Abigail w otoczeniu Danielle,
Philipa, Josha, Lucy, Luke’a, Harolda i Ivy przemierzała właśnie szkolne
błonia. Ich buty zagłębiały się w błocie, a na ich twarzach lądowały płatki
śniegu pomieszanego z deszczem i zimnymi kropelkami spływały za kołnierze. A
mimo to wszyscy byli w szampańskich nastrojach. Ruda zerknęła na Ivy, która –
jak się okazało – wcale nie jest tak mrukliwa i nieśmiała jak dotąd myślała.
Blondynka, gdy tylko oswoiła się z sytuacją
zaczęła uczestniczyć w dyskusjach, śmiała się i to głośno, a nawet sama
opowiadała dowcipy, które śmieszyły tylko Harolda. Było tak jak gdyby znali się
od dawna.
„Ach, no tak, Harold” – pomyślała Abigail, zerkając na
pryszczatego okularnika, który szedł tuż obok. On najmniej się udzielał – „muszę się jakoś odwdzięczyć za to, że
zawsze pomaga mi w lekcjach, daje ściągać na testach, opracowuje trudne eseje
na transmutacje i rozjaśnia mrok zawiłych definicji w podręcznikach…”. Kucie do
rana było dla niej niezgłębiona tajemnicą, której nie zamierzała odkryć. W
dodatku zawsze fascynowała ją ta chęć do nauki, więc lubiła obserwować
Krukonów, którzy na własne życzenie i to z przyjemnością zamykali się w bibliotece sam na sam z
książkami. Niebywałe!
Usłyszała strzępek rozmowy
Danielle i Lucy, ale nie miała ochoty rozmawiać o ponoć super skutecznym specyfiku
do pogrubiania, zagęszczania i wydłużania rzęs. I tak zdobędzie go
pierwsza. Poza tym nie potrzebowała tego
– była naturalnie urodziwa, przynajmniej według jej własnej opinii, a tych wszystkich
kolorowych kosmetyków znajdujących się w łazience używała tylko by urozmaicić
sobie poranek. Ivy gadała z chłopakami o miotłach, a Harold szedł gdzieś z boku
i pewnie rozmyślał o jakieś wojnie między goblinami z tysiąc któregoś tam roku.
Więc tak naprawdę do żadnej z grup nie miała ochoty się przyłączać.
Wróciła myślami do rozmowy z baru, gdzie jeszcze niedawno
byli. „jak to lecę na dwa fronty?” – pomyślała z oburzeniem –„Nigdy nie grałam
dwa fronty!” Nagle ja olśniło. To pewnie Ben! Jej durny brat wszystkim
nagadał, że niby ona, Abigail leci na Davida, bo widział jak stali w tym
ciasnym przejściu, po powrocie z Lasu i zaczął się rozbierać… to znaczy chciał zdjąć
bluzę, bo było mu za gorąco! Co za bezczelna plotkara!
Od zawsze podobał jej się James, a David był jego przemiłym,
zabawnym i w dodatku całkiem ładnie zbudowanym kolegą. Przypomniała jej się
chwila, kiedy podglądała ich w szatni. Wiedziała, że James ma tors jak tyczka,
ale to przecież nie ma znaczenia. Grunt to jego charakter… właściwie, kiedy
Abigail się nad zastanowiła to doszła do wniosku, że i tutaj jest pewien zgrzyt. Często bywał dla niej złośliwy, chyba czasem
bardziej niż dla innych, ale nie przejmowała się – bo skoro był dla niej
wyjątkowo uszczypliwy, to znaczy, że traktował ją wyjątkowo, a to niezbicie
świadczy o tym, że była dla niego wyjątkowa. Logiczny wniosek się nasuwa. Była spokojna,
bo wiedziała jak to się skończy. Wszystko wywróżyła w czwartej klasie, a jeśli
czegoś była pewna to swoich wróżb. Nie
bez podstaw tak na nich polegała, gdyż do tej pory wszystkie się sprawdziły.
Czasem jedynie drobne szczegóły się nie zgadzały, jednak efekt był zawsze ten
sam.
Głośny śmiech wyrwał ją z zamyślenia.
- Abi, o czym tak rozmyślasz? –zapytała Lucy.
