wytrzymać! – powiedział szatyn, machając ręką przed
twarzą.
Dopiero, co zdążył zejść z drabinki, gdy Abigail nagle wbiła
mu paznokcie w ramię. David zarejestrował, że każdy jest w innym kolorze.
-Co zrobiłam? – wydarła się natychmiast w przerażeniu.-Wywalą
mnie ze szkoły? Wal prosto z mostu, chce mieć to za sobą!
Oczy zaszkliły się jej lekko.
-Niee – odparł z uśmiechem,
choć zaczął czuć lekki dyskomfort w ramieniu. – Nawet lepiej.
Abigail ścisnęła go jeszcze mocniej, tak że aż lekko się
skrzywił.
-Dowiedziała się, że byliśmy w Zakazanym Lesie? – Puchonka
momentalnie zbladła.
David nie odpowiadał. Delikatnie odczepił rękę, która
zacisnęła się na jego ramieniu. Abigail zbladła jeszcze bardziej.
-Powiedz, że to nie to! – zawołała spanikowana i chwyciła
jego dłoń. Ku zaskoczeniu chłopaka przycisnęła
ją do swojej szybko unoszącej się klatki piersiowej.
Tym razem to David zbladł. Mimo, że jego ręka nawet nie
dotknęła skóry, poczuł pod materiałem koszuli coś czego nie powinien.
-No powiedz coś! – zapiszczała Abigail i potrząsnęła jego
ręką.-Wywalą nas?
-Co tylko zechcesz… -mruknął w końcu, a zaraz otrząsnął się
– TO ZNACZY TAK!... znaczy nie! Nie wyciągałbym cię w tak błahej sprawie, na
Merlina…
Abigail odetchnęła z ulga i puściła jego rękę, a David
uczynił to samo i wziął głęboki uspokajający oddech.
-Ale mnie wystraszyłeś… To czemu wyciągałeś mnie z lekcji? I
nawet nie waż się mówić, że dyrektorka wcale mnie nie wzywała!
David zmarszczył czoło w zamyśleniu, bo przez moment
zupełnie zapomniał po co tu przyszedł, jednak po chwili nadeszło olśnienie.
Gryfon zerknął na jej lekko zniecierpliwioną minę, uśmiechnął się tylko i
złapał ją za rękę.
-Chodź! – powiedział
i pociągnął ją w kierunku schodów.
-Ale gdzie? – zapytała zbita z tropu. David obrócił do niej
twarz, był uśmiechnięty od ucha do ucha jak dziecko.
-Ivy i James się znaleźli! – oznajmił ucieszony.
Abigail z wrażenia omal by się nie zatrzymała, jednak David
nie puszczał jej ręki.
-Co? Kiedy? – zapytała i przyśpieszyła kroku, by się z nim
zrównać.
-To było tak – zaczął - Siedzę sobie na historii magii. Obudziłem
się na moment, to postanowiłem zerknąć na mapę… a oni? Są w kuchni!- powiedział
na jednym wydechu i wyjął z kieszeni szkolnej szaty kawałek pergaminu i spojrzał
na niego. – Powinni tu zaraz być…
Szli jeszcze przez moment aż w końcu David zatrzymał się i
Abigail uczyniła to samo zerkając na mapę. Kropki wyczekiwanych przez nich
Gryfonów zbliżały się dość szybko. Z sąsiedniego korytarza dały się słyszeć ich
głosy.
-Będą tu za trzy, dwa…- David zaczął odliczać, nie
spuszczając oczu z mapy.
Tak jak się spodziewali zza rogu wyłonili się Ivy i James, z początku nawet
ich nie zauważyli tak byli zajęci konwersacją.
-Gdybyś nie była taką zrzędą to bym nie narzekał - stwierdził Gryfon wpatrując się gdzieś w sklepienie pomieszczenia.
-Gdybyś nie była taką zrzędą to bym nie narzekał - stwierdził Gryfon wpatrując się gdzieś w sklepienie pomieszczenia.
