poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział XXVII - Nie ma możliwości, że na osobności


Ivy właśnie zaczęła niezwykle powoli wspinać po krętych schodach prowadzących do swojego dormitorium. Czuła wspaniałe poczucie ulgi na samą myśl, że zaraz, za parę stopni i kilka metrów korytarza i jeden długi sus wyląduje w swoim kochanym łóżku. Uśmiechnęła się błogo i przymknęła powieki. Wciąż nie mogła wyjść z podziwu, że James nie okazał się (jak zwykle miało to miejsce) zapatrzonym w siebie bufonem i zaryzykował zmniejszenie swojego ego żartem ze swojego bogina. Jednak nie miała już siły o tym myśleć, w głowie widziała tylko łóżko…
-Hej, dokąd idziesz? – ktoś zaczaił się za jej plecami - Zaraz trening!
Zatrzymała się z wyrazem skrajnego wyczerpania, odchyliła się do tyłu trzymając się poręczy. To Matt. Jęknęła tak rozpaczliwie, że Kapitan aż założył ręce na piersi i zmarszczył brwi niezadowolony z takiej rozpaczliwej reakcji. Miała ochotę walnąć się w czoło, że szybciej nie wchodziła po schodach. Chłopcy nie mieli wstępu do dormitorium dziewczyn.
- Trening jest na szesnastą…
- Właśnie, a już jest szesnasta! Idź po miotłę i spotkamy się na boisku.
Miała ochotę zacząć mówić „błagam nie… nie dziś”, ale wiedziała, że nie może.
Zebrała się w sobie, wzięła rzeczy i zaczęła schodzić siedem pięter w dół.
- Hej, Ivy!
Rozpoznała ten głos. Ostatnio podejrzanie często jego właściciel zwracał się do niej w mało ważnych sprawach. To znaczy od wczoraj. Nie podobało jej się to. Nie oglądając się za siebie. pobiegła w stronę dębowych wrót, uchyliła je i prędko wymsknęła się na zewnątrz nim chłopak zdążył ją dogonić.
Przynajmniej już nie padało.

