poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział XXV - Czego boi się nieustraszony James



Abigail w otoczeniu Danielle, Philipa, Josha, Lucy, Luke’a, Harolda i Ivy przemierzała właśnie szkolne błonia. Ich buty zagłębiały się w błocie, a na ich twarzach lądowały płatki śniegu pomieszanego z deszczem i zimnymi kropelkami spływały za kołnierze. A mimo to wszyscy byli w szampańskich nastrojach. Ruda zerknęła na Ivy, która – jak się okazało – wcale nie jest tak mrukliwa i nieśmiała jak dotąd myślała. Blondynka, gdy tylko oswoiła się z sytuacją  zaczęła uczestniczyć w dyskusjach, śmiała się i to głośno, a nawet sama opowiadała dowcipy, które śmieszyły tylko Harolda. Było tak jak gdyby znali się od dawna.
„Ach, no tak, Harold” – pomyślała Abigail, zerkając na pryszczatego okularnika, który szedł tuż obok. On najmniej się udzielał  – „muszę się jakoś odwdzięczyć za to, że zawsze pomaga mi w lekcjach, daje ściągać na testach, opracowuje trudne eseje na transmutacje i rozjaśnia mrok zawiłych definicji w podręcznikach…”. Kucie do rana było dla niej niezgłębiona tajemnicą, której nie zamierzała odkryć. W dodatku zawsze fascynowała ją ta chęć do nauki, więc lubiła obserwować Krukonów, którzy na własne życzenie i to z przyjemnością  zamykali się w bibliotece sam na sam z książkami. Niebywałe!
Usłyszała  strzępek rozmowy Danielle i Lucy, ale nie miała ochoty rozmawiać o ponoć super skutecznym specyfiku do pogrubiania, zagęszczania i wydłużania rzęs. I tak zdobędzie go pierwsza.  Poza tym nie potrzebowała tego – była naturalnie urodziwa, przynajmniej według jej własnej opinii, a tych wszystkich kolorowych kosmetyków znajdujących się w łazience używała tylko by urozmaicić sobie poranek. Ivy gadała z chłopakami o miotłach, a Harold szedł gdzieś z boku i pewnie rozmyślał o jakieś wojnie między goblinami z tysiąc któregoś tam roku. Więc tak naprawdę do żadnej z grup nie miała ochoty się przyłączać.
Wróciła myślami do rozmowy z baru, gdzie jeszcze niedawno byli. „jak to lecę na dwa fronty?” – pomyślała z oburzeniem –„Nigdy nie grałam dwa fronty!” Nagle ja olśniło. To pewnie Ben! Jej durny brat wszystkim nagadał, że niby ona, Abigail leci na Davida, bo widział jak stali w tym ciasnym przejściu, po powrocie z Lasu i zaczął się rozbierać… to znaczy chciał zdjąć bluzę, bo było mu za gorąco! Co za bezczelna plotkara!
Od zawsze podobał jej się James, a David był jego przemiłym, zabawnym i w dodatku całkiem ładnie zbudowanym kolegą. Przypomniała jej się chwila, kiedy podglądała ich w szatni. Wiedziała, że James ma tors jak tyczka, ale to przecież nie ma znaczenia. Grunt to jego charakter… właściwie, kiedy Abigail się nad zastanowiła to doszła do wniosku, że i tutaj jest pewien zgrzyt.  Często bywał dla niej złośliwy, chyba czasem bardziej niż dla innych, ale nie przejmowała się – bo skoro był dla niej wyjątkowo uszczypliwy, to znaczy, że traktował ją wyjątkowo, a to niezbicie świadczy o tym, że była dla niego wyjątkowa. Logiczny wniosek się nasuwa. Była spokojna, bo wiedziała jak to się skończy. Wszystko wywróżyła w czwartej klasie, a jeśli czegoś była pewna to swoich wróżb.  Nie bez podstaw tak na nich polegała, gdyż do tej pory wszystkie się sprawdziły. Czasem jedynie drobne szczegóły się nie zgadzały, jednak efekt był zawsze ten sam.
Głośny śmiech wyrwał ją z zamyślenia.
- Abi, o czym tak rozmyślasz? –zapytała Lucy.
- Widzę to w twoich oczach… Znowu widzisz rozbierającego się przed tobą Davida, prawda? – wtrąciła się ucieszona Danielle.
Abigail załamała ręce. Następnego dnia rano, po powrocie z Lasu, cała jej paczka zaczęła rzucać jej  w kierunku aluzje dotyczące zdejmowania garderoby. Już wyobrażała sobie jak morduje Bena.
-Ile razy mam to powtarzać? Po prostu było mu gorąco i chciał zdjąć bluzę, a Ben nagle nas przyłapał… to znaczy wlazł nieproszony do przedsionka i źle zinterpretował tę sytuację!
-No właśnie, wszedł w odpowiednim momencie, niewiadomo co stałoby się chwilę później…