-A ja ci mówie, że wcale… - dziewczyna była wyraźnie
zbulwersowana, jednak przerwała na widok dwójki stojącej przed nim. James
najwyraźniej tez ich zauważył, bo na jego twarzy pojawił się zawadiacki
uśmiech.
-Uuu… co tu się działo jak mnie nie było?- zapytał i dopiero
wtedy David uświadomił sobie, że wciąż trzyma Rudą za nadgarstek. Abigail,
która szybko wysunęła dłoń z jego uścisku, a szatyn lekko zmieszany włożył ręce
do kieszeni.
James wyglądał jakby
dopiero co wstał z łóżka. Jego włosy
sterczały z typową dla poranka zawziętością. Szare spodnie, biała niechlujnie
wkasana koszula i nonszalancko zarzucony na szyję krawat w złoto czerwone paski
dodatkowo podkreślały ten efekt.
-Gdzie wy byliście? – zapytał David, gdy już do nich
podeszli – I dlaczego nie wracaliście?
James westchnął z rezygnacją, a Ivy w nerwowym geście
włożyła dłonie do kieszeni. Dziewczyna w odróżnieniu od Gryfona wyglądała jakby w ogóle nie przespała nocy – jej włosy były
potargane, a oczy podkrążone.
-Długa historia… - odparł wymijająco James.- A wy co
robiliście? – dodał zawadiacko i uśmiechnął się dziwnie.
-Szukaliśmy was przez cały dzień! – rzuciła z wyrzutem
Abigail, co lekko mijało się z prawdą bo zaczęli to robić dopiero po lunchu,
gdy nie dali już rady nic więcej zjeść.
James zmarszczył czoło i odezwał się dopiero po chwili.
-Nie było nas widać na mapie?
David pokręcił przecząco głową.
-Ale bajer! – James wyraźnie się ucieszył, bo klasnął w
dłonie. – Ciekawe dlaczego tak się dzieje…
-A czy to ważne? Opowiadajcie wszystko po kolei! – rozkazała
Abigail, czując że dłużej już nie wytrzyma. Wciąż pamiętała, że założyła
się z Davidem o to czy specjalnie zniknęli czy zdarzyło się to przypadkiem.
Stawiała, że ich czyn był całkowicie, totalnie zamierzony, choć nie potrafiła
powiedzieć, dlaczego tak uważa. Wiedziała tyle, że musi wygrać, bo założyli się
o przysługę, a chłopcy w wieku Davida mieli bardzo bujną wyobraźnię. Jej brat,
Benjamin był tego doskonałym przykładem.
Gryfon zmarszczył czoło i już miał otworzyć usta by zacząć
opowieść, lecz Ivy go uprzedziła i odezwała się ściszonym głosem:
-Lepiej stąd chodźmy, bo jeszcze Filch tu przylezie...
-A no tak… -mruknął David, jakby dopiero teraz zdał sobie
sprawę z tego faktu – A właśnie Switchowa pytała gdzie się podziewacie. Chyba
mi nie uwierzyła, że oboje jesteście chorzy.
-Tak jej powiedziałeś? – James pacnął się w czoło - To chyba
najgłupsze, co można było…
Zza zakrętu niemal bezgłośne wyszedł profesor Flitwick,
którego zauważyli dopiero, gdy już zmierzał w ich stronę. James w instynktownym
odruchu już przybrał pozycję do biegu i właśnie miał zamiar w ekspresowym tempie
razem z Ivy zniknąć w jakimś korytarzu, gdy nauczyciel odezwał się
zachrypniętym ze starości głosem.
-Nie tak prędko, panie Potter – powiedział wciąż idąc w ich
stronę – Panno Hunter, ciebie też się to tyczy – dodał i Gryfoni byli zmuszeni
posłuchać.