- Widzę to w twoich oczach… Znowu widzisz rozbierającego się
przed tobą Davida, prawda? – wtrąciła się ucieszona Danielle.
Abigail załamała ręce. Następnego dnia rano, po powrocie z
Lasu, cała jej paczka zaczęła rzucać jej
w kierunku aluzje dotyczące zdejmowania garderoby. Już wyobrażała sobie
jak morduje Bena.
-Ile razy mam to powtarzać? Po prostu było mu gorąco i
chciał zdjąć bluzę, a Ben nagle nas przyłapał… to znaczy wlazł nieproszony do
przedsionka i źle zinterpretował tę sytuację!
-No właśnie, wszedł w odpowiednim momencie, niewiadomo co
stałoby się chwilę później…
-Błagam cię, Danielle, jesteś okropna… David by się przede
mną nie rozebrał. Koniec tematu.
Ivy nagle przerwała słuchania wywodu Philipa o badaniach nad
najnowszą miotłą i zerknęła na tył głowy Abigail idącej parę kroków przed nią.
David rozbierający się przed Abigail...? Nie, to niemożliwe… Pewnie chodziło o
Jamesa. Co z tego, że ma dziewczynę? Zakładała, że to nie przeszkadzałoby mu
obnażyć się przed inną. Ale najważniejsze pytanie, po co przed Abigail? Chociaż
z drugiej strony, ona cały czas mu się „podkładała”, więc jeśli już naprawdę
miał taką ochotę się przed nią rozbierać mógł to zrobić wcześniej. Czyli jednak
David? Nie pasowało to do niego. Nie miała pojęcia o co chodzi, ale chyba
wołała wrócić o dyskusji na temat Quidditcha. To było dla niej prostsze i
bardziej zrozumiałe.
- No to Ivy…-zaczął Luke – Może następnym razem też chcesz z
nami gdzieś wyjść? – zapytał, gdy Philip skończył swą opowieść o tym jak
prototyp najnowszej miotły, Groma złamał się na teście wytrzymałości.
- Niedługo mecz, więc pewnie nie będę miała zbyt wiele czasu
– odparła szybko, mając nadzieję na skierowanie tematu z powrotem na
Quidditcha.
Nie udało się.
Nie udało się.
- Współczuje wam. Mnie by się nie chciało tyle trenować –
powiedział Luke beztrosko.
- Dlatego ja jestem tu – w tym momencie wskazała ręką poziom
na wysokości oczu – a ty tu – zniżyła rękę na poziom pasa – jej głos nie
zabrzmiał złośliwie jak zwykle, a tylko uszczypliwie.
- No nie przesadzaj, jestem co najmniej tutaj – w tym
momencie wskazał ręką na swój obojczyk. Ivy uśmiechnęła się lekko. Odwróciła
się od niego i powróciła do dyskusji o miotłach. Luke nie miał pojęcia o czym
Philip, Josh i Ivy rozmawiają, więc zagadał do Danielle, Lucy i Abigail
rozprawiających o sukienkach czy tam innych spódnicach. Harold słuchał to
jednych to drugich aż poczuł, że głowa rozbolała go od tak bzdurnych tematów,
więc postanowił wrócić do swoich goblińskich wojen.
- Kometa może i ma dobry skręt, ale Meteor jest szybszy! –
oburzył się Josh.
-Jeśli chodzi o stosunek ceny do jakości, to i tak najlepszy
jest Nimbus Dwa Tysiące Dwanaście, mówię wam -
wtrącił się Luke, odwracając się do tyłu i zerknął na Ivy.
Gryfonka dostrzegła jego spojrzenie i prychnęła.
-Bo ty akurat coś wiesz- zakpiła – Nimbus Dwa Tysiące
Dwanaście został wyprowadzony z produkcji po tym jak okazało się, że nie jest w
stanie przelecieć mili bez usterki. A w dodatku wpierw miał nosić nazwę
Apokalipsa i to niby miał być dobry chwyt reklamowy – skrzywiła się.
Abigail podobnie jak Luke przed chwilą, postanowiła wtrącić
swoje trzy knuty.