-Błagam cię, Danielle, jesteś okropna… David by się przede mną nie rozebrał. Koniec tematu.
Ivy nagle przerwała słuchania wywodu Philipa o badaniach nad najnowszą miotłą i zerknęła na tył głowy Abigail idącej parę kroków przed nią. David rozbierający się przed Abigail...? Nie, to niemożliwe… Pewnie chodziło o Jamesa. Co z tego, że ma dziewczynę? Zakładała, że to nie przeszkadzałoby mu obnażyć się przed inną. Ale najważniejsze pytanie, po co przed Abigail? Chociaż z drugiej strony, ona cały czas mu się „podkładała”, więc jeśli już naprawdę miał taką ochotę się przed nią rozbierać mógł to zrobić wcześniej. Czyli jednak David? Nie pasowało to do niego. Nie miała pojęcia o co chodzi, ale chyba wołała wrócić o dyskusji na temat Quidditcha. To było dla niej prostsze i bardziej zrozumiałe.
- No to Ivy…-zaczął Luke – Może następnym razem też chcesz z nami gdzieś wyjść? – zapytał, gdy Philip skończył swą opowieść o tym jak prototyp najnowszej miotły, Groma złamał się na teście wytrzymałości.
- Niedługo mecz, więc pewnie nie będę miała zbyt wiele czasu – odparła szybko, mając nadzieję na skierowanie tematu z powrotem na Quidditcha.
Nie udało się.
- Współczuje wam. Mnie by się nie chciało tyle trenować – powiedział Luke beztrosko.
- Dlatego ja jestem tu – w tym momencie wskazała ręką poziom na wysokości oczu – a ty tu – zniżyła rękę na poziom pasa – jej głos nie zabrzmiał złośliwie jak zwykle, a tylko uszczypliwie.
- No nie przesadzaj, jestem co najmniej tutaj – w tym momencie wskazał ręką na swój obojczyk. Ivy uśmiechnęła się lekko. Odwróciła się od niego i powróciła do dyskusji o miotłach. Luke nie miał pojęcia o czym Philip, Josh i Ivy rozmawiają, więc zagadał do Danielle, Lucy i Abigail rozprawiających o sukienkach czy tam innych spódnicach. Harold słuchał to jednych to drugich aż poczuł, że głowa rozbolała go od tak bzdurnych tematów, więc postanowił wrócić do swoich goblińskich wojen.
- Kometa może i ma dobry skręt, ale Meteor jest szybszy! – oburzył się Josh.
-Jeśli chodzi o stosunek ceny do jakości, to i tak najlepszy jest Nimbus Dwa Tysiące Dwanaście, mówię wam -  wtrącił się Luke, odwracając się do tyłu  i zerknął na Ivy.
Gryfonka dostrzegła jego spojrzenie i prychnęła.
-Bo ty akurat coś wiesz- zakpiła – Nimbus Dwa Tysiące Dwanaście został wyprowadzony z produkcji po tym jak okazało się, że nie jest w stanie przelecieć mili bez usterki. A w dodatku wpierw miał nosić nazwę Apokalipsa i to niby miał być dobry chwyt reklamowy – skrzywiła się.
Abigail podobnie jak Luke przed chwilą, postanowiła wtrącić swoje trzy knuty.
-Pamiętam to, „Kup za jedynie pięćdziesiąt galeonów, a odlecisz przed końcem świata!” – zawołała Abigail, co wywołalo salwę śmiechu, a co lekko spłoszyło Harolda. – Kupiłam Benowi na urodziny, niech się chłopak cieszy.
- Dopóki nie wybuchnie!
- No niestety, wciąż czekam.
- Przecież to totalny złom! – powiedziała Ivy.
- Na tej miotle na ostatnim meczu pierwszy złapał znicza – zauważył Luke.
Ivy napuszyła się, Abigail parsknęła śmiechem.
-Odczep się. To był przypadek!
Przez resztę drogi gawędzili beztrosko. Luke otworzył ciężki drzwi i wszyscy weszli do środka, tylko Abigail wciąż stała na zewnątrz.
-Hej, Abi idziesz?
-Dogonię was. Idźcie.
Luke zmarszczył czoło, ale nic nie powiedziawszy zamknął drzwi i za resztą wszedł do zamku.
Ruda zmrużyła oczy, przekrzywiła głowę i spojrzała na jakiś punkt znajdujący się na trawniku nieopodal wieży Gryfonów.
-Co to jest? – mruknęła pod nosem, wlepiając wzrok w coś znajdującego się pomiędzy zeschniętymi liśćmi. Miała dziwne przeczucie, że to coś super. Przeszła niewielki kawałek i przykucnęła. Dłońmi odzianymi w kremowe rękawiczki sięgnęła do małej krągłej, ubrudzonej błotem rzeczy. Wyprostowała się i zaczęła przyglądać się znalezisku.
Nagle od strony drogi usłyszała czyjeś głosy. Schowała przedmiot do kieszeni i skocznym, radosnym krokiem weszła do zamku.