***
-Musimy zdobyć przynajmniej sto punktów przewagi…- powiedział Matt.
-Co takiego? – wypalił James.
-To co najmniej niemożliwe – zawtórował mu Vince, a Xavier mruknął coś o porywaniu się z motyką na słońce. David najwyraźniej zastanawiał się jeszcze nas tą kwestią, a Ivy tylko czekała aż kapitan poruszy temat szukającego.
-No dalej? Gdzie wasz duch walki? – zapytał zirytowany – Ivy, twoja rola jest taka, żeby złapać znicza dopiero jak zdobędziemy sto punktów przewagi, jasne? Odwracaj uwagę ich szukającego jeśli będziesz musiała.
Drużyna spojrzała po sobie, jednak nic nie powiedzieli.
-Będą próbowali wyeliminować zawodników… - kontynuował Matt niezrażony postawą drużyny  - o ile już tego nie robią i…
-Najpierw wezmą się za szukającego tak wiemy – powiedział Vince – mówiłeś to ze sto razy już w zeszłym roku.
-A co stało się z poprzednim szukającym? – zapytała z czystej ciekawości Ivy.
-Któryś ze ślizgonów przesadził trochę z dawką eliksiru. Skóra zamieniła mu się w jeden wielki, pełen ropy strup i wylądował w skrzydle szpitalnym na tydzień – James uśmiechnął się do niej.
-Ale nie przejmuj się, McGonagall powiedziała, że jeśli jeszcze raz coś takiego zrobią to ich wywali. Na amen  -David poklepał ją na odchodnym po ramieniu i zniknął za wejściem do męskiej przebieralni. Ivy weszła do szatni dla dziewcząt, którą zajmowała tylko ona. Oba pomieszczenia oddzielała jedynie płachta materiału, co sprawiało, że doskonale słyszała ich głosy.
- Widzieliście ostatnio Vivian?
- Znowu skróciła mundurek tak wiemy, Vince. I pewnie jeszcze urządza orgie w Pokoju Wspólnym Ślizgonów.
- Oj, nie bądź takim sceptykiem David, nie wiesz co tam się może dziać. Szkoda, że jest w Slitherinie…
- Ogarnij się Vince, to wróg.
- Phh.. A widziałeś jej…
Ivy westchnęła i usiadła na drewnianej ławeczce. Siedziała tak parę chwil, zbierając siły. Głosy obok zaczynały cichnąć, co znaczyło, że co poniektórzy się przebrali. Jak zwykle dowiedziała się paru ciekawostek z życia szkoły, że wybrano nowego komentatora, choć nie wiadomo kto to, lecz nie było bardziej roztrząsanego i ciekawszego tematu niż dekolt Vivian. W końcu chcąc nie chcąc zsunęła z siebie spódnicę, zdjęła buty i podkolanówki. Bose stopy dotknęły zimnej wykładziny. Naciągnęła czerwone spodnie i nałożyła ochraniacze. Zdjęła szary sweter i zaczęła powoli rozpinać guziki koszuli.
Nagle poczuła jak straszna odpowiedzialność za wynik meczu na niej spoczywa. Złapała się za włosy targając je zupełnie. Doskonale wiedziała, że to i tak dopiero przedsmak tego co będzie czuła przed samym meczem. Nabrała powietrza. Było jej zimno. Głosy i wszelkie dźwięki z szatni chłopaków zupełnie ucichły  co oznaczało, że wszyscy już wyszli. Prędko zdjęła koszulę przez głowę, nie bawiąc się guzikami. Przecież nie będą na nią czekać.