-Pamiętam to, „Kup za jedynie pięćdziesiąt galeonów, a
odlecisz przed końcem świata!” – zawołała Abigail, co wywołalo salwę śmiechu, a
co lekko spłoszyło Harolda. – Kupiłam Benowi na urodziny, niech się chłopak
cieszy.
- Dopóki nie wybuchnie!
- No niestety, wciąż czekam.
- Przecież to totalny złom! – powiedziała Ivy.
- Na tej miotle na ostatnim meczu pierwszy złapał znicza –
zauważył Luke.
Ivy napuszyła się, Abigail parsknęła śmiechem.
-Odczep się. To był przypadek!
Przez resztę drogi gawędzili beztrosko. Luke otworzył ciężki
drzwi i wszyscy weszli do środka, tylko Abigail wciąż stała na zewnątrz.
-Hej, Abi idziesz?
-Dogonię was. Idźcie.
Luke zmarszczył czoło, ale nic nie powiedziawszy zamknął
drzwi i za resztą wszedł do zamku.
Ruda zmrużyła oczy, przekrzywiła głowę i spojrzała na jakiś
punkt znajdujący się na trawniku nieopodal wieży Gryfonów.
-Co to jest? – mruknęła pod nosem, wlepiając wzrok w coś
znajdującego się pomiędzy zeschniętymi liśćmi. Miała dziwne przeczucie, że to
coś super. Przeszła niewielki kawałek i przykucnęła. Dłońmi odzianymi w kremowe
rękawiczki sięgnęła do małej krągłej, ubrudzonej błotem rzeczy. Wyprostowała
się i zaczęła przyglądać się znalezisku.
Nagle od strony drogi usłyszała czyjeś głosy. Schowała
przedmiot do kieszeni i skocznym, radosnym krokiem weszła do zamku.
***
Ivy pożegnała się ciepło (jak na nią) z Puchonami i Haroldem
i zaczęła iść w stronę swojej wieży. Mimo, że była zmęczona dzisiejszym
szlabanem to cieszyła się, że zdecydowała się z nimi spotkać. Nigdy jeszcze nie
czuła się tak swobodnie w tak dużym
gronie. Polubiła ich, co ją samą naprawdę zaskoczyło.
W jednym z mijanych
zaułków usłyszała ściszone głosy. Nie zamierzała podsłuchiwać, dopóki
nie usłyszała szeptu Vivianne. Była Ślizgonką, a w dodatku niebawem miał się odbyć mecz przeciw nim, więc miała
co najmniej dwa powody by jej nie ufać.
- Daj sobie spokój – powiedziała inna dziewczyna również
cicho, jakby bała się, że ktoś usłyszy.
- Nie – odparła stanowczo Viviann - nie zapomnę tej rudej
idiotce jak upokorzyła mnie przed Potterem.
Nikt nie będzie tego robił, jasne? Wszystko pójdzie po mojej myśli, jak
zawsze.
- Ale wtedy stracisz pozycje komentatorki .
- Myślisz, że mi na tym zależy? Zgłosiłam się na to
stanowisko tylko po to, żeby się zemścić… A ty co tu robisz? – warknęła nagle
w kierunku Ivy, która zatrzymała się za
rogiem.
Ivy lekko się skrzywiła na te słowa, jednak nic nie
odpowiedziała. Ponowiła swoją wędrówkę w
kierunku wieży, zastanawiając się o kim mowa. Jednak obawiała się, że w tej
szkole jest tylko jedna „ruda idiotka”, która lata za Jamesem.
Weszła do Pokoju Wspólnego, gdzie Gryfoni tłoczyli się przy kominku. Najbliżej ognia siedział
James, a tuż obok niego przytulona do niego Elizabeth. James z ożywieniem jej o
czymś opowiadał, gestykulując żywo. Dziewczyna wpatrywała się w niego jak
obrazek. Ivy odwróciła wzrok. „To wyglądało tak jakby naprawdę mu na niej zależało.
Powinien zostać aktorem. A może się mylę, może nie jest takim głupkiem…
Chociaż… nie, raczej nie. Urodził się kretynem i umrze jako kretyn.”
Mijając rozwrzeszczanych pierwszoklasistów grających w nową
grę ze sklepu Weasleyów, dostrzegła Davida siedzącego przy stoliku i ślęczącego
z piórem nad jakimś długim pergaminem. Przeważnie odrabiał pracę domowe z
Jamesem (jeśli już w ogóle taka sytuacja się zdarzyła).