***
Ivy pożegnała się ciepło (jak na nią) z Puchonami i Haroldem i zaczęła iść w stronę swojej wieży. Mimo, że była zmęczona dzisiejszym szlabanem to cieszyła się, że zdecydowała się z nimi spotkać. Nigdy jeszcze nie czuła się tak swobodnie  w tak dużym gronie. Polubiła ich, co ją samą naprawdę zaskoczyło.
W jednym z mijanych  zaułków usłyszała ściszone głosy. Nie zamierzała podsłuchiwać, dopóki nie usłyszała szeptu Vivianne. Była Ślizgonką, a w dodatku niebawem  miał się odbyć mecz przeciw nim, więc miała co najmniej dwa powody by jej nie ufać. 
- Daj sobie spokój – powiedziała inna dziewczyna również cicho, jakby bała się, że ktoś usłyszy.
- Nie – odparła stanowczo Viviann - nie zapomnę tej rudej idiotce jak upokorzyła mnie przed Potterem.  Nikt nie będzie tego robił, jasne? Wszystko pójdzie po mojej myśli, jak zawsze.
- Ale wtedy stracisz pozycje komentatorki .
- Myślisz, że mi na tym zależy? Zgłosiłam się na to stanowisko tylko po to, żeby się zemścić… A ty co tu robisz? – warknęła nagle w  kierunku Ivy, która zatrzymała się za rogiem.
Ivy lekko się skrzywiła na te słowa, jednak nic nie odpowiedziała. Ponowiła swoją wędrówkę  w kierunku wieży, zastanawiając się o kim mowa. Jednak obawiała się, że w tej szkole jest tylko jedna „ruda idiotka”, która lata za Jamesem.
Weszła do Pokoju Wspólnego, gdzie Gryfoni tłoczyli  się przy kominku. Najbliżej ognia siedział James, a tuż obok niego przytulona do niego Elizabeth. James z ożywieniem jej o czymś opowiadał, gestykulując żywo. Dziewczyna wpatrywała się w niego jak obrazek. Ivy odwróciła wzrok. „To wyglądało  tak jakby naprawdę mu na niej zależało. Powinien zostać aktorem. A może się mylę, może nie jest takim głupkiem… Chociaż… nie, raczej nie. Urodził się kretynem i umrze jako kretyn.”
Mijając rozwrzeszczanych pierwszoklasistów grających w nową grę ze sklepu Weasleyów, dostrzegła Davida siedzącego przy stoliku i ślęczącego z piórem nad jakimś długim pergaminem. Przeważnie odrabiał pracę domowe z Jamesem (jeśli już w ogóle taka sytuacja się zdarzyła).
Westchnęła i udała się do swojego pokoju. Miała nadzieję, że do meczu się pogodzą, inaczej mogło być kiepsko.
Położyła się na łóżku, nie zwracając na żywą dyskusje współlokatorek zaczęła zastanawiać się o co poszło. Dlaczego David odrabia lekcje, dlaczego robi to sam i dlaczego oboje patrzą na siebie z pogardą. Założyła ręce za głowę, pozwalając by jej czarny kot usadowił się wygodnie na jej brzuchu. 

