Wczesny wieczór.
James nawijał na palec kosmyk długich, złocistych włosów.
Mimo, że była raczej smukłą istotą, było mu dosyć niewygodnie kiedy na nim leżała. Musiałby być jednak niespełna rozumu by nazwać ten słodki ciężar nieprzyjemnym. Nie miało nawet znaczenia, że jest zmęczony i przemoczony po treningu.
Pogłaskał dziewczynę po głowie. Jak po krótkim namyśle uznał chwili się nie wybiera, a ta nie jest najgorsza, bo jest jeszcze zdolny do kolejnego wysiłku.
Pogłaskał dziewczynę po głowie. Jak po krótkim namyśle uznał chwili się nie wybiera, a ta nie jest najgorsza, bo jest jeszcze zdolny do kolejnego wysiłku.
- Zamknąłeś drzwi? – zapytała zbliżając usta do jego ust.
- Nikt nie wejdzie. – Zapewnił ją. Zostawił na klamce swój
krawat, co było sygnałem by żaden z jego współlokatorów nie ważył się
przekroczyć progu. – Nie gniewasz się już? To naprawdę był przypadek, że
wylądowałem z nią w tym pokoju. Prędzej zjadłbym ogon szczurogona niż z nią… ble
– wzdrygnął się ostentacyjnie na samo wspomnienie spędzenia z Ivy nocy w jednym
pokoju. Oczywiście w rzeczywistości nie czuł aż takiego obrzydzenia, jednak
musiał być przekonywujący. Jakiś czas później w ramach głupiego zakładu zjadł
ten ogon, ale Elizabeth nie miała o tym pojęcia.
Zbliżył się do niej, jednak ona odsunęła się nieco.
Zaskoczony uniósł brwi.
-A nie myślisz, że są tutaj jakieś zabezpieczenia? No wiesz…
- zachichotała. - Niby jest pełen „celibat”
-Może to sprawdzimy… co ty na to? – zapytał nie odrywając
wzroku od jej jasnych oczu – Chyba tuż przed samym meczem McGonagall nie wyleje
mnie z drużyny…
James uśmiechnął się figlarnie i obrócił ją na plecy - teraz
on był nad nią. Blondynka zaśmiała się i przyciągnęła go do siebie.
-Wiesz, że uwielbiam patrzeć jak grasz? – zapytała,
wpatrując się w jego brązowe oczy z uśmiechem.
- Jasne, że wiem – odparł i pocałował ją namiętnie.
***
David stanął przed Grubą Damą z wyrazem skrajnego załamania.
- Śledziki w marynacie różanej – wyrecytował bez życia, a
kobieta wpuściła go do środka. Dzisiejszego dnia nawet nowe hasło nie było w
stanie go poprawić mu nastroju. Po spotkaniu z Abigail czuł się jak ostatnia
miernota. Wciąż nie mógł uwierzyć, że w momencie gdy miał doskonałą sposobność,
by zaprosić ją na bal wyskoczył z wypracowaniem na historię magii! Dlaczego gdy ją widzi ogarnia go taki stres?
Nie miał pojęcia. Nigdy się przecież nie stresował. NIGDY. Nawet wtedy gdy
przypadkiem pomylił szatnie i zobaczył przebierającą się Ivy… albo wtedy, gdy z
powodu serii niefortunnych zdarzeń był zmuszony do wygłoszenia wiersza miłosnego na
środku Wielkiej Sali w trakcie obiadu.
Życie było takie nie fair.
Z westchnieniem przekroczył dość wysoko umiejscowiony próg,
a do jego uszu dobiegły zwykłe wieczorne odgłosy. Niechętnie wszedł do Pokoju
Wspólnego, gdzie na kanapie czekał na niego Vince. Brunet przywołał go leniwym
machnięciem dłoni.
- Krawat – rzekł krótko, a wyjaśniało to wszystko.
David poczuł się dobity.
- Znając mój talent to nigdy tam swojego nie powieszę –
mruknął pod nosem i opadł na kanapę obok współlokatora. Chciał, żeby wyszli
stamtąd jak najszybciej, bo wszystkim czego
w tamtej chwili pragnął było łóżko i długi, głęboki sen. Jedyny plus był
taki, że ogień z kominka przyjemnie ogrzewał jego przemarznięte ciało. „Jak
mogłem być takim kretynem… Praca domowa z historii magii… Czy ja jestem
normalny?!” pacnął się w czoło i skrzywił się nieznacznie – wciąż czuł efekty
walenia głową w kamienną ścianę.
Vincent tylko podniósł brwi, nie odrywając
wzroku od gazety, którą podkradł jakiemuś dzieciakowi. David zerknął kątem oka
na okładkę. Nic szczególnie ciekawego.
Przypomniał sobie o artykule o
śmierci kobiety w miasteczku kilkanaście milod Hogsmeade. Od tamtego czasu
zerkał do Proroka, jednak ani razu o tym nie wspomniano. Przypuszczał, że gdyby
odnaleziono sprawcę byłoby o tym głośno, jednak co dziwne nie zauważył aby w
Hogsmeade wzmocniono ochronę. Uznał więc, że nie ma się czym martwić. Poza tym a
w zamku i okolicach zawsze czuł się bezpiecznie, nieważne co pisano w gazetach,
a w tym momencie właściwie był mu wszystko jedno, w głowie miał tylko Abigail.
Nagle ponad sobą usłyszeli czyjś głos.
- Wiecie może gdzie jest James?
To była Ivy.