Westchnęła i udała się do swojego pokoju. Miała nadzieję, że
do meczu się pogodzą, inaczej mogło być kiepsko.
Położyła się na łóżku, nie zwracając na żywą dyskusje
współlokatorek zaczęła zastanawiać się o co poszło. Dlaczego David odrabia
lekcje, dlaczego robi to sam i dlaczego oboje patrzą na siebie z pogardą.
Założyła ręce za głowę, pozwalając by jej czarny kot usadowił się wygodnie na jej
brzuchu.
***
Abigail niemal nie patrzyła gdzie idzie, z przyzwyczajenia
wyklepała odpowiedni rytm o denka beczek przed wejściem do Hufflepuffu,
przeszła przez wielką beczkę i znalazła się w przytulnym Pokoju Wspólnym.
Wszyscy tłoczyli się przy ogromnym kominku. Podniosła wzrok.
-Ben! – zawołała do chłopaka obściskującego się z pewną
kształtną Puchonką w kącie – BEN!
Chłopak nie reagował. Abigail westchnęła głośno, przeciągle
ze zniecierpliwieniem. Zacisnęła dłonie
w pięści i ruszyła w jego
kierunku. Zatrzymała się tuż przed jego stopami.
-Ben.
Brak odpowiedzi. Ponownie westchnęła.
-Przepraszam bardzo… -powiedziała i bezceremonialnie
wetknęła dłonie między pulchne ciało blondynki i jej szczupłego brata. Użyła
siły jednak jej ręka jedynie zatopiła się w oponce dziewczyny. „O, jak miękko!”
– pomyślała.
-Abigail nie masz lepszych momentów? – usłyszała rozeźlone
słowa Bena, który właśnie oderwał się od ust swojej towarzyski, co wyrwało ją z
kontemplacji na temat czy sama nie chciała być posiadaczką takiej figury – Ja
ci tak nie robię!
- Ha-ha, bardzo śmieszne ty kretynie! – odparła, a
blondynka na jego kolanach wstała i odsunęła się, widząc, że szykuje się
rodzinna sprzeczka. – Czemu żeś nagadał, że gram na dwa fronty?!
- Ja?
- A kto inny? Dzisiaj w barze dowiedziałam się, że David
Smith rozbierał się przede mną w przedsionku!
- Pff… bo tak było!
- Ile razy mam to wszystkim powtarzać… -zaczęła i nabrała
powietrza, by następnie ryknąć niemal na cały głos – Jemu. Było. Po prostu.
GORĄCO!
- A no właśnie. Czemu było mu gorąco?
- Bo to za mała przestrzeń!
- Właśnie! Za mała jak na ciebie i zawodnika przeciwnej
drużyny!
- Czy ty jesteś normalny? Weź się lecz! A poza tym to tylko
kolega i to nie jest twoja sprawa!
- Jak by był tylko kolegą to byś się tak o to nie wpieniała.
- A może się wpieniam, bo przez mojego brata przygłupa, wszyscy
o mnie gadają jak o jakiejś lafiryndzie!
Wzruszył ramionami i najwyraźniej przestał zawracać sobie nią
głowę, bo wstał i powrócił do swojej miękkiej dziewczyny. Jak ona go nie znosiła! Lecz tylko wywróciła oczami i
szybkim krokiem zagłębiła się w korytarz przypominający tunel i weszła przez
okrągłe drzwi do dormitorium. W progu zdjęła buty i płaszcz.
- Kapitanie Pierożku! – zawołała od wejścia – Pierożku! Mam
coś dla ciebie – powiedziała, gdy wokół jej nóg przebiegła brązowa fretka.
- Ej, zamykaj to coś w klatce, bo znowu zjadła moje pióro! –
zawołała jej współlokatorka grzebiąca w komodzie – Już żadnego nie mam!
- Oj, tam. Daj spokój, oddam ci swoje – powiedziała biorąc
Pierożka na ręce – Tak, Pierożku? – wyszczebiotała całując fretkę w różowy
nosek. „Harold pisze za mnie” – pomyślała i natychmiast dopadły ją wyrzuty
sumienia „Na żonę Merlina, jestem taka leniwa, że mogłabym wcale nie wstawać z łóżka, ale kiedyś się mu odwdzięczę”.