***
Abigail niemal nie patrzyła gdzie idzie, z przyzwyczajenia wyklepała odpowiedni rytm o denka beczek przed wejściem do Hufflepuffu, przeszła przez wielką beczkę i znalazła się w przytulnym Pokoju Wspólnym. Wszyscy tłoczyli się przy ogromnym kominku. Podniosła wzrok.
-Ben! – zawołała do chłopaka obściskującego się z pewną kształtną Puchonką w kącie – BEN!
Chłopak nie reagował. Abigail westchnęła głośno, przeciągle ze zniecierpliwieniem. Zacisnęła dłonie  w pięści i ruszyła  w jego kierunku. Zatrzymała się tuż przed jego stopami.
-Ben.
Brak odpowiedzi. Ponownie westchnęła.
-Przepraszam bardzo… -powiedziała i bezceremonialnie wetknęła dłonie między pulchne ciało blondynki i jej szczupłego brata. Użyła siły jednak jej ręka jedynie zatopiła się w oponce dziewczyny. „O, jak miękko!” – pomyślała.
-Abigail nie masz lepszych momentów? – usłyszała rozeźlone słowa Bena, który właśnie oderwał się od ust swojej towarzyski, co wyrwało ją z kontemplacji na temat czy sama nie chciała być posiadaczką takiej figury – Ja ci tak nie robię!
- Ha-ha, bardzo śmieszne ty kretynie! – odparła, a blondynka na jego kolanach wstała i odsunęła się, widząc, że szykuje się rodzinna sprzeczka. – Czemu żeś nagadał, że gram na dwa fronty?!
- Ja?
- A kto inny? Dzisiaj w barze dowiedziałam się, że David Smith rozbierał się przede mną w przedsionku!
- Pff… bo tak było!
- Ile razy mam to wszystkim powtarzać… -zaczęła i nabrała powietrza, by następnie ryknąć niemal na cały głos – Jemu. Było. Po prostu. GORĄCO!
- A no właśnie. Czemu było mu gorąco?
- Bo to za mała przestrzeń!
- Właśnie! Za mała jak na ciebie i zawodnika przeciwnej drużyny!
- Czy ty jesteś normalny? Weź się lecz! A poza tym to tylko kolega i to nie jest twoja sprawa!
- Jak by był tylko kolegą to byś się tak o to nie wpieniała.
- A może się wpieniam, bo przez mojego brata przygłupa, wszyscy o mnie gadają jak o jakiejś lafiryndzie!
Wzruszył ramionami i najwyraźniej przestał zawracać sobie nią głowę, bo wstał i powrócił do swojej miękkiej dziewczyny. Jak ona go nie znosiła! Lecz tylko wywróciła oczami i szybkim krokiem zagłębiła się w korytarz przypominający tunel i weszła przez okrągłe drzwi do dormitorium. W progu zdjęła buty i płaszcz.
- Kapitanie Pierożku! – zawołała od wejścia – Pierożku! Mam coś dla ciebie – powiedziała, gdy wokół jej nóg przebiegła brązowa fretka.
- Ej, zamykaj to coś w klatce, bo znowu zjadła moje pióro! – zawołała jej współlokatorka grzebiąca w komodzie – Już żadnego nie mam!
- Oj, tam. Daj spokój, oddam ci swoje – powiedziała biorąc Pierożka na ręce – Tak, Pierożku? – wyszczebiotała całując fretkę w różowy nosek. „Harold pisze za mnie” – pomyślała i natychmiast dopadły ją wyrzuty sumienia „Na żonę Merlina, jestem taka leniwa, że mogłabym wcale nie wstawać z łóżka, ale kiedyś się mu odwdzięczę”.
Fretka wdrapała się na jej ramię i Abigail usiadła na łóżku. Wyjęła z kieszeni swoje znalezisko - niewielki, owalny, dość płaski kawałek różnokolorowego szkła, a może raczej czegoś co jedynie przypominało szkło. Przywodził na myśl niezwykle kolorowy kamień. W większości był krwiście czerwony, jednak posiadał także niebieskie i złote drobinki, a także inne barwy, które widać było pod różnymi kątami. Nie potrafiła stwierdzić co to tak naprawdę jest, ale bardzo jej się podobało. Mogło by być to ładnym naszyjnikiem. Przybliżyła go do twarzy i dostrzegła, że w środku znajdują się niewielkie błyszczące żyłki, a także jakaś wolno poruszająca się ciecz. Zaczęła zastanawiać się czy gdyby to rozbiła byłoby bardziej jak piwo kremowe czy też może jak budyń.
- Mm…Tak, Panie Pierożku. Mniam. – powiedziała do Fretki, która ocierała się o jej szyje.
- Na Merlina, Abigail przestań gadać do tej biednej fretki. Zostaw ją i chodź, kolacja się już dawno zaczęła.