***
James zmierzwił włosy. Ostatnio czuł się spięty szczególnie wtedy, gdy był zmuszony przebywać z Davidem w jednym pomieszczeniu. Na szczęście jego kolega szybko wyszedł. Na nieszczęście mieszkali razem w jednym dormitorium, uczęszczali na te same zajęcia i chodzili razem na treningi. Przynajmniej szlabanu nie mieli razem. Czasem rozmawiali, a raczej rzucali w siebie jakimiś drwinami. Cóż… musiał przyznać, że to on na ogół zaczynał. Jednak nie poruszyli więcej tematu księgi, o którą się zresztą posprzeczali. Sam jej zresztą nie widział od czasu zamknięcia się w Pokoju Życzeń ani także dziwnego świecidełka, które ten idiota wyrzucił przez okno. Nie udało mu się go znaleźć, Accio na nie nie działało. Nic na nie nie działało. Nawet Magiczny Wykrywacz Skarbów Weasleyów na nie działał. Najwyraźniej przepadł.
                Czuł się też zmęczony. Marzył o łóżku. Ale to go najmniej martwiło. Został sam i wiedział, że ma chwilę zanim Matt rozpocznie rozgrzewkę. Nagle usłyszał głośne westchnięcie z przebieralni dziewczyn. Zmarszczył czoło. Ivy na ogół zjawiała się pierwsza lub prawie pierwsza, ale na pewno nigdy niepotrzebnie zwlekała. O co mogło chodzić?
                Od dziecka był chorobliwie ciekawski. To pewnie to wprowadzało go w kłopoty. Ale lubił to. Dzięki temu czuł dreszczyk emocji.
Podszedł do grubej, ciężkiej, czerwonej kotary i rozsunął ją czubkami palców…
***
Nagle na trybunach niezauważenie pojawiła się rudowłosa dziewczyna. Usiadła z brzegu trybun by nie rzucać się w oczy i obserwowała jak chłopaki biegają wokół wielkiego boiska. Chłopaki i jedna dziewczyna.
Była szczęśliwa nie tylko dlatego, że dostała swój upragniony wisiorek, który dumnie wisiał na jej szyi, ale też dlatego, że miała wrażenie, że po ich spotkaniu David jakby się rozchmurzył. Nie wiedziała dlaczego był zmartwiony, ale była pewna, że nie lubi go takiego oglądać. Nie pasowało to do niego. Jak uczciwość do Ślizgona, pomyślała.
Widziała jak Ivy krzywi się pokonując kolejne metry. Po chwili James gwałtownie ją wyprzedził, przebiegając obok zerknął badawczo na jej twarz i szybko się odwrócił, co nie umknęło uwadze Rudej. Tuż za nim pędził David. Tuż obok blondynki truchtał Xavier, jak zwykle ze spokojną miną, nie zdradzającą zmęczenia. Wydawał się być najbardziej zrównoważona osobą z całej drużyny.
Abigail wpatrzyła się pałkarzy. Miała wrażenie, że się ze sobą ścigają, jednak żaden z nich nie mógł wyjść na prowadzenie.
Po jakiś dziesięciu minutach, gdy Ivy niemal ledwo co poruszała nogami, a jedyną osoba, która biegła w normalnym tempie był spokojny Xavier. Kapitan zarządził robienie pompek. James i David rzucili sobie krótkie spojrzenia, odeszli w dwie różne strony i dysząc głośno padli na zamarzniętą ziemię. Cała drużyna z jękiem niezadowolenia podjęła się zadania.
-Co tak słabo? – wysapał James, unosząc się na drżących rękach nad ziemię.
- Ty zrobiłeś raptem cztery i pół  – syknęła Ivy, próbując unormować oddech – Słabeuszu…
-Nieprawda, bo pięć…
-Drużyna! –zawołał Matt, i po chwili zarządził kolejną serię ćwiczeń. Abigail przyglądała się temu z zaciekawieniem, bo ile same mecze ją nie interesowały (przez dwa lata była komentatorką z pewnego innego powodu), to patrzenie na męską część drużyny w czasie takiego wysiłku okazało się niezwykle zajmujące.