Ivy głośno zaczerpnęła powietrza, James zacisnął szczęki, a
Abigail założyła ręce za plecy i zaczęła bujać się na piętach. David dla
odmiany jako jedyny nie wyrażał żadnych oznak zdenerwowania.
-Panie Smith i Panno…eee…-nauczyciel zaciął się, najwyraźniej
nie mogąc przypomnieć sobie nazwiska dziewczyny.
-Grey – przypomniała uprzejmie Puchonka.
-Tak, właśnie... Czemu nie jesteście na lekcjach? – spytał
niski profesor, przyglądając im się spod krzaczastych brwi.
-My… eee… - zająknęła się Ruda.
-Właśnie wracaliśmy do sali – wtrącił szybko David i Abigail
pokiwała energicznie głową.
-No to prędko, do klasy! A Pan Potter i Panna Hunter proszę
za mną do gabinetu dyrektorki. Od południa wszyscy was szukają.
Ciężko było stwierdzić, które z nich bardziej zbladło Ivy
czy James, jednak oboje posłusznie poszli za starym nauczycielem. James obrócił
na moment twarz w stronę Davida, który rzucił mu pocieszający uśmiech i zniknął
z Rudą na chodach.
James na moment uchwycił spojrzenie Ivy, która
najzwyczajniej w świecie wyglądała na przerażoną. Pomyślał, że znacznie
bardziej niż wtedy, gdy wchodziła do lasu. Mógł się założyć, że nigdy nie była
w dyrektorskim gabinecie, więc w sumie nie był zdziwiony jej reakcją. Żeby
opisać straszność McGonagall musiałby użyć bardzo brzydkich słów.
Chciał się nawet zdobyć na nonszalancki uśmiech, by dodać
Ivy otuchy (a chyba nawet bardziej sobie), jednak nie mógł się na to zdobyć.
Doskonale wiedział skąd te nerwy i na pewno nie wiązały się z odwiedzeniem
gabinetu, bo był tam tyle razy, że zdążył
przeprowadzić konwersację z połową obrazów wiszących za biurkiem(które
były przyczyną połowy plotek w Hogwarcie – drugą połową była Abigail) i
właściwie to nie powodowało u niego
niemal żadnego stresu.
***
-Potter, jeśli myślisz, że fakt że twój ojciec dokonał wielu
rzeczy i utrzymujemy kontakt, miałby powstrzymać mnie od wymierzenia ci odpowiedniej
kary to jesteś w błędzie – Dyrektorka zagrzmiała zza swojego biurka i uderzyła
dłońmi o blat.
-Skądże Pani profesor, przez myśl by mi to nie przeszło…
-odparł James potulnym tonem – to mogę już dostać ten szlaban i iść grzecznie
na lekcje? – zapytał głosem pełnym nadziei.
-Najpierw chcę się dowiedzieć co wy dwoje robiliście przez noc
i dzisiejszy ranek poza dormitoriami – rzekła ostro, przenosząc wzrok raz to na
Ivy, którą chyba sparaliżowało i Jamesa, który nawet zaprzestał już nerwowego
mierzwienia włosów.
-My… Jakby to wyjaśnić …– zaczął James i zerknął na Ivy,
która dostrzegła w jego spojrzeniu błaganie o pomoc.
-Krótko i na temat, panie Potter. Nie mam całego dnia. –
ucięła oschle.
-No dobrze, pani profesor… -James wydął policzki i powoli
wypuścił powietrze z płuc – Pewien pokój wciągnął nas do środka i nie chciał
wypuścić.
Ivy przemknęło przez myśl, że to największy idiota jakiego
znała. Dodatkowo poczuła jak nogi lekko
jej drgają ze stresu, bo zdawała sobie sprawę, że powiedzenie, że pewien pokój
ich „wciągnął” było mocnym nagięciem prawdy,
gdyż tak naprawdę sami weszli do niego chcąc ukryć się przed Filchem i to w dodatku uprzednio kradnąc ingrediencje ze składzika.