Fretka wdrapała się na jej ramię i Abigail usiadła na łóżku.
Wyjęła z kieszeni swoje znalezisko - niewielki, owalny, dość płaski kawałek różnokolorowego
szkła, a może raczej czegoś co jedynie przypominało szkło. Przywodził na myśl
niezwykle kolorowy kamień. W większości był krwiście czerwony, jednak posiadał
także niebieskie i złote drobinki, a także inne barwy, które widać było pod
różnymi kątami. Nie potrafiła stwierdzić co to tak naprawdę jest, ale bardzo
jej się podobało. Mogło by być to ładnym naszyjnikiem. Przybliżyła go do twarzy
i dostrzegła, że w środku znajdują się niewielkie błyszczące żyłki, a także
jakaś wolno poruszająca się ciecz. Zaczęła zastanawiać się czy gdyby to rozbiła
byłoby bardziej jak piwo kremowe czy też może jak budyń.
- Mm…Tak, Panie Pierożku. Mniam. – powiedziała do Fretki,
która ocierała się o jej szyje.
- Na Merlina, Abigail przestań gadać do tej biednej fretki.
Zostaw ją i chodź, kolacja się już dawno zaczęła.
***
Następnego dnia rano…
-Riddiculus!
Wielka ryba z zębami jak brzytwy zamieniła się w strzępek
materiału.
-Brawo! Następny! – zawołał profesor Haywell klaszcząc w
dłonie - Danielle!
Brunetka przerwała rozmowę z Abigail, która już chichotała i
podeszła do starej skrzyni. Profesor uniósł ciężkie wieko i ze środka wyszedł
jakiś chłopak.
-Danielle, jak mogłaś… -zaczął głosem pełnym żalu.
Brunetka uniosła różdżkę, gdy ze skrzyni wyłoniła się
kolejna sylwetka.
-Danielle, nie wystarczałem ci? – zapytał nowy przybysz.
Profesor zmarszczył brwi, a cała klasa wsłuchiwała w każdy udręczony szept.
Nim zdążyła unieść różdżkę wyszedł kolejny i jeszcze
następny. Każdy z pretensjami. Danielle zaśmiała się nerwowo.
-Riddiculus!
Po chłopakach zostały tylko kukły. Wszyscy ryknęli śmiechem,
na co Puchonka tylko wystawiła im język. Profesor usiłował udawać, że się nie śmieje,
co niezbyt mu wychodziło.
- Brawo Danielle! – powiedział z uśmiechem i odprowadził ją
wzrokiem – Abigail!
Abigail podeszła raźnym krokiem i zatrzymała się tuż nad
przepaścią, która właśnie utworzyła się w podłodze. Spojrzała w dół. Nie widziała dna, a gdy cofnęła się
przepaść rozszerzyła się. Zakręciło jej się w głowie.
-Riddiculus! – zawołała
i w podłodze nie było już przepaści,
a różowy puchaty dywanik. Ruda wróciła do szeregu i wyszczerzyła się do
koleżanki.
-Danielle, co to było? I kto tu niby gra na dwa, a nie
przepraszam cztery fronty?
-Cóż… sama wiesz jak to jest – stwierdziła i puściła do niej
oczko.
Abigail popukała się w czoło.
-O, Ivy! Zobaczymy jak w tym roku sobie poradzisz! –
powiedział Haywell i gestem zaprosił ja na środek sali. Ivy szła jak na
skazanie. Ktoś z tyłu zachichotał.
Gryfonka wyprostowała się, żeby wyglądać pewniej i gdy
profesor otworzył skrzynie spojrzała na… siebie.
Stała przed samą sobą
i widziała jak z jej nosa zaczyna ciec coś czerwonego i lepkiego. Po sekundzie
na całym ciele pojawiały się drugie cięte rany, z których strumieniami sączyła
się krew skapująca z cichymi pyknięciami na podłogę. Po chwili upadła na plecy
w konwulsjach. Oczy wywróciły się na drugą stronę… Wszystko to stało się
strasznie szybko.