- Jest w dormitorium – odpowiedział szybko Venner. – A czego
od niego chcesz?
- Dzięki – rzuciła niedbale Ivy ignorując jego pytanie i
skierowała się w stronę krętych schodów.
- Ale, zaczek…- zawołał za nią David chcąc ją ostrzec, gdyż
dziewczyna pewnie nie znała ich męskiego kodu. Vince szybko mu przerwał, nagle
wypuszczając z rąk Proroka Codziennego szarpnął go za rękaw czerwonej bluzy do
Quidditcha.
- Cicho… Jak ona tam wejdzie to jego dziewczyna się na niego
obrazi i szybciej wyjdzie… Zakład?
David spojrzał na niego z odrazą. Jednak po chwili namysłu
stwierdził, że być może Jamesowi się to należy. Wyszarpnął bluzę z jego dłoni i
zacisnął usta bijąc się z myślami, gdy tymczasem Ivy zniknęła na schodach, nie
zawracając sobie nimi głowy.
Uszy ponownie wypełnił mu jazgot pierwszoroczniaków
grających w jakąś nową grę.
- Cholerne dzieciaki – mruknął Vince podnosząc gazetę –
McGonagall powinna wprowadzić im zakaz wychodzenie pokoi po dziewiętnastej.
Albo najlepiej całkowitego wychodzenia w ogóle – dodał po namyśle i zagłębił się
w lekturze.
***
Ivy mogła zwrócić się z tym do
Davida. Właściwie takie wyjście nawet bardziej by jej pasowało, gdyż chłopak
był znacznie milszy w obyciu i mniej nieobliczalny od Jamesa, jednak wiedziała,
że jego samego sprawa księgi już nie interesuje, a przynajmniej tak twierdził.
Zresztą podobnie jak Abigail, która podejrzanie ochoczo obrała takie samo zdanie jak on – co było dodatkowo dziwne, bo przecież wcześniej dość zaciekle o nią walczyła. Może faktycznie jest dziwaczką –
uznała Ivy, przypominając sobie niektóre jej z jej ekscentrycznych wybryków. Nie zamierzała jednak drążyć.
Wciąż pamiętała, że James
wspomniał o jakimś świecidełku, które znalazł w środku. Była pewna, że na taką wymianę się zgodzi.
Podeszła do drzwi i ku swojemu
zdumieniu dostrzegła czerwono-złoty krawat Gryfindoru powieszony na klamce.
Prychnęła z dezaprobatą. Rozumiała, ze można mieć bałagan sama była tego
przykładem, ale żeby wysypywać się poza pokój? To już lekka przesada.
Z wnętrza torby wyciągnęła księgę, żeby James od razu
wiedział po co tu przyszła. Nie chciała by pomyślał, że przybyła do niego w
celach towarzyskich. I tak już za dużo czasu spędzili w jednym pokoju.
Zapominając o uprzedzeniu lokatora o swojej obecności, od
razu nacisnęła klamkę i uchyliła drzwi. Stanęła jak wryta. W pokoju… był
porządek. Niemal idealny porządek. Więc czemu wisiał tam ten krawat? Gdy
spojrzała w lewo, na łóżko w rogu przekonała się dlaczego tam był.
***
James usłyszał jak drzwi otwierają
się z cichym skrzypnięciem. Przecież mieli nie wchodzić do jasnego groma,
powiesił krawat!
Doznał tak głębokiego szoku, gdy zobaczył kto wkroczył do
jego pokoju, że nie był w stanie się ruszyć.
- Ktoś wszedł? – zapytała Elizbeth zupełnie nieświadoma
zaistniałej sytuacji, nie odrywając ust od szyi Jamesa. Gdy niechętnie odsunęła się od Gryfona i dostrzegła dziewczynę, z którą
James ponoć spędził noc w jakimś tajemnym pokoju poczuła gwałtowny
przypływ złości. Przed rzuceniem się na nią z pięściami lub chociaż obrzuceniem
jej masą obelg przypomniała sobie o swojej do połowy rozpiętej koszuli, więc
wpierw zakłopotaniem zakryła się jej połami.
James szybko odzyskał trzeźwość myślenia,
automatycznie chwycił ochraniacz na łokcie z
brzegu łóżka i rzucił nim po gentlemeńsku w drzwi. Ivy cudem uniknąwszy
celnie wymierzonego pocisku z twarzą czerwoną jak burak cofnęła się do wyjścia.
Gdy pędem zamykała drzwi James nagle dostrzegł pobłyskującą kusząco księgę w
jej ręce. Poczuł charakterystyczne przyjemne łaskotki w brzuchu, które miał zawsze gdy
był czegoś bardzo ciekawy.
Miał poważny dylemat. Wiedział, że Elizabeth nie będzie
zadowolona, ale nie mógł się powstrzymać. Musi sprawdzić co się stało. Może
pojawiło się coś nowego… dziewczyna przecież może sobie poczekać… Ciekawość
wygrała.
-Nie! Stój! – James popełnił największy błąd z pewnością nie
życia, ale co najmniej tego wieczoru. Z jakiegoś powodu dość często zdarzały mu się niefortunne
sytuacje, więc z początku zupełnie się nie
przejął.
Ivy zatrzymała się i wychynęła zza przymkniętych drzwi słysząc
głos chłopaka. Kiedy zobaczyła jak dziewczyna Jamesa rzuca mu spojrzenia mordercze niczym wzrok bazyliszka, a później przenosi je na nią zdezerterowała. Nie
zamierzała w tym uczestniczyć, tym bardziej, że Gryfonka nie darzyła jej
sympatią po ostatnich plotkach i rozmowie z nią. Zresztą z wzajemnością.