Zerknęła na dyrektorkę, która podniosła brew z niedowierzaniem. Blondynka
wstrzymała oddech i wyprostowała się jak struna, jakby przewidując nagły wybuch
gniewu.
-Potter, czy ty dobrze się czujesz?! - spytała kobieta rozdrażnionym tonem i ponownie
uderzyła dłońmi w blat – Takiej bzdury w tym gabinecie to jeszcze nie
słyszałam! Rozumiem, że ponownie chcesz się wymigać od kary, ale tak głupimi
kłamstwami….
-No dobrze…- westchnął chłopak, by przerwać jej monolog - Sami
weszliśmy do tego pokoju, ale reszta to prawda! Pani profesor niech mi pani
uwierzy! – James wydawał się być zdesperowany. Ivy zerknęła na dyrektorkę
niepewnie: jej nozdrza drgały groźnie. Już to wystarczyło, by nieprzyjemny dreszcz
przebiegł jej po karku. Spuściła wzrok na swoje dłonie.
-Sądzę, że byłabym nierozsądna gdybym postanowiła uwierzyć
uczniowi, który dopiero co chciał mnie okłamać – rzuciła cierpko dyrektorka.
-Ale pani profesor… - zaczął ponownie James z udręczoną
miną.
-Cisza, panie Potter – ucięła i spojrzała na niego spod
ściągniętych brwi – Ostrzegałam, że jeszcze jeden wybryk i poniesie pan
odpowiednią karę. Był pan tego świadomy.
James po usłyszeniu tych słów osiągnął apogeum desperacji i
zawołał niemal rozpaczliwie.
-Błagam, niech mnie Pani tylko nie wyrzuca z drużyny!
W tym momencie Ivy poczuła jakby wielki kamień spał jej na
dno żołądka. Przypomniała sobie, że James coś o tym wspominał…. Zerknęła w bok,
Chłopak wpatrywał się w dyrektorkę z niedowierzaniem.
-Za dwa dni mecz, muszę grać! – zawołał ze złością –Nie
znajdą nikogo na moje miejsce w tak krótkim czasie!
-Cisza! – przerwała mu ostro, a James z gniewnym grymasem
zamknął usta – Doskonale wiem, co pan musi a czego nie, a nie powinno być pana poza dormitorium w godzinach nocnych. A w szczególności
z osobą płci przeciwnej – dodała ostro i spojrzał na Ivy.
-Ale, co pani…-zaczął James, ale był tak zbulwersowany, że
na nawet nie dokończył zdania. Gryfonka była w nie mniejszym szoku i na jej
policzki wstąpił krwawy rumieniec.
-To nie pierwszy taki przypadek – stwierdziła chłodno i
zerknęła na nich spod okularów – choć nie twierdzę, że było ich wiele.
-No i świetnie! – warknął James, zapominając zupełnie o
dobrym wychowaniu – I tak zawsze pani nigdy mi nie wierzy, więc po co mam się
tłumaczyć i zaprzeczać? – zapytał czysto retorycznie i założył ręce na piersi.
Nastała chwila ciszy,
w której James wpatrywał się w dyrektorkę ze wściekłością, a Ivy dalej
nie była wstanie się odezwać. Kobieta
poprawiła okulary i spojrzała na nich wydając werdykt.
-Zostajesz wyrzucony z drużyny do końca roku. – zwróciła się
surowym tonem do naburmuszonego chłopaka - Masz całkowity zakaz korzystania z
miotły. Oddasz ją Panu Filchowi na przechowanie, a panna Hunter będzie pomagała
czyścić szkolne korytarze przez tydzień
– tym razem odezwała się do bladej jak trup blondynki - a teraz żegnam. – Dyrektorka wskazała drzwi i
zajęła się podpisywaniem jakiś papierów lezących na biurku, najwyraźniej
uznając, że już zakończyła sprawę.