-Riddiculus! Riddiculus!
Nic nie przychodziło jej do głowy. Wzięła oddech, próbując
pozbierać myśli, ale póki co to zbierało jej się wyłącznie na mdłości.
-No dalej, Ivy! – rozpoznała rozbawiony głos Jamesa, a zakrwawione
ciało zaczęło czołgać się w jej stronę pozostawiając krwawy ślad – Tak jak w zeszłym roku! Zrzygaj się na nie
to ucieknie! Tym razem chcę to zobaczyć!
Teraz już zupełnie nic nie przychodziło jej do głowy.
Profesor Haywell stał i z boku i czekał na rozwój wydarzeń, karcąc chłopaka
spojrzeniem. Myślała, że za moment James
faktycznie zobaczy to na co tak czekał, gdy wtem ktoś wybawił ją z opresji.
-Ivy, wyobraź sobie siebie… to znaczy to coś w syropie
truskawkowym!
Zerknęła do tyłu i dostrzegła Luke’a. Wywróciła oczami, ale
to było jedyny pomysł jaki miała. Próbowała wizualizować w myślach to co
zaproponował Puchon. „Ale to głupie…” – pomyślała, jednak z lekką paniką.
Zamknęła oczy i wypowiedziała zaklęcie i nagle zobaczyła siebie w szkolnym
mundurku, leżącą kałuży syropu
truskawkowego. Kamień spadł jej z serca, a śniadanie powróciło na swoje miejsce
w żołądku.
-Brawo Ivy!
Dziewczyna wróciła do szeregu zażenowana oklaskami, a jednak
po części dumna, że jej się udało. Uśmiechnęła się lekko do Abigail, która wyszczerzyła
się szeroko.
-No chłopaki, który z was idzie pierwszy? – Profesor Haywell
spojrzał pytająco na Jamesa i Davida, którzy stali w pewnej odległości od
siebie. Ivy wracając do szeregu spojrzała na ich twarze i już była pewna, że są
na siebie porządnie obrażeni.
-Ja pójdę – powiedział David bezbarwnym tonem i poszedł na
środek klasy. W jego tonie zabrakło optymizmu, którym zwykle się odznaczał. Po
chwili krew ponownie zalała drewnianą podłogę. Tyle, że tym razem należała do
kogoś zupełnie innego. Ivy odwróciła się czując, że jej posiłek znowu pragnie
ujrzeć światło dzienne, za to reszta klasy przyglądała się z lekkim zdumieniem
mężczyźnie w sutannie, który leżał w bezruchu na ziemi, szeroko otwartymi oczami. Wyglądał na
martwego.
-Riddiculus.
Na miejsce duchownego pojawiła się chmara różnokolorowych
motyli. David wrócił na miejsce, Abigail przyglądała mu się z zaciekawieniem.
- James?
Brunet z pewną siebie mina opuścił szeregi i wkroczył na
środek sali. Jako jedyny nie był zdziwiony tym co zobaczył David. Za to
zastanawiało go co zobaczy on sam.
-Jestem gotowy – powiedział z opanowaniem. Naprawdę był. Na wszystko, smoki, chimery i
jakieś inne paskudztwa. Wszystko. Z wyjątkiem jednego co mu nawet do głowy nie
przyszło.
- No zobaczymy Panie Potter. W zeszłym roku chyba nie miał
Pan tyle odwagi by pokonać bogina, bo uciekł Pan z mojej lekcji – profesor
uśmiechnął się i po raz ostatni uniósł wieko skrzyni.
Wszyscy uczniowie wlepili oczy w to co za chwile miało się
pojawić. W końcu każdy chciał wiedzieć czego boi się słynny James Potter.
Abigail wychyliła się nieco do przodu.
Na podłodze zaczęła materializować się jakaś postać. Po
chwili można było już rozpoznać skórzane czółenka i dopasowaną szarą szatę
rozpiętą pod szyją. Była to kobieta. Jej twarz, była ładna pomimo dojrzałego
wieku, jednak wykrzywiał ją okropny
grymas Jej płomiennorude włosy powiewały, gdy dynamicznym krokiem zaczęła zbliżać
się do bruneta. Jej orzechowe oczy, niemal identyczne co jego pałały gniewem.