Ivy ulotniła się w mgnieniu oka i pobiegła do
dormitorium dziewcząt zostawiając parę sam na sam. Elizabeth z wściekłością
walnęła go w bark. Dopiero teraz odczuł
efekt swojej głupoty i jednocześnie chęć natychmiastowej ucieczki spoza pola
rażenia gniewu jego dziewczyny.
- Co to miało być?! – wrzasnęła, a James tym razem rozumiał co ma na myśli. Po raz pierwszy.
- Oj, to nic takiego… - Chciał zbagatelizować. Miał
nadzieję, że pójdzie tak łatwo jak ostatnio, jednak popełnił kolejny feralny
błąd. – Ona po prostu ma coś czego bardzo chce.
- Tak? A co to takiego? – zapytała, a James miał dziwne
wrażenie, że głos niebezpiecznie jej drży. Gryfonka czekała, jednak on milczał,
nie chciał mówić jej o księdze – Wychodzę! – wykrzyknęła nie dając mu szansy na
wytłumaczenie się. W drodze do wyjścia zapięła guziki i trzasnęła drzwiami.
James opadł na poduszki i leżał bezruchu.
Został sam. Znowu. Ivy wyszła, więc nie miał księgi,
Elizabeth obraziła się i to nie bez powodu, David nie odzywał się do niego… Przypomniał
sobie jak kiedyś razem późnym wieczorem zaczaili się pod łazienką na Prefekta
Ślizgonów i korzystając z peleryny niewidki jego ojca ukradli mu ręcznik,
którym przepasał biodra. Ślizgon musiał wracać nago do dormitorium, a oni
podczas tej akcji poznali hasło do łazienki. „Oceaniczna bryza”. Było to piękne
wspomnienie, szkoda tylko, że po tym zdarzeniu jego mama dowiedziała się o tym,
że gwizdnął tacie pelerynę i musiał ją zwrócić. Był pewien, że tata o tym wiedział,
ale przymknąłby na to oko, gdyby nie ten rudy potwór.
***
-Oho… słyszałeś? – zapytał Vince nadstawiając ucha. David
uniósł głowę.
Po serii dziwnych nerwowych okrzyków, rozległo się
trzaśnięcie drzwiami i najpierw Ivy, a później dziewczyna Jamesa Elizabeth
przemknęła przez Pokój wspólny do schodów prowadzących do dormitorium
dziewcząt.
-Poszło jak z płatka – dodał Venner i poszedł do
dormitorium. David jednak siedział jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrując się w
ogień buchający w kominku. Już czuł wyrzuty sumienia.
***
-Widzieliście, gdzie poszła Ivy? – zapytał od niechcenia
James.
Vince zachichotał.
- To podejrzane, bo nas pytała o ciebie. Czyżbyś zmieniał
obiekt westchnień?
- Widziałeś czy nie?
- Schowała się w dormitorium – odrzekł niespodziewanie David
i bez ceregieli opadł na materac. Twarz zagłębiła się mu w miękkiej poduszce,
James zerknął na nieruchomą postać kolegi.
- Ekhm… dzięki – mruknął niewyraźnie – Cholerne schody –
dodał i po krótkiej chwili wrócił do łóżka. Oczywiście mógł spróbować wlecieć
tam na miotle, by uniknąć niemożliwej do pieszego przejścia ślizgawki, jednak
nie chciał wyjść na desperata. Poza tym w zeszłym roku tak właśnie uczynił i
okazało się to niezwykle niewygodne, gdyż klatka schodowa była dość wąska i
niska, tak więc postanowił zaczekać aż Ivy sama wyjdzie z pokoju.
Do dormitorium wszedł John i jak zwykle natychmiast
rozpoczęła się dyskusja na temat pogody w czasie meczu, techniki Ślizgonów (a raczej
tego jak spróbują oszukać system), a także na temat nowego komentatora, który
miał zastąpić wesołą, acz nieco stronniczą Abigail.
Gdy wszyscy współlokatorzy dawno już zasnęli, a ich
pochrapywanie wypełniało uszy Jamesa już od dłuższego czasu, chłopak wreszcie
zasnął, lecz nie był to głęboki sen.
***
David zerwał się z łóżka. Nie
wiedział dlaczego się obudził. Rozejrzał się po pokoju, wszyscy spali.
Przesunął dłonią po czole zlanym zimnym potem. Wziął parę oddechów i dźwignął
się z łóżka.
Wiedział czego mu teraz potrzeba.
Nie zamierzał brać Mapy Huncwotów, nie była jego… Poza tym czuł, że nic złego
się nie stanie. Nie wiedział skąd takie przeczucie, ale nawet się nad tym nie
zastanawiał.
Spokojnym krokiem opuścił wieże
nawet nie wybudzając Grubej Damy ze snu. Podążył schodami w dół. Wydawało mu
się, że minęło dziwnie mało czasu, gdy wreszcie znalazł się przed odpowiednimi
drzwiami.
-Oceaniczna bryza – powiedział. Drzwi otworzyły się
posłusznie, a on wszedł do środka.
Nieco zdziwiło go to co zobaczył, gdyż spodziewał się ujrzeć
pusty basen, a nie dziesiątki lejących się kranów i basen niemal już pełny
bajecznej piany. Myślał, że sam go napełni. Stanął nad brzegiem i zaczął ściągać z siebie
ubrania, gdy wtem zza kolumny pełnej kurków cała w pianie wyłoniła się… -Abigail!