-Na miotły! Na początek rozegramy mały meczyk, na próbę. Drużyna dzieli się na pół. Szukająca będzie grała jako czwarty ścigający – Zarządził. Mówiąc to wypuścił tłuczki. Gryfoni wzlecieli w powietrze.
Szczególnie interesowali ją pałkarze. James który z pewna siebie miną podrzucał drewnianą pałkę, obrócił się lekko dostrzegając kątem lecącego w jego stronę tłuczka i odbił go tak, że poleciał niemal na drugą stronę boiska. Abigail westchnęła z podziwem. Tymczasem jeden ze ścigających , chłopak o dość mrocznej urodzie zręcznie chwycił kafla i trzymając go pod pachą podleciał do bramek, których bronił Matt, kapitan drużyny. Nagle przypomniała sobie, że chłopak ma na imię Vince i gdy kiedyś go spotkała wydawał się mało sympatyczny.
-Vince!  Musisz być szybszy! Zanim podlecisz do bramek  podaj do Aarona – w tym momencie wskazał na dość dziecinnie wyglądającego chłopaka, o oczach w kolorze miodu i takich samych włosach. Chłopak o imieniu Vince wykrzywił lekko usta, w niezadowolonym grymasie, ale nic nie powiedział. Abigail przemknęło przez myśl, że wygląda na ostrego zawodnika. Zamyśliła się na moment oceniając jego urodę. Miał ostre wyraziste rysy twarzy i czarne przydługie włosy, nieco śniadą cerę. Wyglądał nieźle, tak… dziko. Aaron był chyba za to najmłodszym z zawodników i wciąż miał delikatnie okrągłą buzie. Stawiała, że ma nie więcej niż czternaście lat. Ostatnim ze ścigającym był Xavier, dość niski chłopak o niebywale spokojnym spojrzeniu i jasnobrązowych włosach. Wszystkie zadania wykonywał z godnym podziwu opanowaniem, wydawało się nawet, że wrzaski kapitana nie robią na nim wrażenia.
Nagle postanowiła, że częściej będzie przychodzić na treningi Gryfonów.
- Dalej James! Świetnie ci idzie!
Abigail zerknęła  kierunku miejsca na trybunach, gdzie siedziała jakaś ładna blondynka. Nie trudno było się domyślić, że to jego aktualna dziewczyna. Abigail nie czuła zazdrości, jej wróżba odnośnie ich związku gwarantowała jej stu procentowy sukces. Z uśmiechem na ustach obróciła się z powrotem w stronę boiska.
Z zamyślenia wyrwał ja potężny huk, dobiegający ze środka stadionu. Omal nie spadła z ławki. Obróciła się w stronę skąd rozległ się dźwięk i zobaczyła Davida, który trzymał nad ramieniem drewnianą pałkę. Był uśmiechnięty od ucha do ucha, a  tłuczek, w którego uderzył poleciał tak daleko, że aż zniknął z pola widzenia. Pomachał do niej.
-DO CELU, DO CELU DAVID! – wrzasnął Mat z drugiego końca boiska. Abigail odmachała mu przyjaźnie, lecz nie mogła wyjść z podziwu. „To się nazywa moc!” – pomyślała i cała jej uwaga skupiła się na nim. – Co z tego, że odbijasz to mocno skoro nie trafiasz!
- Jasne, Kapitanie! – rzucił beztrosko i zasalutował jak żołnierz -Spróbuj to pobić! – wykrzyknął do Jamesa, na co ten posłał mu chłodne spojrzenie, a Abigail uśmiechnęła się lekko. Przez moment do głowy wpadł jej pomysł, by ponownie po treningu odwiedzić męską szatnię, jednak szybko wyrzuciła ten pomysł z głowy. Tym bardziej, że w pobliżu czaiła się ta wywłoka… to znaczy dziewczyna Jamesa i pewnie zajmie jej miejsce za kotarą.