- Jamesie Syriuszu Potterze! – warknęła kobieta, wzbudzając
w chłopaku nieprzyjemne dreszcze. Włoski na karku stanęły mu dęba i gdyby był
tu sam to już dawno uciekłby gdzie pieprz rośnie – Co żeś znowu narozrabiał?!
Jeszcze jeden taki numer i razem z ojcem
cię wydziedziczymy! Słyszysz? Wy-dzie-dzi-czy-my! Możesz tylko pomarzyć o nowej
miotle!
Klasa ryknęła śmiechem. Abigail zmarszczyła czoło, a Ivy
zapiszczała z uciechy.
- Wygląda na to, że wiemy czemu uciekłeś ostatnim razem! –
powiedział Profesor, powodując nowa salwę śmiechu. James słyszał to wszystko,
a w jego głowie układał się już
rozpaczliwy plan ratowania swojej reputacji. Gryfon oderwał na moment wzrok od
swojej wyjątkowo zbulwersowanej rodzicielki i zerknął na profesora. Nie lubił
go. Odwrócił się z powrotem.
-Jasne, mamo… -mruknął, co i tak pozostało stłumione przez
jej krzyki. Machnął różdżką i z rudej wrzeszczącej kobiety pozostał kawałek
materiału w serduszka opadającego na podłogę. Klasa wyciągnęła szyję, by
odczytać napis widniejący na przedzie. Rozległy się stłumione chichoty. Abigail
zasłoniła usta, próbując stumić śmiech.
-„Własność …Profesora… Haywella”… -odczytał nauczyciel i
niemal w tym samym momencie rozbrzmiał dzwonek. James porwał swoją torbę i jako
pierwszy wybiegł z sali nim nauczyciel wyszedł z osłupienia. Towarzyszyły mu
wiwaty i wesołe okrzyki, jednak nie zwracał na to uwagi. Najważniejsze to
znaleźć się jak najdalej od Haywella. Nie potrzebny mu kolejny szlaban. Po
drodze zderzył się barkiem z Davidem. Mierzyli się spojrzeniami, ale tylko
moment. Tłum uczniów ucieszony z zakończenia zajęć przepchał się między nimi
bezceremonialnie, rozdzielając ich od siebie. James dostrzegł jeszcze ciemną
czuprynę Davida znikającego za rogiem. Ściągnął brwi i poczochrał włosy. Jego
rozmyślania przerwał profesor wychodzący z sali. Wiedział, że to najwyższa pora
by się ulotnić.
***
Udało się, misja zakończona sukcesem! Skończyłyśmy przed końcem długiego weekendu. Mamy nadzieję, że wszystko jest ok, bo trochę sie śpieszyłyśmy, ale i tak nie krępujcie się by wytykać wszystkie błędy (jak zawsze)
Witam :-)
OdpowiedzUsuńXXV rozdział - to robi wrażenie. Nie czytałem poprzednich, bo dopiero co tutaj trafiłem, ale po lekturze tego jasno widać, że masz już wprawę.
Trafiłem tu przez Bellatora, do którego również napisałem opowiadanie. Można gdzieś już przeczytać to stworzone przez Ciebie? Czy na razie wybrałaś tylko okładkę?
Pozdrawiam i zapraszam
Tak, same nie wierzymy, że tyle już napisałyśmy :) Można chyba powiedzieć, że mamy już w tym jako taką wprawę, jednak wciąż bardzo, bardzo daleko nam do perfekcji. Już nawet nie wspominając o pierwszych rozdziałach, które były niekiedy bardzo, bardzo... dziecinne, że tak to powiemy, żeby nie użyć innego określenia ;)
UsuńNapisałyśmy opowiadanie ("Zemsta Mnicha") i wysłałyśmy, jednak poprosiłyśmy o zmodyfikowanie okładki i od długiego czasu nikt się do nas w związku z tym nie odezwał, więc wciąż czekamy na publikację.