-Prędzej oddam miotłę Albusowi niż temu staremu charłakowi –
mruknął pod nosem James. Dyrektorka łypnęła na niego groźnie, jednak zanim
zdążyła go zbesztać, wstał gwałtownie i ruszył w kierunku wyjścia.
McGonagall zwróciła uwagę na blondynkę, która wciąż
siedziała przy biurku.
-Panno Hunter, pani też się to tyczy.
Ivy wstała powoli.
-Chciałabym to wszystko wyjaśnić. – powiedziała.
Mcgonagall rzuciła jej zniecierpliwione spojrzenie znad
okularów, jednak zaraz wróciła do dokumentów lezących na biurku. James
zatrzymał się przy drzwiach.
-No dobrze, tylko szybko – westchnęła.
Gryfonka wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić.
-James owszem zmyślił pierwszą wersję, jednak zrobił to
tylko i wyłącznie dlatego, że nie chciał zawieźć swojej drużyny i domu. –
powiedziała powoli, starannie dobierając słowa. Schowała dłonie za plecy by ukryć zdenerwowanie i kontynuowała –
Sami weszliśmy do tego pokoju, a James po prostu bał się, że oskarży go Pani o
złamanie regulaminu z premedytacją czego można by się po nim spodziewać… dlatego
skłamał.
Dyrektorka uniosła głowę i poprawiła okulary.
-Tym razem jednak jest niewinny. To był mój pomysł, żeby
wejść do tego pokoju, skłoniłam go do tego – powiedziała z wyraźną skruchą –
Byłam ciekawa co tam jest, a drzwi były otwarte…
-To był mój pomysł! – odezwał się nagle James rozeźlonym
tonem z drugiego końca gabinetu.-Teraz to już mam wszystko w…
-Tak, tak jasne, a nie pamiętasz jak musiałam ciągnąć cię za
rękę, żebyś ze mną poszedł? – przerwała mu i rzuciła mu groźne spojrzenie - W
każdym razie – kontynuowała i spojrzała na dyrektorkę - Później drzwi żadnymi
sposobami nie chciały się otworzyć i siedzieliśmy tam cała noc i część ranka.
Dyrektorka spojrzała na nią. Ivy czuła jak serce kołacze się
w jej piersi - nie wiedziała czy jej wersja jest wystarczająco wiarygodna.
-Tylko dlaczego taka bezproblemowa uczennica, nagle po
sześciu latach nauki, postanowiła złamać tak poważnie regulamin? – zapytała
kobieta rzeczowym tonem.
Ivy zerknęła w bok i zagryzła wargi. Takiego pytania się
obawiała. Nawet nie musiała udawać zażenowania, wyszło całkowicie naturalnie.
-B-bo… James-zawahała się na moment jakby te słowa nie
chciały jej przejść przez gardło – James zawsze wydawał mi się taki o… odważny.
– zrobiła krótką pauzę, starając się kontrolować głos - Myślałam, że jeśli
pójdę razem z nim to… -nagle zacięła się.
-Tak? – pośpieszyła ją dyrektorka ze srogą miną.
Ivy przełknęła głośno ślinę i odezwała się niemal szeptem.
-…Że mu tym
zaimponuje i mnie polubi… - powiedziała i wstrzymała oddech, a przez myśl
przeszło jej że wolałaby stoczyć walkę z wierzbą bijącą albo zostać spalona na
stosie niż w ogóle to powiedzieć.
Zapanowała cisza. Najgorsze wcale nie było to, że
powiedziała coś takiego(co oczywiście było kłamstwem), ale świadomość, że James
stoi przy drzwiach i wszystko słyszy. Pomyślała, że jeśli jakoś to przetrwają
to do końca roku będzie go z wielką starannością unikać.
-To naprawdę nie była jego wina – dodała trochę głośniej.
Nastała chwila ciszy, w której jakoś musiała znieść poczucie
wstydu. Nawet nie chciała sobie wyobrażać jaką James teraz ma minę, jednak Ivy
bardziej starała się skoncentrować na McGonagall, która wpatrywała się w nią z
mieszanina zwykłej surowości i znużenia.