***
Następnego dnia rano…

-Riddiculus!
Wielka ryba z zębami jak brzytwy zamieniła się w strzępek materiału.
-Brawo! Następny! – zawołał profesor Haywell klaszcząc w dłonie - Danielle!
Brunetka przerwała rozmowę z Abigail, która już chichotała i podeszła do starej skrzyni. Profesor uniósł ciężkie wieko i ze środka wyszedł jakiś chłopak.
-Danielle, jak mogłaś… -zaczął głosem pełnym żalu.
Brunetka uniosła różdżkę, gdy ze skrzyni wyłoniła się kolejna sylwetka.
-Danielle, nie wystarczałem ci? – zapytał nowy przybysz. Profesor zmarszczył brwi, a cała klasa wsłuchiwała w każdy udręczony szept.
Nim zdążyła unieść różdżkę wyszedł kolejny i jeszcze następny. Każdy z pretensjami. Danielle zaśmiała się nerwowo.
-Riddiculus!
Po chłopakach zostały tylko kukły. Wszyscy ryknęli śmiechem, na co Puchonka tylko wystawiła im język. Profesor usiłował udawać, że się nie śmieje, co niezbyt mu wychodziło.
- Brawo Danielle! – powiedział z uśmiechem i odprowadził ją wzrokiem  – Abigail!
Abigail podeszła raźnym krokiem i zatrzymała się tuż nad przepaścią, która właśnie utworzyła się w podłodze. Spojrzała  w dół. Nie widziała dna, a gdy cofnęła się przepaść rozszerzyła się. Zakręciło jej się w głowie.
-Riddiculus! – zawołała  i w podłodze nie było już przepaści,  a różowy puchaty dywanik. Ruda wróciła do szeregu i wyszczerzyła się do koleżanki.
-Danielle, co to było? I kto tu niby gra na dwa, a nie przepraszam cztery fronty?
-Cóż… sama wiesz jak to jest – stwierdziła i puściła do niej oczko.
Abigail popukała się w czoło.
-O, Ivy! Zobaczymy jak w tym roku sobie poradzisz! – powiedział Haywell i gestem zaprosił ja na środek sali. Ivy szła jak na skazanie. Ktoś z tyłu zachichotał.
Gryfonka wyprostowała się, żeby wyglądać pewniej i gdy profesor otworzył skrzynie spojrzała na… siebie.
 Stała przed samą sobą i widziała jak z jej nosa zaczyna ciec coś czerwonego i lepkiego. Po sekundzie na całym ciele pojawiały się drugie cięte rany, z których strumieniami sączyła się krew skapująca z cichymi pyknięciami na podłogę. Po chwili upadła na plecy w konwulsjach. Oczy wywróciły się na drugą stronę… Wszystko to stało się strasznie szybko.
-Riddiculus! Riddiculus!
Nic nie przychodziło jej do głowy. Wzięła oddech, próbując pozbierać myśli, ale póki co to zbierało jej się wyłącznie na mdłości.
-No dalej, Ivy! – rozpoznała rozbawiony głos Jamesa, a zakrwawione ciało zaczęło czołgać się w jej stronę pozostawiając krwawy ślad  – Tak jak w zeszłym roku! Zrzygaj się na nie to ucieknie! Tym razem chcę to zobaczyć!
Teraz już zupełnie nic nie przychodziło jej do głowy. Profesor Haywell stał i z boku i czekał na rozwój wydarzeń, karcąc chłopaka spojrzeniem.  Myślała, że za moment James faktycznie zobaczy to na co tak czekał, gdy wtem ktoś wybawił ją z opresji.
-Ivy, wyobraź sobie siebie… to znaczy to coś w syropie truskawkowym!
Zerknęła do tyłu i dostrzegła Luke’a. Wywróciła oczami, ale to było jedyny pomysł jaki miała. Próbowała wizualizować w myślach to co zaproponował Puchon. „Ale to głupie…” – pomyślała, jednak z lekką paniką. Zamknęła oczy i wypowiedziała zaklęcie i nagle zobaczyła siebie w szkolnym mundurku, leżącą  kałuży syropu truskawkowego. Kamień spadł jej z serca, a śniadanie powróciło na swoje miejsce w żołądku.
-Brawo Ivy!
Dziewczyna wróciła do szeregu zażenowana oklaskami, a jednak po części dumna, że jej się udało. Uśmiechnęła się lekko do Abigail, która wyszczerzyła się szeroko.
-No chłopaki, który z was idzie pierwszy? – Profesor Haywell spojrzał pytająco na Jamesa i Davida, którzy stali w pewnej odległości od siebie. Ivy wracając do szeregu spojrzała na ich twarze i już była pewna, że są na siebie porządnie obrażeni.