-Witaj, David.
-A-Abigail co ty tu robisz?! – wydukał krzyżując ręce na
piersi, jakby chciał się zakryć. Całe szczęście, że nie zdążył zdjąć spodni.
Chociaż…
Nie odezwała się od razu. Zaczęła sunąć w jego stronę niczym
ulotna zjawa wśród morskiej piany. Światło księżyca wpadające przez witrażowe
okna odbijało się od wody i tańczyło na jej włosach i skórze. David nie mógł
oderwać od niej wzroku. Była piękna.
-Daj mi rękę.
David przykucnął i wyciągnął dłoń w jej stronę, a ona
chwyciła ją i z zaskakującą siłą wciągnęła go do wody. Zaśmiała się perliście
niczym bajkowe morskie stworzenie, gdy wychynął spod wody. Odgarnął mokre włosy
z oczu i spojrzał na nią. Dziewczyna była blisko niego, tak blisko, że widział
drobne piegi na jej twarzy. To było takie niesamowite wręcz… nierealne.
Tym co jednak wywołało u niego największe poruszenie, był
fakt, że nie zauważył wcześniej, że Puchonke zakrywa jedynie piana.
-Abigail…- wydukał i wskazał na puszyste obłoczki na jej dekolcie–
nie powinnaś…
-Ach, to – spojrzała w dół i zaśmiała się ponownie – masz
rację, nie powinnam tak chodzić.
W tym momencie Ruda nabrała wody do dzbanka, który nie
wiadomo jak znalazł się w jej dłoniach i oblała się nią od pasa w górę. David
wstrzymał oddech.
***
Wiatr rozwiewał jej włosy.
Leciała tak szybko jak potrafiła, ale jej miotła wydawała się zwalniać. Miała
wrażenie, że jej waga się podwoiła, a może nawet potroiła i miotła nie jest w
stanie jej unieść. Stanowczo przesadziła z jedzeniem. Była to zabawne bo była
świadoma, że śni i tego, że przed tym snem z nerwów zjadła trzy opakowania
fasolek wszystkich smaków Betriego Botta, tuzin pasztecików dyniowych, bułkę
zabraną z wielkiej Sali, i kawałek wczorajszego indyka, a także mały waniliowy
pudding.
Złota kuleczka zamigotała srebrnymi
skrzydełkami kilka stóp przed nią. Ślizgon wyprzedził ją. Nie mogła go dogonić,
choć wyciągała się jak tylko mogła by dotknąć znicza. Zatrzymywała się.
-Dalej! – wrzasnęła, jednak zagłuszył ją ryk tłumu zebranego
na trybunach. Dopiero teraz ich dostrzegła, choć dla niej byli teraz tylko
kolorowymi plamami. Wznosiła się coraz wyżej i wyżej. Coraz dalej od znicza, boiska
i Slizgona, który już prawie zacisnął dłonie na złotej kulce. Rozpaczliwie
wierzgnęła nogami, jednak sprawiło to, że uniosła się jeszcze wyżej. Gdy była
tak wysoko, że cały zamek zamienił się jedynie w niewielką ciemną kropkę, a
szumiące liśćmi drzewa w zakazanym lesie jedynie ciemnozieloną plamką usłyszała
za sobą znajomy głos.
-Co takiego masz czego ja nie mam?! – Zapłakana Elizabeth
znajdowała się tuż za nią na miotle w stroju pałkarza. Nagle znikąd pojawił się
tłuczek, którego dziewczyna odbiła w stronę Ivy. Szukająca spadła z miotły i
zaczęła spadać twarzą w dół. Widziała zbliżającą się z każdą sekundą ziemię.
Czuła jakby wewnątrz wszystko wywróciło się jej na lewą stronę i drgało w
konwulsjach. Gdy znajdowała się raptem kilkadziesiąt stóp od ziemi zauważyła,
że nikt nie widzi tego jak spada. Patrzą zupełnie w innym kierunku.
Zamknęła oczy. Gdy je otworzyła zauważyła rozdziawioną
szeroka paszczę bestii… rozpoznała w niej wilkołaka, który czekał aż ofiara
sama wskoczy mu do żołądka. Obok leżał zakrwawiony chłopak z dziwnym kamieniem
na piersi. To był James! Chciała krzyczeć, lecz nie mogła wydobyć z siebie
głosu.
W momencie gdy miała nabić się na ostre jak szpikulce kły
wszystko na sekundę pociemniało jej przed oczami. Obudziła się.
Coś spadło z łóżka i prychnęło wściekle. Podniosła się
raptownie i spojrzała na podłogę. To tylko jej kot.
***
Skradał się w ciemności. Musiał
być cicho. Dokładnie wiedział gdzie idzie. Nagle usłyszał cichy zwierzęcy
pomruk, zatrzymał się gotowy do ucieczki. Zza drzewa niespodziewanie coś
wychynęło. Najpierw rzuciły mu się w oczy setki szpiczastych kłów ustawione w
potrójnym rządku, a później różowe nóżki i rączki wystające z puszystej masy.