No dziewczyny muszę pszyznać że piszecie wręcz zaje... Od kilku dni codziennie przed snem czytam sobie po kilka rozdziałów z waszego bloga i dotarłem do momentu w którym będę musiał czekać dłuższy czas na kolejny rozdział;/ W między czasie muszę znaleźć sobie coś innego do czytania ale przyznam że macie na prawdę dar do pisania. Mam nadzieję że następny rozdział pojawi sie szybciej niż pojawiały się pozostałe no i życzę weny:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Przemek
Nie ma kropki po notce od Autora! :P Było jeszcze parę drobnych błędów, ale nie pamiętam gdzie ;) Poza tym wszystko super
OdpowiedzUsuńPotraficie poprawić humor! ;*
OdpowiedzUsuńBOSKI !!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńHmmm...Czyżby Abigail chciała zeswatać Ivy z Haroldem?O.O Juz się boję!!!Rozdział świetny,kiedy następny ;)?
OdpowiedzUsuńPs.oczywiście będę dalej komentować :DDD
Jak słodko, James boi się Ginny! <:
OdpowiedzUsuńA Luke chyba na serio poczuł miętę do Ivy <3 <3 <3
Kto będzie z kim? :P
I kiedy David pogodzi się z Jamesem, a może James z Davidem?
Kiedy następny rozdział?
I najważniejsze: Czy pan Pierożek odegra tu jakąś większą rolę?!
(Same pytania, a odpowiedzi rodzą jeszcze więcej pytań )
Pozdrawiam, SM^^
No co mam powiedzieć? Cudne cudne i jeszcze raz cudne. Piszecie wspaniale i tyle. Przeczytałam wszystke rozdziały i czuję pewnego rodzaju niedosyt. Czekam więc na dalszy ciąg i przyznam że trochę się już niecierpliwię. Jednym słowem: nie kończcie tego szybko, nie zostawiajcie bloga na pastwę losu, a możecie być pewne że moje oczy zajrzą tu niedługo. Amen.
OdpowiedzUsuńTak przy okazji chciałabym zaprosić was na bloga którego piszę z przyjaciółką www.reniferki.bloog.pl
Nivis
Ja jestem a Was nie ma. Czemu każecie mi tak długo czekać? Przecież ja tu zaraz pęknę z niecierpliwości i ciekawości.
UsuńNivis
Dalej nicz? A ja czekam
UsuńNivis
Paskudnr paskudy dalej nic nie dodały a ja czekam. Jestem już na granicy załamania nerwowego ale i tak Was lovciamkochamubustwiammiłuję i błagam na kolankach o następny rozdział <333333
UsuńNivis
Przeczytałam całe, patrzę... i ogarnęłam, że ostatnia notka dopiero z listopada... GDZIE JESTEŚCIE? :C
OdpowiedzUsuńJeśli byłaby taka możliwość, a na Waszym blogu zaczęłoby się coś dziać, to poinformowałybyście mnie? Ładnie proszę :3
~ http://no-rules-in-my-world.blogspot.com/
Coś niebywałego! Piękna historia! Żałuję, że dopiero teraz na nią natrafiłam, ale obiecuje czytać i komentować każdy kolejny wpis.
OdpowiedzUsuńMoże zajrzysz do mnie. Dopiero co zaczytam, ale szukam czytelników:
http://opposite-of-darkness.bloog.pl/
Zapraszam do przeczytania prologu opowiadania na moim blogu. Przepraszam za jego skromne rozmiary, ale pragnę zeznajomić czytelników z klimatem opowieści. Proszę o szczery komentarz. To zachęci mnie do pisania.
OdpowiedzUsuńwww.opposite-of-darkness.bloog.pl
Ej, no kiedy następny rozdział? Dawaj coś szybko, no! Nie bądź taka xd
OdpowiedzUsuńwś kiedy ? a wg to kocham a wy bluźnicie pisząc że to rani oczy !! xx
OdpowiedzUsuńZapraszam do Hogwartu! Zapisz się już dziś ;) www.hogwart.boo.pl
OdpowiedzUsuńKornelia Kamień znajdź gwiazdkę ¤¤¤¤*¤¤ jeśli znalazłeś/aś następnego dnia osoba którą kochasz
OdpowiedzUsuńpodejdzie do ciebie i powie ci w prost: ,,kocham cię", ale do tego czynu musisz wkleić to do 5 kom. w ciągu 5min. po przeczytaniu. Jeśli nie,
czeka cię pech. ps. to działa Lol