-Ja pójdę – powiedział David bezbarwnym tonem i poszedł na środek klasy. W jego tonie zabrakło optymizmu, którym zwykle się odznaczał. Po chwili krew ponownie zalała drewnianą podłogę. Tyle, że tym razem należała do kogoś zupełnie innego. Ivy odwróciła się czując, że jej posiłek znowu pragnie ujrzeć światło dzienne, za to reszta klasy przyglądała się z lekkim zdumieniem mężczyźnie w sutannie, który leżał w bezruchu na ziemi,  szeroko otwartymi oczami. Wyglądał na martwego.
-Riddiculus.
Na miejsce duchownego pojawiła się chmara różnokolorowych motyli. David wrócił na miejsce, Abigail przyglądała mu się z zaciekawieniem.
- James?
Brunet z pewną siebie mina opuścił szeregi i wkroczył na środek sali. Jako jedyny nie był zdziwiony tym co zobaczył David. Za to zastanawiało go co zobaczy on sam.
-Jestem gotowy – powiedział z opanowaniem.  Naprawdę był. Na wszystko, smoki, chimery i jakieś inne paskudztwa. Wszystko. Z wyjątkiem jednego co mu nawet do głowy nie przyszło.
- No zobaczymy Panie Potter. W zeszłym roku chyba nie miał Pan tyle odwagi by pokonać bogina, bo uciekł Pan z mojej lekcji – profesor uśmiechnął się i po raz ostatni uniósł wieko skrzyni.
Wszyscy uczniowie wlepili oczy w to co za chwile miało się pojawić. W końcu każdy chciał wiedzieć czego boi się słynny James Potter. Abigail wychyliła się nieco do przodu.
Na podłodze zaczęła materializować się jakaś postać. Po chwili można było już rozpoznać skórzane czółenka i dopasowaną szarą szatę rozpiętą pod szyją. Była to kobieta. Jej twarz, była ładna pomimo dojrzałego wieku, jednak wykrzywiał ją  okropny grymas Jej płomiennorude włosy powiewały, gdy dynamicznym krokiem zaczęła zbliżać się do bruneta. Jej orzechowe oczy, niemal identyczne co jego pałały gniewem.
- Jamesie Syriuszu Potterze! – warknęła kobieta, wzbudzając w chłopaku nieprzyjemne dreszcze. Włoski na karku stanęły mu dęba i gdyby był tu sam to już dawno uciekłby gdzie pieprz rośnie – Co żeś znowu narozrabiał?! Jeszcze jeden taki numer i razem  z ojcem cię wydziedziczymy! Słyszysz? Wy-dzie-dzi-czy-my! Możesz tylko pomarzyć o nowej miotle!
Klasa ryknęła śmiechem. Abigail zmarszczyła czoło, a Ivy zapiszczała z  uciechy.
- Wygląda na to, że wiemy czemu uciekłeś ostatnim razem! – powiedział Profesor, powodując nowa salwę śmiechu. James słyszał to wszystko, a  w jego głowie układał się już rozpaczliwy plan ratowania swojej reputacji. Gryfon oderwał na moment wzrok od swojej wyjątkowo zbulwersowanej rodzicielki i zerknął na profesora. Nie lubił go. Odwrócił się z powrotem.
-Jasne, mamo… -mruknął, co i tak pozostało stłumione przez jej krzyki. Machnął różdżką i z rudej wrzeszczącej kobiety pozostał kawałek materiału w serduszka opadającego na podłogę. Klasa wyciągnęła szyję, by odczytać napis widniejący na przedzie. Rozległy się stłumione chichoty. Abigail zasłoniła usta, próbując stumić śmiech.
-„Własność …Profesora… Haywella”… -odczytał nauczyciel i niemal w tym samym momencie rozbrzmiał dzwonek. James porwał swoją torbę i jako pierwszy wybiegł z sali nim nauczyciel wyszedł z osłupienia. Towarzyszyły mu wiwaty i wesołe okrzyki, jednak nie zwracał na to uwagi. Najważniejsze to znaleźć się jak najdalej od Haywella. Nie potrzebny mu kolejny szlaban. Po drodze zderzył się barkiem z Davidem. Mierzyli się spojrzeniami, ale tylko moment. Tłum uczniów ucieszony z zakończenia zajęć przepchał się między nimi bezceremonialnie, rozdzielając ich od siebie. James dostrzegł jeszcze ciemną czuprynę Davida znikającego za rogiem. Ściągnął brwi i poczochrał włosy. Jego rozmyślania przerwał profesor wychodzący z sali. Wiedział, że to najwyższa pora by się ulotnić.