Zaczął uciekać, a monstrualna beza głośno rycząc ruszyła zanim w pogoń. Ziemia
trzęsła się od jej ciężkich kroków. Sięgnął do kieszeni, jednak nie było tam
różdżki. Nagle wbiegł na stadion pełen kibiców wrzeszczących jego nazwisko, a
beza zbliżała się coraz bardziej przekrzykując ryk z trybun. Niespodziewanie
dopadł go mocny ból w czaszce, bo coś ciężkiego spadło mu na głowę. Na trawniku zobaczył
księgę. Zatrzymał się raptownie i spostrzegł, że jest zapisana od góry do dołu.
Nie potrafił tego odczytać! Tymczasem beza zaszła go od tyłu i zaryczała
wściekle, lecz on był tak pochłonięty próbą odczytania szyfru, że nie zdążył
się uchylić i potwór wbił swoje lukrowane zęby w jego nogę.
James otworzył oczy. Znowu był
swoim dormitorium. Odkrył kołdrę i obejrzał kończyny. Na szczęście były całe i
zdrowe.
Delikatne światło
księżyca wpadało do środka przez wąskie okno. Nad sobą miał znajomy czerwony
baldachim z ciężkiego materiału. Usiadł na łóżku i potrząsnął głową. Koszmar w
przeddzień meczu tego było mu trzeba. W momencie, gdy przeniósł stopy na zimną
podłogę usłyszał radosny pomruk Davida.
-Abigail…haha,
no co ty…mmm.
“Przynajmniej on się dobrze bawi” – pomyślał z lekką
irytacją i wstał z łóżka. Uznał, że nie zaśnie w takich warunkach, więc zszedł na dół, do Pokoju Wspólnego. Ku wielkiemu zdziwieniu kogoś już zastał.
Na palcach podszedł do rozpalonego kominka.
- Widzę, że nie tylko ja nie mogę spać – powiedział, gdy wreszcie
dostrzegł osobę siedzącą na najlepszym, bo najbardziej miękkim fotelu przed kominkiem (zwykle obleganym w godzinach popołudniowych).
Ivy aż podskoczyła na dźwięk jego głosu i szybko obróciła się w jego stronę. Gdy już zmierzyła go tym swoim podejrzliwym wzrokiem nic nie odpowiedziała i po bardzo krótkiej chwili odwróciła się z powrotem. Założył, że musi być bardzo zmęczona skoro nawet nie rzuciła uwagi na temat jego szkaradnej piżamy.
Ivy aż podskoczyła na dźwięk jego głosu i szybko obróciła się w jego stronę. Gdy już zmierzyła go tym swoim podejrzliwym wzrokiem nic nie odpowiedziała i po bardzo krótkiej chwili odwróciła się z powrotem. Założył, że musi być bardzo zmęczona skoro nawet nie rzuciła uwagi na temat jego szkaradnej piżamy.
James przeszedł obok i usiadł na sofie
zasłanej poduszkami. Zauważył na jej kolanach czarnego kota, którego futerko
wyraźnie odcinało się na tle jej białej koszuli nocnej, która jak z
rozbawieniem spostrzegł sięgała chyba prawie do kostek. Sam miał na sobie
komplet w rdzawo brązowe pasy, który dostał od mamy. Nie znosił go. Kot widząc
go zmrużył bursztynowe oczy w uprzejmym geście.
- Chciałaś dzisiaj czegoś ode mnie. Co prawda, w nieodpowiednim
momencie, ale… no cóż jakoś to przeżyję – w tym momencie cieszyła się, że jest
tak ciemno, bo spłonęła rumieńcem - Widziałem, że miałaś księgę – wypalił. Był
zbyt śpiący by zdobyć się na większą finezję. O dziwo, zadziałało doskonale.
-Mam ją tutaj – odpowiedziała. Była tak zmęczona, że nawet
nie chciało jej się sprzeczać, a poza tym wciąż czuła się lekko zażenowana
wspomnieniem tamtej sytuacji. James był niemal w szoku, gdy po prostu ot tak pokazała
mu błyszczącą w blasku ognia książkę, lecz kiedy chciwie wyciągnął po nią rękę
schowała ją z powrotem (to już go nie zaskoczyło). – Pokaże ci co pojawiło się w
środku, jeśli ty pokażesz mi to coś, co w niej znalazłeś – oznajmiła.
Westchnął bardzo głośno. Mógł się tego spodziewać.
- Jest tak późno… Nie chce mi się wracać do dormitorium i tego szukać – zmyślił na poczekaniu i wykorzystując swój talent do drobnych
kłamstewek, użył tonu realistycznie zbolałego i zaspanego.
- Nie. Nie jestem taką naiwniarą jak twoja dziewczyna –
odparła stanowczo zanim zdążyła ugryźć się w język, jednak na szczęście James także nie
miał ochoty o niej rozmawiać i nie drążył tematu.
- Chcesz żebym zabrał ci ją siłą? – zapytał unosząc brwi – Rzecz
jasna nie chce tego robić, ale jeśli nie dasz mi wyboru…- wymownie wzruszył
ramionami, a Ivy rzuciła mu pogardliwe spojrzenie.
-Nawet nie próbuj – zagroziła, a jej głos zabrzmiał tak
strasznie, że postanowił jej posłuchać - Naprawdę to takie trudne przejść się
do dormitorium? Lepiej się przyznaj, że coś kręcisz zanim naprawdę mnie zdenerwujesz – dodała z
przekąsem.
Ponownie westchnął. Miał tylko nadzieję, że uda mu się jakoś
ją przekonać, by pokazała mu księgę. Ze zrezygnowaną miną przyznał jej rację i
wyznał, że już nie ma owego „świecidełka”(jak określał rzecz, którą tam znalazł
z Davidem). Widział, że Ivy chce powiedzieć coś więcej, jednak zapytała tylko:
- Dlaczego?