-A wyglądałaś na taką mądrą, Panno Hunter – powiedziała
dyrektorka, a Ivy zamarło serce w oczekiwaniu na jej decyzję.
McGonagall westchnęła
i złożyła w jedno miejsce stertę
dokumentów, by poprawić okulary i wziąć się za podpisywanie następnej. – Dobrze
– rzekła w końcu, a Ivy poczuła się jak spetryfikowana. – Pan Potter zostanie w
drużynie, ale i tak oboje będziecie przez miesiąc pomagać panu Filchowi w jego
obowiązkach. Macie zgłosić się dzisiaj do jego gabinetu.
Ivy poczuła tak nagłą ulgę, że myślała, że powrotem opadnie na krzesło, a z końca
gabinetu rozległ się okrzyk dzikiej radości.
-Panie Potter, to nie miejsce do tego typu zachowań! Minus
dziesięć punktów!– dyrektorka zjeżyła się, a James wypadł jak dziecko z gabinetu.
Ivy przez moment patrzyła za nim, a później zdała sobie
sprawę, że stoi już tak parę dobrych chwil, a dyrektorka wyczekująco się w nią
wpatruje.
-To ja… już sobie pójdę. Do widzenia – rzuciła. Zszokowana,
że się udało i niemal truchtem dotarła do dębowych drzwi gabinetu. Zbiegła po
krętych, kamiennych stopniach i niemal potknęłaby się o Jamesa, który swoją
radość postanowił wyładować na zimnej posadzce.
-Tak! Jestem w drużynie! Jestem w drużynie… -powtarzał bez
opamiętania, trzymając się za głowę -
dzięki ci boże…
-Nie ma sprawy – mruknęła i zrobiła nad nim duży krok i
zaczęła iść w stronę hollu.
Serce wciąż nie wróciło do normalnego rytmu. Chciała jak
najszybciej się stamtąd ulotnić, byle zdała od Jamesa. Zdążyła przejść raptem
parę kroków, kiedy usłyszała jego głos.
-Naprawdę uważasz, że jestem taki odważny? – zapytał. Przez
moment zastanawiała się czy nie iść dalej, jednak odwróciła się do niego. James
już nie leżał, a siedział na posadzce i opierał się o nogi kamiennego gargulca.
-Zmyślałam – stwierdziła beznamiętnie. Jednak mimowolnie uśmiechnęła
się do siebie i powoli odwróciła się z powrotem chcąc kontynuować swoją wędrówkę,
gdy nagle zza zakrętu ze sporą prędkością wyleciały dwie postacie i omal nie
zwaliły ją z nóg. Ktoś złapał ją za ramiona i zaczął potrząsać. Kolorowe
paznokcie wbiły się w jej skórę i Ivy wrzasnęła.
-I jak było? – zapytała rozgorączkowana Ruda.
-Co wam powiedziała? – dorzucił David, niemniej
podekscytowany.
Gryfonka skrzywiła się i wyswobodziła się z uścisku
Puchonki.
-Szlaban – wyjaśniła krótko. Chyba pierwszy raz to słowo
wywołało u niej uśmiech. David wyraźnie się ucieszył, więc i Abigail
wyszczerzyła się, wydała radosny pisk i objęła Ivy – Puście mnie, bo mnie
udusicie!
-Nie wywalili mnie! Słyszysz David? Dalej jestem w drużynie! Będziemy mogli
skopać tyłki Ślizgonom! – wydarł się James i podbiegł do nich, ostatnie dwa
metry przemierzając ślizgiem po błyszczącej podłodze i wpadając w pozostałą
trójkę. Ich dziką wesołość przerwał
brzydki głos kamiennego gargulca.
-Tutaj próbuje się spać!
-Chodźmy stąd. Nie mam zamiaru już tam wracać – powiedziała
Ivy.
Szybko przemknęli
przez korytarz do starej części zamku, gdzie mogli spokojnie porozmawiać.
Weszli do starej sali do transmutacji, w której kiedyś już
byli. Zamknęli drzwi zaklęciem i rozsiedli się na ławkach.
-No więc, opowiadajcie! – powiedziała Abigail nie mogąc
usiedzieć na miejscu z podekscytowania .
Ivy westchnęła.
-Wracaliśmy do wieży, kiedy spotkaliśmy Filcha, schowaliśmy
się w pokoju, który okazał się Pokojem Życzeń i później nie mogliśmy wyjść.
Koniec opowieści.
-Gdzie twoja rana? – zapytał David, obracając się by
spojrzeć na ramię kolegi, które było całe i zdrowe. Nawet koszula nie była już
podarta – I koszula widzę też nowa.
-Nie. Wystarczyło kilka zaklęć – skwitował James z uśmiechem
– A na ranę zrobiłem sobie eliksir.
Ivy chrząknęła cicho.
-To znaczy ja i Ivy zrobiliśmy. – poprawił się chłopak.
Dziewczyna spojrzała na niego wrogo.
-No dobra, Ivy zrobiła, ale grunt, że miałem dobre chęci. –
oznajmił i z uśmiechem zmierzwił włosy.
-I siedzieliście tam tak przez tyle godzin? – zapytała
podejrzliwie Abigail.
Ivy wróciła myślami do tamtego momentu.
***
Trochę nam zeszło, ale jest wasz długo oczeiwany, nowy rozdział! Mamy nadzieję, że się cieszycie, bo tak bardzo nie miałyśmy ochoty iść do szkoły i jednocześnie tak bardzo pragnęłyśmy coś napisać, że policja spisała nas w drodze do domu. No, ale cóż to wena, nie można z nią walczyć. Na pewno nie żałujemy :P
Świetne nic dodać nic ująć. Weny!!! ;p
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wreszcie dodałyście nowy rozdział! Mam nadzieję, że kolejny dodacie szybciej :P
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało, macie podobne poczucie humoru do mojego! Hah
Weny!
Genialne. Tylko przerwać akurat w tym momencie, w którym
OdpowiedzUsuńTak to właśnie wyląda. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na następny rozdział.
Inwencji twórczej!!! ;P
" Żeby opisać straszność McGonagall musiałby użyć bardzo brzydkich słów." - McGonagall? A nie Switch?
OdpowiedzUsuńMcGonagall - to ona była dyrektorką i to do jej gabinetu zostali wysłani, a Switch była opiekunką ich domu (ale też niezła z niej jędza, więc w sumie to zdanie do niej też by pasowało ;P)
UsuńBaaardzo fajnie prowadzisz bloga, masz bogate słownictwo. Oby tak dalej, życzę weny i w wolnej chwili zapraszam do siebie : http://dont-miss-your-life.blogspot.com/?m=1 Pozdrawiam Alive
UsuńFajne - ale w takim momencie skończyć?!! Ja... ja się pobeczę!!!! Łeee!!! Kiedy CDN????
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Cudowne! Trochę musiałam sobie na nowy rozdział poczekać, lecz było warto! :D Moment, w którym Ivy mówi o Jamesie jest bezcenny. Tylko na to czekałam. Tak swoją drogą, to ciekawe, czy Jim będzie ją o to męczył. Chociaż znając jego, to tak. I jeszcze David z Abigail. Potter chyba nie da spokoju swojemu przyjacielowi odnośnie Puchonki, prawda? Ach tyle rzeczy do wyjaśnienia, ale najbardziej mnie ciekawą dwie sprawy. Co James i Ivy robili w Pokoju Życzeń i kto wygra zakład?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny!
Ula =)
PS. Kiedy nowy rozdział? ;)
Tak się cieszę, że trafiłam na waszego bloga :) świetnie piszecie! weny życzę
OdpowiedzUsuńoooo...Świetne!
OdpowiedzUsuń