***

Udało się, misja zakończona sukcesem! Skończyłyśmy przed końcem długiego weekendu. Mamy nadzieję, że wszystko jest ok, bo trochę sie śpieszyłyśmy, ale i tak nie krępujcie się by wytykać wszystkie błędy (jak zawsze)

19 komentarzy:

  1. Witam :-)
    XXV rozdział - to robi wrażenie. Nie czytałem poprzednich, bo dopiero co tutaj trafiłem, ale po lekturze tego jasno widać, że masz już wprawę.
    Trafiłem tu przez Bellatora, do którego również napisałem opowiadanie. Można gdzieś już przeczytać to stworzone przez Ciebie? Czy na razie wybrałaś tylko okładkę?
    Pozdrawiam i zapraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, same nie wierzymy, że tyle już napisałyśmy :) Można chyba powiedzieć, że mamy już w tym jako taką wprawę, jednak wciąż bardzo, bardzo daleko nam do perfekcji. Już nawet nie wspominając o pierwszych rozdziałach, które były niekiedy bardzo, bardzo... dziecinne, że tak to powiemy, żeby nie użyć innego określenia ;)
      Napisałyśmy opowiadanie ("Zemsta Mnicha") i wysłałyśmy, jednak poprosiłyśmy o zmodyfikowanie okładki i od długiego czasu nikt się do nas w związku z tym nie odezwał, więc wciąż czekamy na publikację.