- Wypadło przez okno i przepadło bez śladu – wypalił prosto
z mostu. W takich chwilach stawiał na szczerość w komunikacji. Poza tym… strasznie
chciało mu się spać.
- Jak to wypadło przez okno? – zapytała, a gdy podążył za
jej wzrokiem dostrzegł, że przygląda się niewielkiej dziurce wypalonej w
koszuli jego piżamy. Skaza na jego przepięknym komplecie powstała podczas próby
oswojenia małej sklątki tylnowybuchowej, która miała być ich nową maskotką.
Porzucili jednak ten pomysł, gdy sklątka swoją tylną częścią poparzyła czoło, a
także spaliła sporą część grzywki i brwi Davida. Wyglądał wtedy przezabawnie.
- To długa historia – odparł zaskoczony jej spokojnym tonem.
Gdyby się tak nad tym zastanowił to chyba lubił ją nieco bardziej gdy była
niewyspana - stawała się wtedy znacznie mniej denerwująca i pyskata, jednak
wciąż nieco irytował go fakt, że jest uparta jak osioł i musi się z nią
targować - Pokażesz mi książkę? – zapytał i spojrzał na nią, jednak ona przeniosła
wzrok z jego piżamy na kolana, na których spoczywał kot. Wziął więc głęboki
oddech i zaczął mówić: - David jest na mnie wkurzony, bo uważa, że nie powinniśmy
trzymać tej księgi. Tak nawiasem mówiąc to właśnie przez to, to świecidełko
wyleciało przez okno... Ale to nieważne. Za to z aktualnych wydarzeń to Elizabeth
się na mnie obraziła i mam dziwne wrażenie, że wiesz z jakiego powodu. I Chociażby
dlatego mogłabyś nie robić mi na złość. Chociaż raz - nie doczekawszy się reakcji z jej strony, dodał - No cóż, nie mam zamiaru się
prosić. Pomijam sprawę wiecznie czepialskiej matki i irytującego rodzeństwa,
które także psuje jakość mojego życia –zakończył
beznamiętnym tonem, jakby to przemówienie obdarło go z pozostałości energii i
opadł na oparcie kanapy. Nie zamierzał tego wszystkiego mówić i teraz z lekkim zdziwieniem zauważył, że poczuł się lżejszy o
parę zmartwień, lecz także nieco zażenowany faktem, że wyznał to wszystko
siedzącej obok niego dziewczynie.
Ivy po dłuższej
chwili zupełnie niespodziewanie podała mu księgę.
- Masz – szepnęła, wyciągając rękę. Okładka błysnęła wesoło
w świetle płynącym z kominka.
- No nieźle…- mruknął pod nosem i wciąż będąc w skrajnym
szoku przyjął od niej księgę i zaczął szybko ją przekartkowywać.
Poprzednie zagadki wciąż widniały na śnieżnobiałych kartkach.
- Powinieneś mi podziękować – stwierdziła, jednak on zupełnie ją zignorował,
bo po chwili natrafił na kolejny tekst.
***
Czuła się szczęśliwa tym co przed chwilą się stało, lecz nie
mogła sobie przypomnieć co to tak właściwie było. Znajdowała się w zatłoczonej jak zwykle Wielkiej
Sali, która jednak nie wyglądała jak na co dzień: od podłogi do sufitu była przystrojona
świątecznymi dekoracjami, a po środku stała ogromna choinka. Całość
prezentowała się fantastycznie.
Nagle ktoś zakręcił nią wokół
własnej osi wprawiając jej srebrzystą sukienkę w ruch. Zaśmiała się radośnie.
- Może
masz ochotę się przejść? – zapytał chłopak. Zgodziła się entuzjastycznie i
poprowadził ją kierunku błoni. Młodzieniec uchylił dla niej ogromne wrota. Gdy
wyszli na zewnątrz okazało się, że prószy śnieg, gwiazdy świeciły jasno na tle
ciemnogranatowego nieba, a księżyc odbijał się w tafli czarnego jak atrament
jeziora. Nawet drzewa w Zakazanym Lesie wydawały się mniej straszne i mroczne
niż zwykle dzięki pokrytym białym puchem koronom.
- Ale
pięknie… – westchnęła z zachwytem, a jej wzrok spoczął na ośnieżonych strzelistych
wieżyczkach. Gdy tak się im przyglądała dostrzegła coś dziwnego – Chwileczkę… widzisz to? Ktoś stoi na Wieży
Astronomicznej. To chyba… Pani Cleveter, moja nauczycielka wróżbiarstwa! –
rzekła i naprawdę tak było: nawet z daleka była w stanie rozpoznać burze
kręconych włosów tworzących coś na kształt aureoli wokół jej głowy – Ale… Dlaczego
ona biegnie? Hm… Może do niej zawołam?
-Nie.
Zaczekaj… Spójrz. - przerwał jej chłopak cichym szeptem, wskazując na zupełnie
obcego mężczyznę, który właśnie pojawił się na wieży.
- Kto
to? – zapytała, nie odrywając spojrzenia od postaci w ciemnym płaszczu. Z tej
odległości nie była w stanie rozpoznać rysów jego twarzy.
Obserwowała
zdarzenie, zastanawiając się czemu nauczycielka i jakiś nieznajomy spotykają się
w taki mróz w odosobnionym miejscu, gdy nagle zdało jej się, że z góry usłyszała głos pani Cleveter.