Tłuczek nagle wyłonił się z mgły lecąc prosto w Davida. Chłopak wykonał obrót, jednak dłonie poślizgnęły się i upadł na ziemię. Szatyn spadł  z miotły i wylądował z impetem na plecach. Jego miotła przeleciała parę metrów i również spektakularnie zderzyła się z błotnistą ziemią. Gryfon podniósł się rozmasował bark i zerknął w górę skąd nadlatywał do niego James.
                David podniósł się w momencie, gdy brunet wylądował na trawie kilkanaście stóp od niego.
-Pobiłem. I co teraz? – James spojrzał na niego, nie kryjąc zdenerwowania.
Kapitan widząc, że coś się święci szybko odleciał od pilnowanych przez siebie bramek.
- Co wy wyrabiacie? – zapytał cicho, kątem oka zauważając, że cała drużyna się im przygląda i również jakaś ruda smarkula na trybunach, która próbuje wyłapać każde słowo – Widzę, że coś jest między wami nie tak, ale rozwiązujcie to poza boiskiem, jasne? Nie życzę sobie czegoś takiego na meczu.
Żaden z nich nie odpowiedział, zgrzytając zębami wrócili do swoich mioteł i już więcej się do siebie nie odezwali.
Abigail po skończonym treningu wróciła z Davidem do zamku. James patrzył za nimi zagadkowa miną, gdy wtem ktoś rzucił mu się na szyję omal nie zwalając go z nóg.
- Byłeś wspaniały! – Elizabeth pocałowała go w usta.
- Tak… - odparł – wiem
Jego orzechowe oczy skierowały się za znikającą sylwetką jego przyjaciela, jednak blondynka szybko odwróciła jego uwagę od Davida.
***
-Nie jedz tyle, bo nawet nie odbijesz się od ziemii w czasie meczu – powiedział James, rozsiadając się na miejscu naprzeciwko. Ivy nawet nie zareagowała, zajęta popijaniem komptu. Była wpatrzona w jakiś bliżej nieokreślony punkt, a jej twarz nie miała wyrazu.
-Cicho  –skarcił go Aaron i udał, że zajął się roladkami – Nie widzisz jaka jest blada? –dodał szeptem.
-Sądzę, że ona zajada stres – odparł jak zwykle spokojnie Xavier, nabijając na widelec kiełbaskę i nieco nieprzytomnym wzrokiem wpatrując się w okna. W drużynie ostatnio często żartowali, że nawet naga Vivian nie byłoby w stanie wyprowadzić go z równowagi. – Jednak nie widzę w tym najmniejszego sensu.
Wielka Sala była niemal pusta. Jedynie ostatni maruderzy, którzy spóźnili się na obiad kończyli swoje posiłki.
-Gdzie tam. Ona zawsze tak wygląda. – powiedział James, i machnąwszy lekceważąco ręką zabrał się za jedzenie naleśników z dżemem poziomkowym. Sięgnął po herbatę i załadował do kubka cztery solidne łyżki cukru  – Jak topielec. Albo larwa – dodał po namyśle wyjątkowo złośliwie. Po raz któryś zerknął na miejsce zwykle zajmowane przez Davida. Było puste. Ugryzł naleśnika i ścisnął kubek mocno przesłodzonej herbaty.
-Twój troska jest wręcz ujmująca – sarknął Vince, zerkając na swoją nietknięta sałatkę ze zmarszczonym czołem. 
-Wiem – wybełkotał, James z pełnymi ustami, jednocześnie wpychając do buzi kolejnego naleśnika. „To ja zajadam stres, nie ona”- pomyślał, jednak nie zamierzał się do tego przyznawać. Póki co doskonale mu to wychodziło.
- Przepraszam bardzo, ale ja tutaj jestem! – wykrzyknęła nagle dziewczyna, jakby wzbudziła się z letargu. – I wcale niczego nie zajadam!
- Nie, wcale – przedrzeźnił ją Vince.
Do stołu dosiadł się Matt.
- No jestem z was dumny. Daliście radę.
- Tak, też z siebie jestem – mruknął James – ale obawiam się, że jutro zabiją mnie zakwasy.
Ivy w myślach przyznała mu rację już czując obolałe nogi.
- Musicie być w dobrej formie przed meczem! – rzucił kapitan i usiadł przy nich.
Ivy zerknęła na Jamesa.
- Gdzie masz Elizabeth? – zapytała zgryźliwie. Nie tylko ją denerwowało zachowanie Jamesa i jego dziewczyny, którzy nie mogli się od siebie oderwać w przejściu szatni.
- Jest na kółku z zaklęć… zaraz, od kiedy cię to obchodzi?
- Dd kiedy przychodzi na treningi i obmacuje się z tobą w szatni.
- Czyżbyś była zazdrosna? – spytał uśmiechając się.
- NIE! – wzdrygnęła się z obrzydzenia na samą myśl, co chłopak oczywiście zauważył.
Postanowiła zakończyć tą rozmowę, zanim wkroczą na niestosowne tematy, a wtedy stało się coś jeszcze gorszego.
- Ivy, mogę z tobą porozmawiać? Na osobności.
To znowu ten sam głos. Ten sam, który słyszała idąc na trening i przed którym uciekła. Ivy obróciła się spojrzała do góry i szybko się obróciła się z powrotem . Za nią stał Luke, Puchon z paczki Abigail, który w dziwny sposób nawiązywał do tematu balu. Nie mógł wybrać gorszego momentu. Chłopaki z drużyny wydali jednogłośne przeciągłe „uuu…”, a ona odpowiedziała im najwredniejszym spojrzeniem. Efekt popsuła twarz, która z każda chwilą robiła się coraz bardziej czerwona.
- Wiesz, nie mam teraz czasu. Może kiedy indziej…
- Nie kłam, masz mnóstwo czasu. Już po treningu. – Uśmiechnął się Kapitan, wywołując salwę śmiechu wśród chłopaków.
- No nie udawaj takiej niedostępnej! – zawtórował mu James, popijając przesłodzoną herbatę, co skutecznie ukrywało jego niezbyt wesołą minę.
- Przecież wiemy, że niezłe z ciebie ziółko! – naigrywał się Aaron.
- Cicho siedź, małolacie co ty tam możesz wiedzieć – wtrącił Vince, nabierając na łyżkę zupy. - Pewnie w życiu nie miałeś dziewczyny.
Chłopaki pnownie ryknęli śmiechem, nie wiadomo z niej czy z biednego Aarona, jednak Ivy dziwnie się skurczyła jakby chciała schować się pod stołem. 
- Hm… to może faktycznie innym razem. Narazie! – rzucił wciąż zadziwiająco pewny siebie Luke i uśmiechnął się do niej, a następnie wyszedł z Sali.
Raptownie ponownie rozległy się śmiechy i głupkowate komentarze, a Ivy zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
- Ivy, niespodziewaliśmy się tego po tobie!
- No, opowiadaj! To twój chłopak?
- Dlaczego nie przedstawiłas nam go wcześniej?
- Och, odwalcie się!
***