      Usuń
  2. No dziewczyny muszę pszyznać że piszecie wręcz zaje... Od kilku dni codziennie przed snem czytam sobie po kilka rozdziałów z waszego bloga i dotarłem do momentu w którym będę musiał czekać dłuższy czas na kolejny rozdział;/ W między czasie muszę znaleźć sobie coś innego do czytania ale przyznam że macie na prawdę dar do pisania. Mam nadzieję że następny rozdział pojawi sie szybciej niż pojawiały się pozostałe no i życzę weny:)
    Pozdrawiam Przemek

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma kropki po notce od Autora! :P Było jeszcze parę drobnych błędów, ale nie pamiętam gdzie ;) Poza tym wszystko super

    OdpowiedzUsuń
  4. Potraficie poprawić humor! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. BOSKI !!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm...Czyżby Abigail chciała zeswatać Ivy z Haroldem?O.O Juz się boję!!!Rozdział świetny,kiedy następny ;)?
    Ps.oczywiście będę dalej komentować :DDD

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak słodko, James boi się Ginny! <:
    A Luke chyba na serio poczuł miętę do Ivy <3 <3 <3
    Kto będzie z kim? :P
    I kiedy David pogodzi się z Jamesem, a może James z Davidem?
    Kiedy następny rozdział?
    I najważniejsze: Czy pan Pierożek odegra tu jakąś większą rolę?!
    (Same pytania, a odpowiedzi rodzą jeszcze więcej pytań )
    Pozdrawiam, SM^^

    OdpowiedzUsuń
  8. No co mam powiedzieć? Cudne cudne i jeszcze raz cudne. Piszecie wspaniale i tyle. Przeczytałam wszystke rozdziały i czuję pewnego rodzaju niedosyt. Czekam więc na dalszy ciąg i przyznam że trochę się już niecierpliwię. Jednym słowem: nie kończcie tego szybko, nie zostawiajcie bloga na pastwę losu, a możecie być pewne że moje oczy zajrzą tu niedługo. Amen.


    Tak przy okazji chciałabym zaprosić was na bloga którego piszę z przyjaciółką www.reniferki.bloog.pl
    Nivis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem a Was nie ma. Czemu każecie mi tak długo czekać? Przecież ja tu zaraz pęknę z niecierpliwości i ciekawości.
      Nivis

      Usuń
    2. Dalej nicz? A ja czekam
      Nivis

      Usuń
    3. Paskudnr paskudy dalej nic nie dodały a ja czekam. Jestem już na granicy załamania nerwowego ale i tak Was lovciamkochamubustwiammiłuję i błagam na kolankach o następny rozdział <333333
      Nivis

      Usuń
  9. Przeczytałam całe, patrzę... i ogarnęłam, że ostatnia notka dopiero z listopada... GDZIE JESTEŚCIE? :C
    Jeśli byłaby taka możliwość, a na Waszym blogu zaczęłoby się coś dziać, to poinformowałybyście mnie? Ładnie proszę :3

    ~ http://no-rules-in-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Coś niebywałego! Piękna historia! Żałuję, że dopiero teraz na nią natrafiłam, ale obiecuje czytać i komentować każdy kolejny wpis.
    Może zajrzysz do mnie. Dopiero co zaczytam, ale szukam czytelników:
    http://opposite-of-darkness.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapraszam do przeczytania prologu opowiadania na moim blogu. Przepraszam za jego skromne rozmiary, ale pragnę zeznajomić czytelników z klimatem opowieści. Proszę o szczery komentarz. To zachęci mnie do pisania.
    www.opposite-of-darkness.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Ej, no kiedy następny rozdział? Dawaj coś szybko, no! Nie bądź taka xd

    OdpowiedzUsuń
  13. wś kiedy ? a wg to kocham a wy bluźnicie pisząc że to rani oczy !! xx

    OdpowiedzUsuń
  14. Zapraszam do Hogwartu! Zapisz się już dziś ;) www.hogwart.boo.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Kornelia Kamień znajdź gwiazdkę ¤¤¤¤*¤¤ jeśli znalazłeś/aś następnego dnia osoba którą kochasz
    podejdzie do ciebie i powie ci w prost: ,,kocham cię", ale do tego czynu musisz wkleić to do 5 kom. w ciągu 5min. po przeczytaniu. Jeśli nie,
    czeka cię pech. ps. to działa Lol

    OdpowiedzUsuń