Mężczyzna nieśpiesznie zbliżył się do niej, a do ich uszu dobiegł głośny
szloch. Zesztywniała, nagle cała sielankowa atmosfera gdzieś zniknęła, a jej miejsce
zastąpiło dziwne przeczucie, że zaraz stanie się coś bardzo złego. Było to tak
silne doznanie, że nie miała wątpliwości, że jej intuicja tym razem jej nie
zwodzi. Nim zdążyła cokolwiek zrobić bądź chociaż się odezwać pani Cleveter
została przyparta do zamkowego muru przez owego mężczyznę. Nastąpiła sekunda
przerażającej, mrożącej krew w żyłach ciszy, w czasie której poczuła jak włoski na karku stają jej
dęba. Nagle, zupełnie niespodziewanie kobieta została wypchnięta przez owego
mężczyznę poza barierkę. Jej szmaragdowa szata falowała szybko na mroźnym
wietrze. Krzyk nauczycielki niosąc się
echem połączył się z jej przerażonym głosem. Po bardzo krótkiej chwili, która
trwała co najwyżej parę sekund ciało kobiety zderzyło się z ziemią z
nieprzyjemnym trzaskiem. Śnieg wokół niej przybrał intensywnie czerwoną barwę...
Krzyknęła
z rozpaczy i strachu. Chciała tam podbiec, jednak chłopak chwycił ją mocno za
ramiona.
-Abigail,
musimy uciekać! Szybko!
Mężczyzna
z wieży wciąż tam stał i słysząc głosy nagle zwrócił się w ich stronę. Poczuła
jak przeszywa ją zimnym spojrzeniem….
Abigail obudziła się raptownie czując jak serce kołacze jej
w piersi, a ramiona unoszą się od spazmatycznego oddechu. Zerwała się z łóżka.
No, nareszcie po maturach :D Jesteśmy z tego powodu niezwykle szczęśliwe, choć tak już czujemy, że wynik z matmy nie będzie napawał nas dumą :p W każdym razie mamy nadzieję, że przez ten czas, gdy my zakuwałyśmy Wy bawiliście się dobrze. A no i oczywiście miło by było, gdybyście napisali co sądzicie o rozdziale, czy się podobał czy też można go sobie wsadzić w...ekhm, nos xD
Do następnego! :)
Swietny rozdzial, blagam, blagam, blagam, tylko nie karzcie czekac dlugo na nastepny, bo normalnie az skreca mnie z niecierpliwosci, zeby dowiedziec sie co bedzie dalej... Z waszym blogiem jest tak samo jak z ciekawa ksiazka. Jak zaczne czytac i mnie wciagnie, to musze czytac az dowiem sie co bedzie na nastepnych stronach, a kazda chwila przerwy i oddalenia od takowej ksiazki sprawia mi wrecz fizyczny bol, wiec licze na szybkiego nexta ;) :)
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że od pewnego czasu forma rozdziałów zmieniła się. Mam wrażenie, że teraz to takie krótkie wycinki z życia bohaterów. Z jednej strony podoba mi się to, ale z drugiej - brakuje mi tu opisów uczuć wewnętrznych. Reszta mi się podoba. Tylko akcja mogłaby jeszcze troszeczkę przyspieszyć i byłoby idealnie.
OdpowiedzUsuńMoim ulubionym bohaterem jest James, ale czasami zachowuje się naprawdę… głupio. Ta sytuacja z jego dziewczyną... Oj, Potter, musisz się jeszcze wiele nauczyć ;)
Pozdrawiam i życzę weny!
PS. Jak rozumiem sen Abigail to nawiązanie do prologu, tak? Zastanawiające jest także to morderstwo oraz sama sprawa dziennika. Ciekawe, ciekawe...
Jednym słowem CUDO!
OdpowiedzUsuńNaprawdę długo trzeba było czekać, ale warto. Rozdział jak zwykle cudowny i bez jakichś większych zarzutów. Jedyne do czego można się przyczepić to, że pojawia się coraz mniej opisów i uczuć bohaterów, jak wspominała już Qlibereq (mam nadzieję, że dobrze napisałam). Pozdrawiam ciepło i czekam na więcej
OdpowiedzUsuńSwish
Ps. Przepraszam za wszystkie błędy, ale piszę z telefonu z głupią autokorektą tekstu...
Świetny rozdział. Mam tylko takie spostrzeżenie. Nadal nie wiemy co się stało w poprzednim rozdziale kiedy James wszedł do szatni Ivy przed treningiem. Po co to zrobił? Nie wyjaśniłyście tego. O.o
OdpowiedzUsuńKurcze piszecie świetnie, obyście miały więcej czasu na pisanie, bo inaczej chyba nigdy nie dowiemy się o co chodzi z księgą, kamieniem, snami i morderstwami. :)
Pomysły macie genialne. :D
GENIALNY ROZDZIAŁ!!! nie mogę się doczkać następnego :)
OdpowiedzUsuńHej dziewczyny, są wakacje, więc piszcie szybko i dodawajcie :)
OdpowiedzUsuńheej. :D właśnie nie dawno odkryłam wasz blog i jednym słowem jestem nim ZAUROCZONA. : D piszecie świetnie! wszystkie rozdziały przeczytałam w ciągu jednego dnia, ale jak widzę nie zaglądacie tu zbyt często. : < prooszę, są wakacje, więc dodajcie nowy rozdział. : D pozdrawiam i życzę weny. ; )
OdpowiedzUsuńDziewczyny poprostu cudownie! Historia wciaga i nie mozna sie od niej oderwac. Pozdrawiam i zycze udanych wakacji! ;*
OdpowiedzUsuńGenialny rozdzial !!!