- Hm… Nie jesteś głodna? – David zerknął na nią, gdy mijali wrota Wielkiej Sali. Ze środka dobiegały głośne śmiechy.
- Już jadłam. Poza tym mam ciasteczka. – Wskazała na swoją brązową torbę – Chcesz jedno?
- Za chwilę, bo…- zawahał się moment – pamiętasz nasz zakład?
Abigail lekko zwolniła krok.
- Tak… - odparła, przygotowując się na najgorsze. Przegrała i była mu winna przysługę. Sama niemal o tym zapomniała i miała nadzieję, że on też zapomni.
Zatrzymali się w połowie schodów prowadzących do podziemi. David podrapał się po głowie w zakłopotaniu.
- Wygrałem przysługę i… - przerwał.
- Pamiętam. – Trochę się bała, czego zarządza, jednak jego zakłopotanie mocno ją zaintrygowało. Ponownie ruszyli stopniami w dół. Abigail przyglądała mu się badawczo. Chłopak wziął głęboki oddech.
- C-czy… - zająknął się, lecz natychmiast się zreflektował – Czy chciałabyś…
Abigail nagle doznała wewnętrznego olśnienia. Jego zawstydzenie i termin zbliżającego się Bożego Narodzenia mógł wskazywać tylko na jedno… David Anthony Smith chce ją zaprosić na bal! Poczuła jakby kopnął ja prąd. Uznała to za objaw ekscytacji. A może było to mocniejsze bicie serca…
Uśmiechnęła się szeroko. Będzie wspaniale razem na balu! Intuicja podpowiadała jej, że Gryfon świetnie tańczy, a poza tym jest zabawny i miły, a Danielle zarzekała się, że widziała jak dzielnie pociesza całą grupę płaczących pierwszoroczniaków. Nie wiedziała co to ma wspólnego z balem, lecz niewątpliwie była to zaleta. Już nastawiła się, że James na pewno jej nie zaprosi. Mogła sobie poczekać aż wróżba zacznie się spełniać, a James rzuci swoją dziewczynę, a przedtem miło spędzać czas z Davidem. W końcu się kolegują i przecież mogą chodzić razem na tańce. Co oczywiście nie oznacza, że gra na dwa fronty, jakby to podsumowała Danielle. To była tylko czysto koleżeńsko realcja.
- Czy chciałabyś… - wziął głęboki oddech, starając się patrzeć jej w oczy. „ No dalej, dam radę… To tylko jakaś głupia potańcówka…” – Napisać moją pracę z Historii Magii? – wypalił.
Abigail nagle skamieniała.
- Chodzisz na Historię Magii? – w jej głosie dało się wyczuć lekki zawód.
Czuł, że serce kołacze mu się w piersi. Nawet mecz mnie nie przeraża, więc dlaczego teraz tak się stresuje?
- Nie… Miałem na myśli… transmutacje – palnął bez zastanowienia, nim zdążył ugryźć się w język.
- Ach… jasne, napisze – odparła Ruda ze wzruszeniem ramion.
„Cholera”
- To spotkamy się przed meczem? – zapytała Abigail, uśmiechając się lekko. Wciąż była zawiedziona, bo jej niezawodny wróżbiarski instynkt podpowiadał jej, że David chce ją zaprosić. „No trudno, zrobi to później” – pomyślała. "Najlepszy nawet czasem się myli".  – Napiszę ci to na sobotę, dobrze? – dodała na odchodnym, wybijając rytm o dno beczułki, gdy doszli do sekretnego przejścia do podziemii Hufflepuffu.
- Tak… Dobrze… - odparł.  Czuł, że krew odpłynęła mu z twarzy. Chyba zaraz zemdleję - pomyślał. 
- No to do zobaczenia. – Uśmiechnęła się z wdziękiem i weszła do środka - Na pewno wszystko ok.?
-Tak, jasne…
Dziewczyna zerknęła na niego jeszcze raz i zamknęła okrągłe wejście.
          David patrzył przez moment wpatrywał się w denko od beczułki, które służyły za drzwi i z których klamka zniknęła na jego oczach.  Raptownie odwrócił się twarzą do kamiennej ściany i walnął w nią czołem. Powtórzył to jeszcze trzy razy. Przestał dopiero wtedy, gdy poczuł, że głowa pęka mu na pół i wrócił do wieży Gryffindoru.
***
- Na kogo stawiacie w jutrzejszym meczu? – zapytał Luke siedząc wielkim fotelu przed kominkiem.
- Na Gryfonów! – odparli  jednocześnie, wznosząc kufle ku górze.
- No w sumie ja też – uznał Luke i razem zresztą napił się kremowego piwa przemyconego z Hogsmeade, w kuflach „pożyczonych” bez pytania z kuchni.
Abigail, Josh, Lucy, Luke i Danielle tworzyli najbardziej zgraną paczkę na świecie i chyba nic nie było w stanie tego zmienić.