OdpowiedzUsuńHaaaaaalo, kiedy następny rozdział ???? :)
OdpowiedzUsuńWspaniały blog! Jestem tutaj pierwszy raz i mówiąc szczerze nie spodziewałam się niczego specjalnego :) Spodziewałam się zastać tu kolejną żenującą historyjkę, których pełno jest w sieci lub co gorsza opowiadanie yaoi.
OdpowiedzUsuńNa szczęście nic się takiego nie stało i przypadkowo odkryłam cudownego bloga :)
A teraz o samym rozdziale...
No więc tak: Piszecie bardzoo długie rozdziały (macie za to u mnie dużego plusa) niezwykle ciekawe, intrygujące i tajemnicze :) Nie wyłapałam żadnych błędów ortograficznych, nigdzie nie brakuje przecinków- jest świetnie :)
Rozdział zawiera bardzo dużo szczegółowych opisów, co wspaniale się czyta. I co najważniejsze: dialogi! Wspaniałe, na maxa rozbudowane dialogi, co dla mnie jest, zaraz po opisach miejsc i emocji bohaterów najważniejsze.
Jak już wspomniałam wyżej blog straszliwie mi się podoba i byłabym Wam okropnie wdzięczna gdybyście mnie na bieżąco informowały o kolejnych notkach na moim blogu :)
Gorąco Was pozdrawiam i życzę dużoo weny w dalszym pisaniu
~ Rose ~
P.S. Byłoby mi szalenie miło gdybyście od czasu do czasu zaglądnęły też do mnie:
http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com
Świetne :)
OdpowiedzUsuńDziewczyny, nie ma was już bardzo długo...
Macie zamiar dalej tworzyć?
Prooszę was, stwórzcie kolejny rozdział...
Już tyle czekamy...
Wielki, ogromniasty zastrzyk weeny - to czego wam życzę :D
I czas, bo na studiach pewnie nie macie go za dużo...
Jednak my, fanki już tak mamy... Chcemy, by rozdziały pojawiały się jak najczęściej...
Dlatego błaagam, napiszcie coś :D
To, co napisałyście jest super! <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie ciąg dalszy :)
Super!
OdpowiedzUsuńPoinformujecie mnie o nowej notce ?
jp-jego-historia.blogspot.com
;)
Lilka.
Drogie autorki zaglądacie tu jeszcze?
OdpowiedzUsuńTak dlugo czekam na nowy rozdzial, a tu nadal cicho... Szkoda, no historia naprawdę wciąga i jest interesująca. Czekam na rozwój akcji i nie mogę sie go doczekac. Zaglądacie tu jeszcze? Szkoda by bylo, gdybyście przestaly i o tym blogu zapomnialy... Macie w końcu trochę czytelników, jak tak patrze na komentarze :). Jak na razie czytam tylko stare rozdziały.
OdpowiedzUsuńKornelia Kamień znajdź gwiazdkę ¤¤¤¤*¤¤ jeśli znalazłeś/aś następnego dnia osoba którą kochasz
OdpowiedzUsuńpodejdzie do ciebie i powie ci w prost: ,,kocham cię", ale do tego czynu musisz wkleić to do 5 kom. w ciągu 5min. po przeczytaniu. Jeśli nie,
czeka cię pech. ps. to działa Lol
Już prawie pół roku...
OdpowiedzUsuńDziewczyny, co z opowiadaniem?
Dołączam się do pytań wyżej. :)
K.
http://max-potter-i-zgraja.blogspot.com/ zapraszam
OdpowiedzUsuńWarto byłoby napisać chociaż o zawieszeniu bloga :c kurcze, szkoda, że już go nie piszecie (mam nadzieję, że do tego wrócicie), bo jest świetny
OdpowiedzUsuńHejka dziewczyny żyjecie jeszcze :) już tyle czasu mineło a wy nie wstawiłyście żadnego postu ani żadnego rozdziału ani że zawiesiłyście bloga a pasowało by poinformowac swoich wiernych czytelników !!!!!! :D
OdpowiedzUsuńhttp://merryshadowhistory.blogspot.com)
OdpowiedzUsuńHey. Merry jestem |Mer
Wiem jest rok 2016 i piszę ten komentarz jako desperatka ale błagam, proszę i klękam.. wznówcie bloga. Dokończcie do końca. Jest taki cudowny, że nie można go opisać słowami. Wszystko w nim kocham od bohaterów po historię. A nawet nie jestem fanką Pottera !
OdpowiedzUsuńZdobyliście tyle fanów i wyświetleń powinnyście o nich pomyśleć(w tym o mnie). Nie wiem co jeszcze mogłabym napisać żeby was( albo chociaż jedną z was) przekonać. Po prostu proszę. Nie porzucajcie tak pięknej historii.
Wasza oddana fanka Sylwia
25 year old Staff Accountant III Elise Shimwell, hailing from Bow Island enjoys watching movies like "Snows of Kilimanjaro, The (Neiges du Kilimandjaro, Les)" and Singing. Took a trip to Monastery and Site of the Escurial and drives a Ferrari 250 Testa Rossa. jego wyjasnienie
OdpowiedzUsuńpomoc prawna powiat rzeszowski
OdpowiedzUsuń