***

Ogłoszenie parafialne: ludzie, prosimy, kochamy was, jednak boimy się, że niedługo co poniektórzy zaczną wysyłać nam groźby, gdyż zwlekamy z rozdziałem :d Wiemy, że to irytujące, jednak musicie zrozumieć, że w tym roku zdajemy maturę, uczymy się na prawko, mamy dużo zajęć no i chcemy mieć też jakieś życie osobiste, a pisanie jest naprawdę czasochłonne. A myślę, że nikt nie chce dostąpić zaszczytu zostania w klasie maturalnej drugi rok i to bez prawa jazdy :P
Mamy nadzieję, że rozdział was usatysfakcjonuje.

11 komentarzy:

  1. jest świetny :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny!!! Ale... tak, macie rację. Następny razem wyślę wam taki list, jak jeden z tych, które dostał Hagrid XD Nie, żartuję. Ale PISZCIE SZYBKO !!! :D
    Przy kolejnej takiej przerwie pójdę na stryczek :\

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny i cudowny i cudowny. Och, jaka ja elokwentna. No ale cóż... Zdarza się. Czekam na następny :)
    Pozdrawiam Swish

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominuję Was do Liebster Award!

    http://have-wings-will-fly.blogspot.com/2014/04/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Yhm... Kurde, zacznę wysyłać listy z pogróżkami!!!! xxxd:PPP

    Ale tak na serio rozdział czad. PISZCIE!!!!!! PISZCE!!!!PISZCIE!!!!!!!!!!! JESZCZE RAZ PISZCIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej! Jestem zachwycona Twoimi pomysłami i blogiem. Naprawdę fajnie piszesz! Kolejne świetne opowiadanie, na które trafiłam przypadkiem. Masz talent, zdecydowanie powinnaś pisać dalej. Absolutnie rewelacyjna notka. Nie jestem pewna, co urzekło mnie najbardziej. Chyba, jak to się ładnie mówi, całokształt. Jesteś mistrzynią, wiesz? :DJakaś magia jest w Twoim blogu i mówię Ci to na poważnie. Nie każdy blog ma TO COŚ, tę perełkę która tak bardzo przyciąga uwagę. Cóż mogę powiedzieć ? Czekam na kolejny rozdział!
    Gorąco, gorąco cię pozdrawiam i życzę weny!
    Zapraszam do mnie :) lily-james--magic-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie ona, tylko one. Są dwie autorki, więc Waszymi, piszecie, macie, powinnyście itd.

      Usuń
  7. Super. Nie mogę doczekać się kiedy będzie następny rozdział. <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzień dobry. Zostałaś nominowana do LBA
    Więcej u mnie na blogu w zakładce Liebster Blog Award.
    Pozdrawiam, Decontis

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na bloga o HP http://huncwotki-harrypotter.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń